Wystawa umieszczona będzie po północnej stronie placu w przestrzeni Procuratie Vecchie - Prokuracji Starej. Ekspozycja znalazła się na liście 30 projektów wśród tzw. wydarzeń towarzyszących Biennale Art 2024, wybranych przez Adriano Pedrosa, kuratora 60. Międzynarodowej Wystawy Sztuki w Wenecji. Projekt „Andrzej Wróblewski (1927-1957). W pierwszej osobie”, którego kuratorką jest Anna Muszyńska, powstał z inicjatywy Fundacji Rodziny Staraków.
Andrzej Wróblewski był jedną z największych indywidualności artystycznych polskiego malarstwa powojennego, jednocześnie jednak - jak go określano – artystą zabłąkanym w skomplikowanej historii swojego kraju. Z jednej strony jako malarz i krytyk sztuki był zaangażowany w socrealizm, z drugiej fascynowały go eksperymenty z pogranicza abstrakcji. Przede wszystkim jednak to twórca niezwykle sugestywnych wizji wojny i spowodowanej nią degradacji człowieka.
Świadectwem doświadczeń wojennych, ukazujących tragedię lat okupacyjnych był namalowany w 1949 roku cykl ośmiu obrazów, o wspólnym tytule „Rozstrzelania”. W tym samym 1949 r. powstały też takie płótna, jak „Syn i zabita matka” oraz „Matka z zabitym synem”. Na tych obrazach postaci zabitej matki i zabitego syna są błękitne, podobnie jak w „Rozstrzelaniach” ludzie zabici są namalowani mocną błękitną farbą. Obrazy te to gorzka esencja, symbol i znak rozpoznawczy twórczości Wróblewskiego.
Andrzej Wróblewski urodził się w Wilnie 15 czerwca 1927 roku, zginął 23 marca 1957 podczas wyprawy w Tatry. Był synem rektora Uniwersytetu w Wilnie prof. Bronisława Wróblewskiego. Matka Krystyna pracowała jako graficzka; to pod jej opieką podejmował pierwsze próby artystyczne.
Był dwunastolatkiem, kiedy wybuchła II wojna światowa. Dzieciństwo chłopca zostało naznaczone poczuciem zagrożenia i niepokoju o życie własne i bliskich. Łapanki, aresztowania, wywózki i rozstrzelania ludności cywilnej składały się na obraz wojennej i okupacyjnej rzeczywistości. Jako czternastoletni chłopiec był świadkiem śmierci ojca na zawał serca podczas rewizji, dokonanej przez niemieckich żołnierzy.
Wiosną 1945 roku wraz z matką i bratem wyjechał do Krakowa. Tam zdał maturę i podjął studia na dwóch uczelniach: Wydziale Malarstwa i Rzeźby krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Zygmunta Radnickiego, Zbigniewa Pronaszki, Hanny Rudzkiej‑Cybisowej i Jerzego Fedkowicza oraz hiolstorii sztuki w Uniwersytecie Jagiellońskim.
Swoje pierwsze prace malarskie tworzył jeszcze pod wpływem kapistów, ale dość szybko postanowił rozstać z ich założeniami i nurtem koloryzmu.
Jako stypendysta w ramach wymiany zorganizowanej przez Międzynarodowy Związek Studentów wyjechał w 1948 r. z grupą kolegów na trzymiesięczne stypendium do Holandii. Efektem tego wyjazdu i kontaktu ze sztuką niderlandzką była wysoko oceniona praca magisterska „Początki krajobrazu w sztuce niderlandzkiej XV‑XVII wieku”. Wróblewskiego jednak, mimo że studiował historię i teorię sztuki, nie pociągała kariera naukowa.
Jako młody wrażliwy społecznie człowiek powołał do życia w 1948 r. działającą przy Związku Akademickiej Młodzieży Polskiej w krakowskiej akademii Grupę Samokształceniową, do której należeli m.in. Andrzej Strumiłło, Konrad Nałęcki, Przemysław Brykalski i Andrzej Wajda.
Młodzi artyści ostro spierali się ze swoimi wykładowcami, w przeważającej mierze członkami Komitetu Paryskiego, opowiadającymi się w malarstwie za koloryzmem. Tych młodych sama estetyka już nie interesowała. „Zaufajcie malarzom. Nie nakarmią tandetą” - zapewniał sam artysta – jak można przeczytać w publikacji pod red. J. Michalskiego „Wróblewski nieznany”.
W tym okresie Wróblewski malował obrazy eksperymentalne, w których nawiązał do abstrakcji. Podczas I Wystawy Sztuki Nowoczesnej zaprezentowane zostały kalejdoskopowe obrazy, będące jednocześnie metaforyczną wizją Kosmosu.
W roku 1950 Wróblewski podjął pracę na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych. Po rozwiązaniu Grupy Samokształceniowej malarz zmierzał ku sztuce realistycznej, podporządkowanej wzorcom ideowym. Jednak jego obrazy nie zostały zaakceptowane przez komunistyczną krytykę. Zapewne ich siła wyrazu była tak mocna, że nie do przyjęcia dla „czynników partyjnych”. „Wróblewski malował po prostu człowieka w zatrutych oparach polityki” - napisał w szkicu poświęconym artyście poeta Marek Sołtysik.
Był to dla artysty okres trudny, przygnębiający. W liście do żony pisanym około 1953 r. Wróblewski wspominał: „Został naokoło mnie martwy świat, który paraliżuje z wolna całe czucie ludzkie we mnie – i nie znajduję w sobie sił, aby w tej pustyni wykrzesać z siebie szatański ogień młodości – sprzeciw przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Jestem stary i wyjałowiony. (…) Okazuje się, że świat wewnętrzny człowieka jest delikatną budowlą: kiedy nią z całych sił wstrząsnąć, żeby zobaczyć jak jest mocna, rozpada się bez śladu popiołu, zostawiając przerażającą pustkę”.
Artysta z czasem odnalazł i sens twórczości, i egzystencji w życiu rodzinnym. Był mężem Teresy Reutt, absolwentki filologii klasycznej, urodził mu się syn i dwie córeczki bliźniaczki.
Powrócił do malarstwa figuratywnego - zajął się malowaniem scen z życia codziennego, obrazów nawiązujących do macierzyństwa. To właśnie formuła malarstwa figuratywnego stanowi zdaniem historyków i krytyków sztuki najwybitniejszą część dzieła Wróblewskiego.
W przełomowym, odwilżowym roku 1956 maluje cykl obrazów pod tytułem „Ukrzesłowienie”, będący wyrazem krytycznego widzenia życia w czasach PRL‑u. W tym samym roku miała miejsce pierwsza wystawa indywidualna artysty w warszawskim Salonie „Po prostu”.
Efektem podróży, jaką malarz odbył w 1956 r. do Jugosławii, była powstała pod wrażeniem serbskich cmentarzy seria „Nagrobki”. Forma obrazów nabrała wymiaru symbolicznego, stała się wypowiedzią artysty na temat śmierci.
Rok później pod wpływem wydarzeń w Hiroszimie - wybuchu bomby atomowej i zdjęcia przedstawiającego kontur człowieka na moście, które obiegło cały świat - Wróblewski stworzył „Cień Hiroszimy”. Prawdopodobnie w tym czasie powstały także niedatowane prace figuralne o podobnej stylistyce. W obrazie forma została zredukowana do minimum – wyrażona jako syntetyczny znak plastyczny.
Wiosną 1957 r. malarz wyjechał w Tatry. Doszło tam do tragicznego wypadku, którego prawdopodobną przyczyną był atak epilepsji.
„W Tatrach w sobotę 23 marca 1957 roku turyści i zaniepokojeni leśnicy, przechodząc w tę i z powrotem drogą Oswalda Balzera na trasie do Morskiego Oka w kilkugodzinnym odstępie czasu, obserwowali szczupłego pana siedzącego pod drzewem. Wcześniej świeciło słońce, teraz już zimno i przejmujący wiatr. Obok mężczyzny książka, może notatnik… Co jest? Wtedy czytał i teraz czyta? Nie czyta, bo wiatr przewraca kartki. Wreszcie podeszli w grupie. Ten pan nie żył” – napisał Marek Sołtysik.
Andrzej Wróblewski nie dożył trzydziestki. Za życia nie miał wielu wystaw w kraju. Współcześnie jego obrazy osiągają rekordowe ceny na rynku sztuki, np. obraz „Dwie mężatki” został sprzedany za ponad 13 mln zł.
Pierwszą zagraniczną indywidualną wystawę artysty zorganizowano dopiero ponad 50 lat po śmierci artysty. Nosiła tytuł „To the Margin and Back” –„Do krawędzi i z powrotem” i miała miejsce w 2010 r. w prestiżowym Van Abbemuseum w Eindhoven w Holandii.
„Dla międzynarodowej publiczności interesujące może być u Wróblewskiego to napięcie pomiędzy abstrakcją a figuracją, nowoczesnością a socrealizmem oraz jego zaangażowanie polityczne. Andrzej Wróblewski jest naszą wielka legendą i marzymy, żeby stał się jeśli nie legendą dla wszystkich, to przynajmniej postacią rozpoznawalną na międzynarodowej scenie artystycznej. Nie ma gwarancji, że to się uda” – zauważyła szefowa warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej Joanna Mytkowska w rozmowie z Agnieszką Kowalską, przeprowadzonej w 2012 r. z okazji międzynarodowego seminarium poświęconego życiu i twórczości artysty.
60. Międzynarodowa Wystawa Sztuki w Wenecji, której hasło brzmi „Obcokrajowcy są wszędzie” ma trwać od 20 kwietnia do 24 listopada 2024 r. W Pawilonie Polskim będzie można zobaczyć polsko-ukraiński projekt „Powtarzajcie za mną II” kolektywu Open Group. (PAP)
Anna Bernat
pp/