Wicemistrzyni olimpijska Andrejczyk potrzebowała zmiany i nawiązała współpracę z "szamanem" [NASZE WIDEO]

2024-06-12 17:21 aktualizacja: 2024-06-12, 22:29
Maria Andrejczyk na ME w Rzymie. Fot. PAP/Adam Warżawa
Maria Andrejczyk na ME w Rzymie. Fot. PAP/Adam Warżawa
Wicemistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem Maria Andrejczyk potrzebowała zmian. Sama odezwała się do Pawła Pawlaka. W Rzymie oboje opowiedzieli PAP o tym, dlaczego współpraca lekkoatletki z "szamanem" ma sens, a także o wszechobecnym i niezrozumiałym hejcie.

Współpraca Andrejczyk z Pawłem Pawlakiem trwa od ponad roku. Oszczepniczka zgodziła się porozmawiać z PAP w Rzymie podczas mistrzostw Europy o tej, dla wielu osób dość niekonwencjonalnej, formie treningu mentalnego, bo Pawlak sam siebie żartobliwie określa mianem "szamana", programatora podświadomości.

"Znalazłam się w takim momencie stagnacji, a wręcz regresu. Przede wszystkim w złym miejscu mentalnym, więc stwierdziłam, że warto by było spróbować nowych rzeczy. Ja bardzo lubię nowe rzeczy i napisałam do Pawła na Instagramie, bo słuchałam jakiegoś podcastu o rozwoju mentalnym. Napisałam do niego i szybko poszło, bo chyba z tydzień później mieliśmy pierwszą sesję" - powiedziała Andrejczyk.

Pawlak przyznał, że ma doświadczenie pracy z zawodnikami sportów siłowych - trójboistami, strongmanami, a także trochę doświadczenia z zawodnikami sztuk walki.

"Nigdy nie współpracowałem z lekkoatletami i sam też nigdy lekkoatletyki nie trenowałem, więc nie spodziewałem się zainteresowania ze strony tego świata. Tym bardziej nie spodziewałem się zainteresowania ze strony zawodniczki tej klasy" - powiedział.

Przyznał, że jest bardzo podobny do Andrejczyk, która w jego ocenie jest "bardzo czującą osobą".

"Ja może nie wyglądam na człowieka wrażliwego. Wiele lat zajęło mi nauczenie się tego, jak obsługiwać emocje, w jaki sposób działać ze swoim umysłem, dlatego dziś robię to, co robię. Sam kiedyś byłem hejterem, jako młody człowiek i wszystko wiedziałem najlepiej" - przyznał w Rzymie.

Mówiąc o swojej konstrukcji psychicznej ocenił, że "Maria pod tym względem jest podobna". "Ja to doskonale rozumiem. Ona dużo czuje, ma dużą intuicję i ogromna część naszej pracy to nauka ufania tej intuicji" - powiedział.

Andrejczyk stwierdziła, że dobrze wiedziała, iż tego właśnie chce spróbować.

"Odkąd pamiętam wiedziałam, że w sporcie strefa mentalna jest niesamowicie istotna. W głowie się wygrywa i w głowie się przegrywa. Zawsze kładłam na to duży nacisk i wiedziałam, że to może być kolejny fajny krok. Wcześniej bardzo się skupiałam na tym bólu (po porażkach - PAP), na tym jak jest to trudne i ciężkie. Teraz też nie jest inaczej i to dziesiąte miejsce w ME bardzo mnie boli, bo dobrze wiem, na co mnie stać. Dużo błędów zostało popełnionych. Moje ciało absolutnie nie powinno się zachowywać tak jak się zachowywało wczoraj, bo dużo rzeczy wydarzyło się po drodze" - mówiła.

Przyznała, że cały jej team "rzeźbił, z czego mógł". "Zrobiliśmy wszystko, co byliśmy w stanie, żebym wczoraj wystartowała, żebym rzucała. I to dało tylko 10. miejsce na ME" - podsumowała.

Odniosła się także do wszechobecnego hejtu w sieci. "Wszystko, co widzimy w telewizji i internecie, to tylko czubek góry lodowej. Nikt nie zna historii drugiego człowieka, ale wiele osób jest chętnych, aby to oceniać, aby wylać frustrację. Wczoraj o tym z Pawłem rozmawialiśmy, co pokazują ludzie, którzy wyrzucają ten hejt z siebie. Zgodnie stwierdziliśmy, że najlepiej jest mieć wobec tych ludzi współczucie" - powiedziała rekordzistka Polski.

Andrejczyk nie może zrozumieć i wyobrazić sobie, co taka osoba, która hejtuje, musi przeżywać w środku, jak trudne życie musi mieć, że "ten człowiek musi kogoś przycisnąć do dna, pomimo tego, że ta osoba już i tak ma ciężko, bo zawaliła swój start". "Dobrze wiem, że są to różne grupy ludzie. Ci, którzy mnie wspierają na co dzień, którzy są ze mną w sukcesach, czy w trudniejszych momentach, w momentach porażki, to jednak grupa. Drugą są hejterzy, którzy tylko czekają aż któryś ze sportowców się potknie, wywali, wywróci" - stwierdziła.

Pawlak przyznał, że nie może zrozumieć wielkiego oburzenia na 10. miejsce Andrejczyk w Europie. Powiedział, że przecież to jej najlepszy wynik od igrzysk w Tokio, a on widzi postępy pracy, jej sens, kierunek, w którym muszą zmierzać przed igrzyskami w Paryżu. Planu nie zdradził, bo byłaby to rozmowa o bardzo wrażliwych elementach ludzkiej psychiki.

"Ja jestem przekonany, że Maria w środku doskonale wie i czuje, co ma zrobić, żeby osiągnąć możliwie najlepsze wyniki. Natomiast nie zawsze jest gotowa ten wewnętrzny głos usłyszeć, jest gotowa w to uwierzyć. Tym bardziej, że są za nią bardzo ciężkie doświadczenia w karierze, które jeszcze mocno uciszyły ten głos. To duża część naszej pracy, aby iść za tym +flow+" - wyjaśnił.

Dodał, że "żartobliwie mówi o sobie +szaman+", bo być może sposób, w którym pracuje może się wydawać "dziwny".

"Ja się zajmuję hipnozą, podświadomością. Tu jest jeszcze dużo różnych negatywnych skojarzeń. Hipnoza nam się kojarzy z machaniem wahadełkiem przed oczami, z różnymi tego typu rzeczami. Prawda jest taka, że hipnoza ma szerokie zastosowanie w terapii. Hipnoza od bardzo dawna ma szerokie zastosowanie w sporcie. Żeby daleko nie szukać - Mike Tyson był poddawany hipnozie, kiedy był nastolatkiem, Tiger Woods pracował z hipnotyzerem, Bruce Willis, znany aktor, jąkał się kiedyś, gdy występował przed ludźmi. Potem już tego nie miał, właśnie dzięki hipnozie" - wymieniał przykłady Pawlak.

"Jestem tym, kim ludzie chcą wierzyć, że jestem" - podsumował.

 

Z Rzymu Tomasz Więcławski (PAP)

ps/