Reprezentanci Polski w sprincie kajakowym od igrzysk w Seulu (1988) regularnie przywozili medale olimpijskie. W ostatnim czasie to grupa prowadzona przez Tomasza Kryka była wizytówką polskiego kajakarstwa. Z trzech ostatnich igrzysk biało-czerwone przywiozły pięć krążków.
Do pełni szczęścia brakowało tylko złotego medalu, Polakom nie udało się jak dotąd stanąć na najwyższym stopniu podium. Była szansa, że ten historyczny sukces będzie miał miejsce w Paryżu, tymczasem reprezentacja wraca do domu z pustymi rękami.
Rozczarowały przede wszystkim kajakarki, w pierwszym z finałów czwórka znalazła się tuż za podium.
"Ciężko jest mi powiedzieć, ponieważ nie jestem już w kadrze i nie przebywam na zgrupowaniach. Mogę się tylko domyślać z własnych obserwacji. Pierwszy niepokój pojawił się u mnie podczas eliminacji czwórek. Widziałam, jak wyglądały dziewczyny, a po ich twarzach wyczuwałam niepewność. Bo sportowiec pewny siebie inaczej się zachowuje. Można było zająć trzecie miejsce w tym wyścigu, bowiem to dawało bezpośredni awans do finału A, natomiast dziewczyny wyglądały na nieco zmęczone, a łódka nie płynęła chyba tak, jak sobie wyobrażały" – przyznała Walczykiewicz.
Jak dodała, zdecydowanie większym zaskoczeniem była postawa wspomnianych dwójek, które nie zakwalifikowały się nawet do finału A. Przed igrzyskami obie załogi wymieniano w gronie kandydatek do medalu. Martyna Klatt i Helena Wiśniewska to ubiegłoroczne wicemistrzynie świata, a Karolina Naja i Anna Puławska zdobyły srebro igrzysk w Tokio.
"Czwarte miejsce czwórki w finale nie było wcale złym wynikiem. Tak naprawdę ciężko jest logicznie wytłumaczyć, co się wydarzyło w wyścigach dwójek. W eliminacjach dziewczyny jeszcze dobrze wyglądały i nic nie wskazywało na to, że może się coś złego wydarzyć" – tłumaczyła.
"Mogliśmy zakładać, że dwójki nie zdobędą medalu, bo przecież była Nowa Zelandia, do tego dwie osady Węgier, Niemki. I było wiadomo, że na finiszu będzie 'ciasno'. Natomiast w momencie, gdy dziewczyny przegrywają z Meksykankami w półfinale, a potem też w finale B, przegrywają także ze Szwecją, to tego nie rozumiem. Bo nawet nie będąc w szczytowej formie, z Meksykiem nie powinny przegrać. Poziom sportowy dziewczyn jest tak wysoki, że awans do finału A nie powinien być problemem" – dodała.
Słabszy występ zanotowała także Dominika Putto, która oprócz czwórki, rywalizowała w jedynce na 500 m. Zawodniczka Zawiszy Bydgoszcz była dopiero druga w finale C, czyli 18.
"Dominika, moim zdaniem, dobrze trafiła na skład półfinału, pomyślałam, że jest duża szansa zrobić fajny wynik. Myślę, że finał C był dla niej mocno rozczarowujący. Ja w Tokio byłam trzecia w finale B, a 'pięćsetka' nigdy nie była do końca moim dystansem" - przyznała.
Walczykiewicz nie wyklucza, że być może forma przyszła o kilka dni za wcześnie.
"Z jednej strony dziewczyny w wywiadach po wyścigach mówiły, że na zgrupowaniach wszystko było OK, poprawiały własne rekordy treningowe. Może jednak nie trafiły z formą, niewykluczone, że przyszła ona zbyt wcześnie. Bo jak spojrzymy na zawody – im dalej w las, tym ta forma przygasała" – oceniła.
Jej zdaniem najwięcej ciepłych słów należą się kanadyjkarkom Dorocie Borowskiej i Sylwii Szczerbińskiej, które uplasowały się na piątej pozycji w C2 500 m. Borowskiej nie udało się natomiast powtórzyć wyniku w jedynce na 200 m, w której trzy lata temu w Tokio była czwarta. W Paryżu zajęła drugie miejsce w finale B (10.).
"Występ Doroty z Sylwią na duży plus. Jak przypomnimy sobie to, co one przeszły, ile trenowały i jak wyglądały ich przygotowania, to bardzo fajny wynik. Tym bardziej, że przez 350 metrów płynęły na medal. Myślę, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Na pewno Dorota liczyła na dużo więcej w jedynce, to był słaby występ, a ona pewnie dobrze wie, że nie wykonała tego, na co była przygotowana. Uważam, że całe zamieszanie z tą aferą dopingową na pewno jej nie pomogło. Może ciut więcej liczyłam, jeśli chodzi o Wiktora Głazunowa, myślałam, że podejmie walkę o brąz. Patrząc z perspektywy wyników całej kadry, szósta lokata jest też dobrym rezultatem" – skomentowała utytułowana kajakarka KTW Kalisz.
Była reprezentantka Polski przy okazji igrzysk w Paryżu zadebiutowała przed mikrofonem. Rywalizację w sprincie kajakowym komentowała dla stacji Eurosport.
"Myślę, że nie najgorzej sobie poradziłam, na pewno jakichś błędów się nie ustrzegłam. Mam nadzieję, że nie był to pierwszy i ostatni raz. Przyznam jednak, że mnie rzadko brakuje słów, natomiast przy niektórych naszych startach nie wiedziałam nawet, co powiedzieć. Sama byłam w ciężkim szoku" – podsumowała Walczykiewicz. (PAP)
Autor: Marcin Pawlicki
kgr/