Obraz przenosi widzów do Littlehampton początku XX w. Głównymi bohaterkami są sąsiadki mające skrajnie odmienne podejście do życia. Starsza z nich, Edith Swan (w tej roli Olivia Colman), jest gorliwie wierzącą kobietą, bezwzględnie podporządkowaną swojemu despotycznemu ojcu. Natomiast młodsza, Rose Gooding (Jessie Buckley) – przebojową, wyzwoloną Irlandką samotnie wychowującą córkę. Mimo wszelkich różnic kobiety pozostają w poprawnych relacjach. Edith ma nadzieję, że Rose spokornieje i wróci na "dobrą drogę". Rose zaś chciałaby, by jej sąsiadka wrzuciła na luz i odważyła się na jakikolwiek akt buntu. Kiedy pewnego dnia Edith otrzymuje złośliwy, obsceniczny, anonimowy list, natychmiast zaczyna podejrzewać, że jest on sprawką Rose. Po pewnym czasie okazuje się, że inni członkowie lokalnej społeczności również odbierają korespondencję podobnej treści. Śledztwo w sprawie rozpoczyna policjantka Gladys Moss (Anjana Vasan).
Zanim pojawią się napisy końcowe, dowiadujemy się, że film oparto na prawdziwej historii, która przez lata była zapomniana. Aż do czasu, gdy odkrył ją scenarzysta Jonny Sweet i okrasił solidną dawką brytyjskiego humoru. Jego tekst ujął reżyserkę Theę Sharrock i laureatkę aktorskiego Oscara Olivię Colman, która została także producentką filmu. "Gdy otrzymałam scenariusz, Olivia była już zaangażowana w projekt. Wiedziałam więc od razu, że to będzie coś, co chcę zrobić. Czytając tekst, zaczęłam wyobrażać sobie Olivię w roli Edith i pokochałam ten pomysł. Trudno znaleźć słowa, które nie powielałyby wszystkiego, co powiedziano o tej aktorce. Ma niesamowity talent, a praca z nią jest dla reżysera prawdziwym darem i przywilejem" – powiedziała Sharrock portalowi Directors UK.
Tym, co najbardziej zaciekawiło ją w scenariuszu, była złożoność charakterów bohaterek i to, że według każdej z nich "ta druga ma do powiedzenia coś ważnego na temat miejsca kobiet w świecie". "Wiele osób pytało, czy jest to rzecz o emancypacji kobiet. Czasami takie słowa wydają się ciężkie i nadają filmowi charakteru politycznego, którego tak naprawdę nie ma. Podoba mi się, że opowiadamy o ludziach. Dobrze napisany scenariusz sprawia, że opisywany świat nas angażuje. W jednej minucie śmiejemy się głośno, w kolejnej – wzruszamy, bo fabuła staje się przejmująca. Sądzę, że to dość wyjątkowe. Nie mogłam uwierzyć, że tekst został zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. To szalone. Cieszę się, że znaleźliśmy sposób na historię, która absolutnie zasłużyła na to, aby być opowiedzianą. Jednak jest to przede wszystkim rozrywka" – zwróciła uwagę reżyserka cytowana przez A Rabbit’s Foot.
Również Colman nie miała pojęcia, że taka historia naprawdę miała miejsce. "Okazało się, że dyskutowano o niej w parlamencie i opisywały ją wszystkie ówczesne gazety. Cały kraj był pochłonięty tym, co działo się w sądzie, tydzień po tygodniu. Wydaje nam się, że w latach 20. wszystko było cywilizowane i piękne. Tymczasem poziom opresji wobec kobiet był bardzo wysoki. Dzisiaj w wielu państwach jest równie wysoki, a czasami nawet wyższy. W naszym kraju jest lepiej, ale wciąż nie idealnie. Trolling nie jest nowym zjawiskiem. Po prostu wszedł na zupełnie inny poziom, ma większą skalę" – stwierdziła w rozmowie z portalem Collider.
"Wredne liściki" były dla brytyjskiej aktorki okazją do kolejnego artystycznego spotkania z jej przyjaciółką Jessie Buckley. W 2021 r. zagrały tę samą postać w "Córce" Maggie Gyllenhaal, za którą obie zostały docenione nominacjami do Oscara. "Pierwszego dnia pracy z Jessie bardzo się stresowałam. Martwiłam się, że nie będziemy w stanie utrzymać odpowiedniej atmosfery, ponieważ jest moją przyjaciółką i bardzo się kochamy. Teraz mogłabym zrobić z nią każdy film" – przyznała Colman w rozmowie opublikowanej na stronie Amerykańskiej Akademii Filmowej.
Pytana, jakie uczucie chciałaby zaszczepić w widzach, podkreśliła, że zależy jej, by miło spędzili czas i obejrzeli film na wielkim ekranie. "Mam nadzieję, że wyjdą z kina pełni życzliwości, z refleksją, że będą starać się nie mówić ludziom niemiłych rzeczy – zwłaszcza anonimowo, bo to jest podłe. Wyobraźmy sobie, że ten film zmieni świat! Że wszyscy stwierdzą, że już o nikim więcej nie powiedzą nic niemiłego" – powiedziała Colman w tym samym wywiadzie. Sharrock dodała: "A przynajmniej, że zrobią to za zamkniętymi drzwiami, by nikt ich nie usłyszał".
W ubiegłym roku "Wredne liściki" zapewniły Thei Sharrock nagrodę w sekcji prezentacje specjalne festiwalu w Toronto. Od piątku film można oglądać w polskich kinach. Jego dystrybutorem jest M2 Films. (PAP)
Autorka: Daria Porycka
kgr/