Wspomnienia polskiego weterana misji ONZ w Kambodży. Piotr Oller: widziałem śmierć, a nawet ją poczułem [WIDEO]

2022-09-30 12:09 aktualizacja: 2024-06-16, 12:06
Na terenie pagody Champak Kaeg w prowincji Kandal, leżą czaszki i fragmenty kości ofiar reżimu Pol Pota. Fot. PAP/CAF/EPA/DAVID VAN DER VEEN
Na terenie pagody Champak Kaeg w prowincji Kandal, leżą czaszki i fragmenty kości ofiar reżimu Pol Pota. Fot. PAP/CAF/EPA/DAVID VAN DER VEEN
Od lat Wojsko Polskie uczestniczy w misjach pokojowych na całym świecie. Siły Zbrojne RP wspomagały sojuszników w operacjach w Iraku i Afganistanie. Naszych żołnierzy - z ramienia UE i NATO nie zabrakło też w Libanie, Czadzie, Kongo i na Bałkanach. W latach 90. pojawili się też w Kambodży. Wspomnienia z kraju rządzonego wtedy przez reżim Czerwonych Khmerów w książce "Moja Kambodżana'" opisuje jeden z uczestników misji Piotr Oller.

Część dochodu ze sprzedaży tej książki zostanie przeznaczona na wsparcie szkoły w Kambodży, której założycielami byli polscy żołnierze. 

Mija właśnie 30 lat od wyjazdu młodego wtedy polskiego żołnierza na misję ONZ, która miała miejsce na drugim końcu świata. Kambodża odcisnęła trwały ślad na życiu autora. Jak sam opisuje, do tamtych dni i wydarzeń wraca myślami przez całe życie. Wspomnienia weterana misji ONZ mają na celu pokazać człowieka w mundurze z jego wszystkimi słabościami, normalnymi ludzkimi odczuciami: strachem, tęsknotą, radością i miłością rodziny i ojczyzny.

"Widziałem śmierć, a nawet ją poczułem"

"Trzynaście miesięcy pobytu na misji bardzo mnie zmieniło i na pewno wielu moich kolegów. Widziałem śmierć, a nawet ją poczułem. Poznałem wspaniałych ludzi, z którymi przyszło mi służyć. Ich marzenia i troski, tragiczne i bohaterskie historie. Życie prawdziwych żołnierzy z krwi i kości. Ludzi, którzy zostali bohaterami i których opowiadania mogłyby być kanwą dobrego filmu" - wspomina autor.   

"Holiday in Cambodia 92-93"

"Mogłem napisać tę książkę na wiele sposobów. Wymyślić jakąś wersję, którą kupiłby potencjalny czytelnik np. w stylu 'Rambo' czy 'Krokodyla Dundee'. Niestety o  naszej misji słyszałem sporo bredni, więc zapewniam, że mój przekaz jest prawdziwy bez zawartych w nim wątków science fiction" - zapewnia autor. 

W relacji autora nie zabrakło opisów Polski z okresu transformacji. "Gdy zaczynałem służyć w armii PRL zwracano się do siebie per „obywatelu”, w
Rzeczpospolitej Polskiej obowiązywała już forma 'pan'. Pojawił się też orzeł w koronie. Wszędzie czuć było powiew wolności" - wspomina Piotr Oller w "Mojej Kambodżanie". 

Autor opisuje także uroki ówczesnej Kambodży. Zabiera nas na wycieczkę do świętego miasta Angkor - miejsca obowiązkowego na mapie podróżników przemierzających Azję Południowo-Wschodnią, jednego z cudów świata znanego m.in. z filmu "Tomb Rider" z Angeliną Jolie.  Zabierze nas też w miejsca o których lepiej zapomnieć, do miejscowego piekła. 

"W wieku trzynastu lat, w ramach lekcji wychowania obywatelskiego, cała nasza klasa pojechała na wycieczkę do Auschwitz. Nazistowski obóz zagłady szybko stłumił nasze dziecięce wyobrażenie o świecie i sprowadził nas do ponurej, szarej rzeczywistości. Przed Oświęcimiem nie rozumieliśmy, czym jest idea totalitaryzmu, wtedy jednak po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, czym jest wojna. Nie przypuszczałem, że kiedyś zobaczę ją na własne oczy.  Biały Tarpan Honker z oznaczeniami Organizacji Narodów Zjednoczonych zabiera mnie na wycieczkę po Phnom Penh. Odwiedzamy więzienie o tajemniczej nazwie „S-21”. Złowieszcze Tuol Sleng 26, o którym jedynie słyszeliśmy od kolegów z innych kontyngentów, z zewnątrz jednak nie wydawało się groźne, w środku zastaliśmy piekło. Przykute do metalowej ramy, nienaturalnie rozciągnięte i zmasakrowane zwłoki. Na podłodze rozrzucone narzędzia tortur: saperka, łańcuch i kij bambusowy. Zapach krwi i śmierci" - przerażające widoki opisuje autor książki we swoich wspomnieniach. 

”Ile kosztuje życie?”

Na misji polscy żołnierze przeżyli chwile, o których nie rozmawiają po powrocie do domu. To są wydarzenia, które mogły skończyć się dla nich tragicznie.  

”Było to przed Bożym Narodzeniem 1992 roku. Umówiłem się z żoną, że zadzwonię do domu ze świątecznymi życzeniami. Ubrałem się w świeżo wyprasowany mundur. Przypiąłem kartę ID i schowałem w kieszeni pieniądze, odłożone wcześniej na połączenie telefoniczne z Polską. Było już późno, więc nie myśląc o niczym innym, zaraz po naszej Wigilii wskoczyłem do samochodu i pognałem na rozmowę z rodziną. Przed samym lotniskiem, zauważyłem w oddali posterunek kontrolny khmerskiej armii. Na środek drogi wyszedł żołnierz i zdecydowanym ruchem ręki kazał mi się zatrzymać. Żołnierz podszedł do mnie od strony kierowcy, gdy uchyliłem okno. Wyciągnąłem swoją kartę identyfikacyjną, ale ten zamiast sprawdzić dokumenty, wsunął lufę kałasznikowa do auta i przystawił mi ją do ust. Zaniemówiłem patrząc mu prosto w oczy. Po chwili poprosił łamaną angielszczyzną o dziesięć dolarów. To były w tamtych czasach dwie minuty rozmowy z domem, a w kieszeni miałem niewiele więcej. Niby mało, ale tych pieniędzy nie mogłem mu dać. Dusza na ramieniu, lufa praktycznie w ustach, a jego palec na spuście podrapanego karabinu KBK AK47, który pamiętał jeszcze wojny indochińskiej.Światło w samochodzie było zapalone i wtedy zauważył leżący na podłodze czteropak piwa, który zostawił któryś z kolegów wcześniej używający tego auta. Do dziś pamiętam, że było to australijskie Victoria Bitter. Żołnierz wskazał lufą na nasz prezent, a następnie przystawił mi ją do skroni. Podniosłem czteropak i powoli podałem mu, a ten, jak gdyby nigdy nic, wysunął karabin i rozkazał pozostałym żołnierzom mnie puścić. Chociaż spóźniłem się na rozmowę z Polską, to nie ukrywam, że był to jeden z najbardziej wzruszających telefonów z domem. Nie powiedziałem im o tym, co zdarzyło się po drodze, ale z powrotem, na wszelki wypadek, wracałem już inną trasą. Takich sytuacji miałem w Kambodży kilka” - wspomina w swojej książce polski weteran. 

Bitwa polskiego wojska z Czerwonymi Khmerami

W nocy z 2 na 3 maja 1993 roku Czerwoni Khmerzy zaatakowali żołnierzy ONZ. Żołnierze 4. kompanii logistycznej stoczyli w Siem Reap regularną walkę z nacierającym na nich przeciwnikiem. Polacy odparli atak. 

”Ta misja pokojowa już dawno zmieniła się w wojnę, ale teraz żołnierze ONZ stanęli na pierwszej linii frontu” - mówili polscy żołnierze cytowani w książce.

Autor zaznacza, że miał kolegów w zaatakowanym przez wroga obozie. "Dopiero po 25 latach mogłem usłyszeć od chłopaków, co tak naprawdę się tam wydarzyło. Z powodu milczenia uczestników tamtych zdarzeń, powstało wiele kretyńskich publikacji o obronie obozu 4. Kompanii. W jednej z nich można było przeczytać, że ten błahy atak odparli emeryci, kierowcy i kucharze, którzy nie umieli posługiwać się bronią. Zapomina się, że byli to dobrze wyszkoleni żołnierze, którzy musieli stawić czoła bezdusznym bojówkarzom, którzy byli odpowiedzialni za ludobójstwo na własnym narodzie” - zaznacza we wspomnieniu Piotr Oller.

I dodaje: ”Czerwoni Khmerzy słynęli z bestialstwa. Pacyfikowali całe wioski, wyrzynali w pień ich mieszkańców. Przez lata przelewali krew niewinnych ludzi. Polacy jednak odparli atak przeważających sił wroga. Odpowiedzieli na ciężki ostrzał i szturm na obóz. Byli zmuszeni otworzyć ogień do przeciwników. Kule świstały nad ich głowami, grzęzły w workach z piaskiem i dziurawiły namioty. Z nieba nadlatywały pociski. Wybuchały granaty, trwał ostrzał moździerzowy. Nasi żołnierze walczyli nie tylko o swoje życie, ale bronili także mieszkańców okolicznych wiosek. Odparli atak i przerwali marsz morderców" - zaznacza weteran. 

Tak pisał o walecznych Polakach Force Commander UNTAC gen. John Sanderson. Po wizycie w miejscach, gdzie rozegrały się walki, wystosował list do polskiego dowództwa, w którym stwierdził: "Najbardziej walecznymi żołnierzami na misji są żołnierze z Polski. Żołnierze Kompanii Logistycznych". "Śmiało mogę więc na koniec powiedzieć: cześć i chwała Bohaterom" - podsumowuje swoje wspomnienie Piotr Oller.

Zabujani w Kambodży! UNTAC 1992-93

W czasie trwania misji swoje życie oddało 5 polskich żołnierzy, którzy zostawili swoje rodziny. Także o nich wspomina autor oddając im cześć i honor. Więcej o polskich żołnierzach na misji w Kambodży będzie można także zobaczyć w produkowanym właśnie filmie dokumentalnym "Cambodjana", którego reżyserem jest Michał Owerczuk.

Fot. mat. prom.  

Piotr Oller - emerytowany żołnierz WP. Po trzyletniej służbie w Centralnym Ośrodku Szkolenia Specjalistów Czołgowo-Samochodowych w Chełmie został promowany na stopień młodszego chorążego. W 1989 roku rozpoczął służbę w jednostce wojskowej w Szczecinie, a mając 24 lata zgłosił się na ochotnika do udziału w misji pokojowej UNTAC w Kambodży. Wyjechał z kontyngentem polskim w lipcu 1992 roku i spędził na tej misji 13 miesięcy. Brał też udział w dwóch zmianach misji pokojowej ONZ w Libanie  (UNFIL) w latach 1998-1999. Całe swoje życie zawodowe poświecił służbie wojskowej, dumnie nosząc mundur żołnierza Wojska Polskiego. Po przejściu w stan spoczynku w stopniu młodszego chorążego sztabowego wyemigrował z żoną i dwiema córkami do Wielkiej Brytanii.

Fot. mat. pras.
(PAP.PL)

Autor: Eliasz Nachabé