"Babie lato" Józefa Chełmońskiego bywa czasem porównywane do "Słoneczników" Vincenta van Gogha, ale "nie z uwagi na tematykę dzieła czy też inne walory artystyczne, tylko dlatego, że obrazy te należą do najczęściej reprodukowanych i sprzedawanych w Polsce" – zauważył Leszek Lubicki w portalu niezlasztuka.net (2015),
W niedawnej animowanej ekranizacji "Chłopów" "ożyło" m.in. dziesięć obrazów Józefa Chełmońskiego. "Jest cudownym zjawiskiem w pejzażu naszej narodowej kultury. Pokazał w swych realistycznych obrazach, na sposób nowatorski, Polskę szczęśliwą, sielską drugiej połowy XIX wieku i pierwszej dekady lat dwudziestego stulecia" – napisał Włodzimierz Wójcik w "Culture Avenue" (2017) o jego malarstwie.
Do "Babiego lata" pozowała mu dziewczyna z domu publicznego, "Bociany" powstały ćwierć wieku później. "Należał do wąskiego grona artystów, którzy bez względu na życiowe konsekwencje pozostają – jak pisał świadek epoki Tadeusz Jaroszyński – 'nieco sztywni, szorstcy i na swój sposób dzicy'" – napisał Marek Sołtysik w artykule "Chełmoński – genialny barbarzyńca" opublikowanym na portalu sztukipiekne.pl (2022).
Maciej Masłowski, autor "Malarskiego żywota Józefa Chełmońskiego" (2014), ocenił, że ów "zaklął w swoim malarstwie tajemnicę polskości". "Jest w tym coś z magii, jest zaklęcie, jest urok rzucony przez prawdziwego myśliwca na wielkich łowach natury" – napisał.
W obrazach Chełmońskiego jest wszystko: bogaty, ludyczny żywioł zabawowy – "Oberek", "Pijany chłop", "Kulig", "Zaloty", "Sielanka". Są polskie i ukraińskie pejzaże, zmieniające się pory roku – "Odlot żurawi", "Jesień", "Pastuszkowie przy ognisku", "Zima w Polsce", "Kuropatwy na śniegu", "Zachód słońca zimą", "Zalana łąka", "Łąka z kaczeńcami" i "Pole z łubinami". Są także polskie zrywy patriotyczne, insurekcja kościuszkowska i powstanie styczniowe – "Kosynier", "Powstańcy na postoju", "Epizod z powstania 1863 roku", "Powstańcy przed karczmą" i "Modlitwa przed bitwą".
Józef Chełmoński urodził się 7 listopada 1849 r. w Boczkach koło Łowicza. Wieś – dziś Boczki Chełmońskie – dzieli od Lipiec Reymontowskich niecałe 40 kilometrów. Niewielka odległość sprawiła zapewne, że sztuka obu artystów spotkała się po latach w animowanym filmie – pisząc "Chłopów", Władysław Reymont mógł niewątpliwie mieć pod powiekami obrazy Chełmońskiego.
Pochodził ze zubożałej szlachty, po maturze studiował w Warszawskiej Szkole Rysunkowej. "W młodości, całymi latami mieszkając i rysując z trzema adeptami malarstwa w jednej i tej samej klitce nad Wisłą przy ul. Zajęczej, nie wahał się przyjąć jako sublokatora zaniedbanego dziada-domokrążcę. Ten stał się dla młodych szlachciców z rodzin wysadzonych z siodła zarówno modelem, jak i nieraz aprowizatorem: chłopcy zajadali się okruchami z cukierni. Był dla nich – słuchaczy barwnych opowieści i śpiewów – czymś w rodzaju później wynalezionego radia" – przypomniał Marek Sołtysik.
Malarskie powołanie Chełmoński traktował bardzo serio.
Do małego pokoju na Zajęczej przyniósł kiedyś końską nogę. "Biorąc sobie do serca uwagę rzeźbiarza Antoniego Kurzawy (potem postaci legendarnej i nieszczęsnej), dotyczącą wadliwego anatomicznie rysunku konia w galopie na powstającym obrazie, całymi dniami studiował, rysując ową nogę, przywleczoną z rzeźni, z natury. Nie przerwał pracy badawczo-twórczej nawet wtedy, gdy 'model' zaczął się psuć i koledzy narzekali na 'nieznośne powietrze' w pracowni, czyli odór" – opisywał Marek Sołtysik.
Ze Stanisławem Witkiewiczem – ojcem Witkacego – i Adamem Chmielowskim – późniejszym świętym bratem Albertem – dzielił wynajmowaną w gmachu Hotelu Europejskiego pracownię. W latach 1871-75 w Monachium, w licznym po powstaniu styczniowym środowisku polskich artystów, ważnymi dlań osobami byli Maksymilian Gierymski, Józef Brandt i znów Stanisław Witkiewicz z Adamem Chmielowskim. Dzięki przyjaźni z tym ostatnim trafił – jako postać drugoplanowa – do filmu "Nędzarz i madame" (2021) wg scenariusza i w reżyserii Witolda Ludwiga.
W Monachium Chełmoński osiągnął warsztatową perfekcję. W jego malarstwie widać motywy polskiej wsi, jarmarków i konnych zaprzęgów ("W stajni", 1872; "Sprawa przed wójtem", 1873; "Czwórka ukraińska", 1873).
Przez kolejne 12 lat mieszkał w Paryżu. Uznanie krytyki i publiczności przyniosły mu rodzajowe obrazy z życia polskiej wsi i przedstawienia końskich zaprzęgów, słynnych "Trójek" i "Czwórek" pędzących przez stepowe pustkowia i zimowe śniegi. Były one chętnie kupowane przez europejskich i amerykańskich kolekcjonerów. W latach 1884-92 artysta współpracował też jako rysownik-ilustrator z pismem "Le Monde Illustré".
W 1889 r. Józef Chełmoński otrzymał Grand Prix na Wystawie Powszechnej w Paryżu – tej samej, po której w stolicy Francji została wieża Eiffla.
"Co to za Chełmoński, co dostał wielką nagrodę w Paryżu? Czy to jaki imiennik tego, którego obrazów w tym roku nie przyjęło Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych?/ – Tak, to ten sam./ – Jak to? Więc Paryż nagradza medalami takich, których u nas nie uznają za godnych wystawienia?/ – Patrz, o ile wyżej od Paryża stoimy" – takim dialogiem krakowskie satyryczne czasopismo "Djabeł" skomentowało głośny w 1888 r. skandal, gdy Zachęta odrzuciła cztery z pięciu zgłoszonych przez Chełmońskiego na jesienną wystawę obrazów. Wśród odrzuconych była "Noc gwiaździsta" – letni nokturn ukazujący rozległą równinę z jeziorem, w którym odbija się rozgwieżdżone niebo.
Artyście zarzucono, że niebo jest nierealistyczne, bo namalowane gwiazdy nie odzwierciedlają prawdziwych konstelacji. "Astronomowie twierdzą, że takich konstelacyj, jakie są w tym obrazie, nie ma na niebie rzeczywistym, że to na chybił trafił narzucone punkciki – jest to zarzut, nie dotyczący artystycznej wartości obrazu" – pisał w obronie Chełmońskiego Stanisław Witkiewicz. "Prawda w sztuce nie zależy od prawdziwości sytuacji przedstawionej – niebo Chełmońskiego z całym swoim nieporządkiem astronomicznym jest zupełnie prawdziwe" – podkreślił.
Polemizował z nim Bolesław Prus. "Zapewne, jeżeli Chełmoński miał zamiar przedstawić koniec świata i chaos wszystkich rzeczy. Jeżeli jednak chodziło mu o niebo takie, na jakie od paru tysięcy lat patrzą ludzie, wówczas należało mu pilnować się astronomicznych porządków" – pisał w "Kurierze Codziennym". "Malarzom jednak bardziej trafia do gustu 'prawda artystyczna' zamiast realnej" – wyzłośliwiał się autor "Faraona".
"Obraz 'Noc gwiaździsta' należy bez wątpienia do najdoskonalszych osiągnięć Chełmońskiego w sferze malarstwa krajobrazowego, tworząc ikonę jego syntetycznego, ale i autonomicznego malarskiego ujęcia. Artysta stworzył płótno bez mała abstrakcyjne, w swym geometrycznym poziomym podziale zmierzające ku płaskości malarstwa abstrakcyjnego, przekraczające wzrokowy empiryzm. A polemika między S. Witkiewiczem i B. Prusem upewnia, że Chełmoński malował przede wszystkim 'obraz', a nie werystycznie odtwarzał rzeczywistość" – napisał Tadeusz Matuszczak na portalu niezlasztuka.net (2017).
Dziś "Noc gwiaździstą" można oglądać w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Do Polski Chełmoński powrócił w 1889 roku. Zachęta urządziła indywidualną wystawę jego malarstwa, rehabilitując się za skandal z poprzedniego roku. W 1891 r. malarz otrzymał najwyższe odznaczenie, Ehrendiplom, na Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Berlinie, w 1892 r. – złoty medal w Glass Palace w Monachium, a w 1894 r. – złoty medal na Powszechnej Wystawie Sztuki w San Francisco.
Artysta osiadł na stałe we wsi Kuklówka opodal Grodziska Mazowieckiego. "W swej twórczości zawarł realia autentycznego życia. Potwierdzają tę naszą konstatację obrazy: 'Wypłata robocizny (sobota na folwarku)', 'W ogródku', 'Matula są', 'Sprawa przed wójtem', 'Przed karczmą', 'Targ na konie w Bałcie', 'Orka'" – zauważył Włodzimierz Wójcik.
"Orka" (1896) – według wielu krytyków – dowodzi szczególnej maestrii twórcy, który "surowymi środkami wyraził znój prostego człowieka". Praca nad tym obrazem trwała kilka tygodni – artyście na polu pozował chłop z pługiem zaprzężonym w dwa chude woły. Zwrócił nań uwagę m.in. Stanisław Wyspiański.
"Świeci temu wszystkiemu obraz Chełmońskiego, wieśniak o świtaniu orzący pługiem, woły dwa ciągną żelazo i czarne skiby odwalają, wrony przeskakują i wybierają dziobami pędraki, skowronek podfrunął i śpiewa" – pisał w liście do Lucjana Rydla. "Jest w tym obrazie rzecz, którą zauważyłem pierwszy raz, zgrzyt żelaziwa w pługu, stąpanie ciężkich wolich łap, świergotanie, ciurkanie skowronka… chłód ranny świeży, który słońce rozwieje, róż silny, róż mocny jutrzany…" – ocenił autor "Wesela" (1900).
A wyrzucony przez historię na emigrację Jan Lechoń w 1953 r. w londyńskich "Wiadomościach" opublikował wiersz pt. "Chełmoński".
"Kaczki ciągną, grążele kwitną na jeziorze,/ Jakby wypisz, wymaluj Chełmońskiego płótno./ Pachnie łąka skoszona i myślę: „Mój Boże!/ Jak dobrze jest mi tutaj i jak bardzo smutno!”/ Jak w Polsce płyną skądciś swędy spalenizny,/ Zając przemknął przez drogę, piesek obok człapie./ Wiem, czego mi potrzeba: tęsknię do ojczyzny,/ Której nigdy nie było i nie ma na mapie" - pisał poeta trzy lata przed samobójczą śmiercią.
"Jak widać, ziemia w ujęciu Chełmońskiego i Wyspiańskiego to nie jakaś działka budowlana, którą – jak to dzieje się dzisiaj – można sprzedać, aby sobie zapłacić wycieczkę na Karaiby, ale to matka żywicielka, uosobienie Ojczyzny. To Sacrum…" – podkreślił Włodzimierz Wójcik.
O takim podejściu malarza do rzeczywistości świadczą też relacje osób mu bliskich. "Chełmoński był głęboko przekonany, że Bóg kocha ludzi, którzy szanują jego stworzenia. Ten dziwak i rozwłóczony malarz miał religijny stosunek do przyrody, uważał ją za 'podnóżek nóg Bożych' i mógł powtórzyć za biedaczyną z Asyżu: 'siostra moja gwiazda i brat mój konik polny'" – wspominała Pia Górska, malarka i uczennica artysty. "Wobec piękności przyrody stawał się pokorny, mały i jakby bezbronny – twierdził, że nic nie umie, że trzeba się wszystkiego uczyć od natury i słuchać, aż raczy przemówić" – opisywała w książce "O Chełmońskim" (1932).
Józef Chełmoński zmarł 6 kwietnia 1914 roku w Kuklówce pod Grodziskiem Mazowieckim. Miał 64 lata. Jest pochowany w Żelechowie (Mazowieckie).
W grudniu 2015 roku na aukcji Agry-Art obraz Józefa Chełmońskiego "Zachód słońca na błotach" z 1900 r. został sprzedany za 940 tys. zł.
Paweł Tomczyk (PAP)
kno/