"W szkołach odwołano wszystkie imprezy andrzejkowe. Młodzież wspólnie to bardzo przeżywa. Wszyscy to bardzo przeżywamy" – powiedział burmistrz Andrychowa Tomasz Żak.
Samorządowiec w rozmowie z PAP powiedział, że magistrat, poprzez ośrodek pomocy społecznej, zaoferował bliskim 14-latki wsparcie psychologiczne. "Ojciec dziewczynki podziękował i powiedział, że już ma takie wsparcie. Jeżeli tylko będzie jakakolwiek potrzeba wsparcia, to w każdej chwili jesteśmy do dyspozycji" – zapewnił.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że dziewczynka, mieszkająca w podandrychowskich Sułkowicach, we wtorek rano wyszła na lekcje. Uczyła się w pobliskich Kętach. Nie dotarła tam. Około godziny 8 zatelefonowała do ojca, że źle się czuje. Nie była w stanie wskazać, gdzie się znajduje. Później już nie odbierała telefonu.
Nastolatka była wówczas na obrzeżach ścisłego centrum Andrychowa. Usiadła przy niewielkiej przyczepie z reklamą, ustawionej przy parkingu obok sieciowego supermarketu i ciągu prywatnych sklepików. Tuż obok przebiega główna ulica: krajowa 52, a nią duża część ruchu lokalnego i tranzytowego z Krakowa do Bielska-Białej. Przez kilka godzin nikt się nią nie interesował.
Burmistrz Tomasz Żak powiedział, że miejsce, w którym znalazła się dziewczynka, nie jest objęte monitoringiem miejskim. "Jest tylko monitoring supermarketu i prywatnych sklepów" – wskazał.
Bliscy dziecka zaczęli poszukiwania na własną rękę. Radio rmf.fm podało nieoficjalnie, że dziewczynka mieszkała sama z ojcem. Po godzinie 10 to on powiadomił policję o sytuacji. Wówczas miały też ruszyć poszukiwania dziewczyny. Według stacji dziecko zostało znalezione przez kolegę ojca. Było to około godziny 13. Zabrał dziecko do sklepu. Stamtąd trafiła karetką do szpitala w Wadowicach, a następnie do lecznicy w Krakowie. W środę wieczorem podkom. Barbara Szczerba z zespołu prasowego małopolskiej policji poinformowała PAP, że 14-latka zmarła.
Miasto w żałobie
Już w środę wieczorem w miejscu, w którym dziewczyna została znaleziona, stanęły pierwsze znicze. W czwartek wciąż się paliły. Co jakiś czas ktoś przychodzi i zapala kolejny znicz.
Mieszkańcy Andrychowa nie kryją smutku i wręcz niedowierzania, że do takiej sytuacji w ogóle mogło dojść. "Przecież to jest widoczne miejsce. Tu jest tyle lokali handlowych. Tyle samochodów. Nikt nie zauważył, nie zareagował? Może to dlatego, że wciąż widzimy młodych, którzy tak siedzą? Często widzę, jak młodzi siedzą 'po turecku', wprost na betonie" – powiedziała starsza mieszkanka Andrychowa.
Podobnego zdania był mężczyzna, który robił zakupy w supermarkecie. "Myślałem, że może usiadła w miejscu, gdzie nie było jej widać, ale teraz patrzę: skąd! Tyle osób tędy się przemieszcza z zakupami. Niektóre auta mogły parkować z 10 metrów od niej. Przerażające, że nikt nie zwrócił uwagi. Przecież ona siedziała kilka godzin na tym zimnie" – powiedział.
Komendant andrychowskiej Straży Miejskiej Krzysztof Tokarz powiedział, że jego podwładni starają się zwracać uwagę na podobne sytuacje. "Bardzo pomagają nam mieszkańcy. Oni nie są bierni. Pięć dni temu na przystanku zasłabła osoba. Mieliśmy pięć wezwań od przechodniów. A tu… Może gdyby ta przyczepa z reklamą była bliżej chodnika?" – mówił.
Sprawą zajęła się wadowicka prokuratura. Wpłynęły już do niej materiały dotyczące 14-latki. Zlecona została sekcja zwłok zmarłej dziewczynki. (PAP)
Autor: Marek Szafrański
kno/