O śmierci Delona poinformowała w niedzielę rano agencja AFP, powołując się na dzieci aktora.
Najważniejsze role gwiazdora wspominał w rozmowie z PAP filmoznawca Andrzej Bukowiecki. Jak podkreślił, Delon był "twarzą nowego kina, wykraczającego poza francuską Nową Falę". "Rzeczywiście, we francuskich około nowofalowych filmach - przede wszystkim w ekranizacji powieści 'Utalentowany pan Ripley' Patricii Highsmith, czyli we 'W pełnym słońcu' René Clémenta, i w dwóch innych filmach tego reżysera - od razu dał się poznać od najlepszej strony. Ale pamiętajmy również o jego rolach w arcydziełach Luchino Viscontiego - 'Rocco i jego bracia' oraz 'Lampart' - i genialnym 'Zaćmieniu' Michelangelo Antonioniego. Już te filmy pokazują, że Alain Delon grywał u boku wielkich gwiazd kina europejskiego - Moniki Vitti, Claudii Cardinale, Annie Girardot" - powiedział.
Delon był podziwiany nie tylko za wielki aktorski talent, ale też urodę amanta. Według krytyka filmowego słuszne jest spostrzeżenie, że chłodna, posągowa twarz aktora przywodziła skojarzenie z kotem polującym na mysz. "Coś w tym jest. To była twarz stonowana, nieskłonna do nadekspresji, a jednocześnie dało się z niej wyczytać emocje jego bohaterów. Choć w filmach kostiumowych był bardziej ucharakteryzowany, nie zabiegał o metamorfozy twarzy. A jednak nigdy się w tych rolach nie powtarzał. To świadczy o jego wybitnym talencie" - stwierdził.
Bukowiecki zwrócił uwagę, że epoka nowego kina przeminęła w połowie lat 60., ale "dla Delona nie oznaczało to katastrofy". "Przeciwnie, ze swoją aparycją, stylem gry - dopracowanym już wtedy do perfekcji - doskonale odnalazł się w kinie sensacyjnym, chociażby u Jeana-Pierre'a Melville’a we 'W kręgu zła' i 'Samuraju' oraz w znakomitym 'Klanie Sycylijczyków' Henriego Verneuila. To był drugi etap jego kariery, w którym podtrzymał swoją popularność, a może nawet ją zwiększył. Natomiast mniej znany był jako aktor teatralny. Wystąpił zaledwie w kilku - bodajże siedmiu - przedstawieniach teatralnych, ale to oczywiście o niczym nie świadczy. Był aktorem, którego kochała kamera" - zaznaczył.
Dodał, że Delon zdobył głównie honorowe nagrody za całokształt twórczości. "Niewielu było na ekranie aktorów tak magnetyzujących, przyciągających uwagę. Często był obsadzany w rolach bohaterów negatywnych, cynicznych – gangsterów, morderców - ale nie zawsze. W filmie 'Rocco i jego bracia' zagrał bardzo szlachetną rolę chłopca z sycylijskiej rodziny, który poświęca się dla swojego brata. Niezależnie od tego, jaką postać grał, trudno było oderwać od niego wzrok. Dzięki temu losy bohatera, w którego się wcielał, śledziło się ze zdwojonym zainteresowaniem" - podsumował filmoznawca.
Alain Delon urodził się 8 listopada 1935 r. w Sceaux. Był ikoną kina europejskiego lat 60. i 70. XX w. odnoszącą sukcesy zarówno komercyjne, jak i artystyczne. W 1977 r. otrzymał nominację do Cezara za tytułową rolę w "Panu Kleinie" Josepha Loseya. W 1985 r. statuetkę tę zapewniła mu kreacja w "Naszej historii" Bertranda Bliera.
W 1995 r. doceniono go Honorowym Złotym Niedźwiedziem za całokształt twórczości. W 2019 r. podczas festiwalu w Cannes odebrał Honorową Złotą Palmę. "Jest jedna rzecz na świecie, której jestem absolutnie pewien i z której jestem dumny. To moja kariera (...). Swoją pracę wykonywałem przez całe życie i robiłem to najlepiej jak mogłem" – podkreślił aktor, odbierając nagrodę. W tym samym roku doznał udaru.
Zmarł w swoim domu w Douchy. Miał 88 lat. (PAP)
Autorka: Daria Porycka
kgr/