"Decyzja Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich na dwa dni przed głosowaniem w drugiej turze, pomimo uzasadnień o zagrożeniu dla uczciwości procesu wyborczego, jest niezrozumiała dla wielu Rumunów" – zauważył Oleksy, badacz Rumunii w Instytucie Europy Środkowej oraz wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
W Rumunii nie cichną echa piątkowej decyzji Sądu Konstytucyjnego, która zapadła - ku zaskoczeniu wszystkich, łącznie z dużą częścią klasy politycznej - na dwa dni przed drugą turą i w chwili, gdy trwało już głosowanie Rumunów poza krajem (w wyborach prezydenckich diaspora ma na głosowanie trzy dni). Nie był to jednak pierwszy szok w ciągu ostatnich tygodni.
24 listopada pierwszą turę wyborów prezydenckich niespodziewanie wygrał skrajnie nacjonalistyczny i szerzej mało znany kandydat niezależny Calin Georgescu, a z wyścigu prezydenckiego całkowicie wypadł jego faworyt, premier i szef socjaldemokracji (PSD) Marcel Ciolacu. Do drugiej tury zakwalifikowała się bowiem kandydatka centroprawicy Elena Lasconi.
Dwa dni później Rumunów znowu czekał szok – Sąd Konstytucyjny zarządził ponowne przeliczenie głosów w pierwszej turze, co wywołało sceptycyzm ekspertów, ponieważ skarga, będąca podstawą tej decyzji, wywoływała wątpliwości formalno-prawne.
Tego samego dnia Naczelna Rada Obrony Narodowej (CSAT) po specjalnej naradzie oznajmiła, że jeden z kandydatów (Georgescu) miał korzystać z nieuczciwych przewag podczas kampanii na TikToku, a infrastruktura wyborcza stała się obiektem ataków cybernetycznych.
Kolejne wstrząsy przyszły w następnym tygodniu po przeprowadzonych w międzyczasie, 1 grudnia, wyborach parlamentarnych. Sąd Konstytucyjny ostatecznie uznał wyniki pierwszej tury, nie zmieniając ich, ale za to dwa dni później prezydent odtajnił dokumenty służb z posiedzenia CSAT, które rzuciły poważne podejrzenia w sprawie możliwych nadużyć w trakcie kampanii Georgescu, ukrywania danych o jej finansowaniu oraz możliwego wsparcia ze strony "aktora państwowego", w domyśle - Rosji. Po kolejnych dwóch dniach zapadła decyzja o unieważnieniu wyborów, która wywróciła rumuńską politykę do góry nogami.
"W mojej opinii, to, co pokazano w raporcie służb, nie daje mocnego mandatu, żeby anulować wybory. Teraz przed władzami i instytucjami stoi poważne zadanie uzasadnienia tej decyzji i wytłumaczenia jej zarówno Rumunom, z których wielu podejrzewa jakąś niejasną grę, jak i partnerom międzynarodowym. I można to zrozumieć, bo zarówno sposób działania, jak też kalendarz tych działań były, moim zdaniem, mocno kontrowersyjne" – przyznał Oleksy.
"Powstaje wrażenie, że jest to próba obrony demokracji niedemokratycznymi metodami, a przynajmniej budzącymi wątpliwości. Nie wiem, jaka będzie reakcja społeczna, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że ta decyzja wywoła niezadowolenie społeczne czy protesty. Na pewno można się spodziewać, że w efekcie jeszcze bardziej wzrośnie poparcie dla Georgescu, lidera radykalnie prawicowej partii AUR George Simiona czy innych kandydatów antysystemowych" – przypuszcza rozmówca PAP.
Na razie, jak konstatują eksperci i media rumuńskie, w kraju nie widać nastrojów protestacyjnych. Wezwania Simiona do "pokojowego" wyjścia przed lokale wyborcze w dniu odwołanego głosowania nie wywołały masowej reakcji. Analitycy podkreślają jednak, że w obecnej sytuacji trudno jest przewidzieć, jak będą zachowywać się Rumuni. Część z rozmówców PAP oceniała, że w związku z nadchodzącymi świętami sytuacja polityczna "wyciszy się", a emocje pojawią się ponownie, gdy rozpocznie się nowa kampania.
"Na pewno pokrzywdzona jest Elena Lasconi, liderka Związku Ocalenia Rumunii (USR) i jej wyborcy, którzy mają prawo mieć pretensje do władz i instytucji. Lasconi w trakcie kampanii zachowywała się jak najbardziej prawidłowo i miała może nie pewne, ale jednak szanse na zwycięstwo w drugiej turze. Spodziewałbym się, że również wśród jej elektoratu wzrosną nastroje rozczarowania, oburzenia i frustracji" – ocenił analityk.
"Dodatkowo, w związku z decyzją o anulowaniu wyborów, na stanowisku pozostaje, wykraczając poza swój mandat (powinien wygasnąć 21 grudnia - PAP), dotychczasowy prezydent Klaus Iohannis, któremu Rumuni są bardzo niechętni. To jeszcze bardziej będzie napędzać negatywne nastroje wśród obywateli tego kraju" – uważa Oleksy.
Zgodnie z decyzją Sądu Konstytucyjnego o dacie nowych wyborów ma zdecydować nowy rząd, który dopiero wyłoni się w wyniku wyborów parlamentarnych. Proces wyborczy rozpocznie się od początku, czyli od etapu zgłaszania, a potem rejestracji kandydatów. Najwcześniejsza możliwa data nowych wyborów to marzec przyszłego roku.
Z Bukaresztu Justyna Prus (PAP)
just/ szm/ mow/ ał/