"Jestem bardzo zmartwiona. Wtedy też zaczęło się niepozornie” – stwierdziła ocalała z Holokaustu 102-letnia Margot Friedlaender, podkreślając w rozmowie z dziennikiem swój niepokój w związku ze wzmagającą się nienawiścią do Żydów w Niemczech.
Fundacja Friedlaender sama przejęła organizację uroczystej premiery telewizyjnego filmu dokumentalnego o pogromie. Krótko przed tym wydarzeniem stacja ZDF „najwyraźniej stchórzyła, zapewne ze względów bezpieczeństwa, czego jednak nadawca nie chciał potwierdzić” – dodał „Bild”.
Jak stwierdził „Bild”, w Niemczech „panuje obecnie przerażająca atmosfera”.
„85 lat po pogromie "nocy kryształowej" szkoły żydowskie muszą być chronione, a na sklepach są malowane antysemickie napisy. W październiku sprawcy próbowali podpalić synagogę w Berlinie” – wylicza „Bild”, pytając, czy w takich warunkach należy obawiać się powrotu do tamtych czasów.
„I tak, i nie” – stwierdził Josef Schuster, prezes Centralnej Rady Żydów. Jak wyjaśnił, o ile podpalenie synagogi jest „traumą historyczną”, to wydarzenia z 1938 roku były systematycznym programem, kierowanym przez władze państwowe – o czym dziś w Niemczech „nie ma nawet mowy”.
„Bild” dotarł do dwóch świadków tamtych wydarzeń, mieszkających obecnie w Izraelu George’a Shafi (92 lat) i Waltera Binghama (100 lat). Mieli oni odpowiednio 7 i 15 lat, kiedy „nazistowskie oddziały bandytów mordowały na ulicach” – wyjaśnił „Bild”.
George Shafi dorastał w berlińskiej dzielnicy Schoeneberg, i do dziś pamięta poranek po nocy pogromu.
„Mama powiedziała mi, że nie pójdę dziś do szkoły. Przez trzy dni nie pozwalali mi wychodzić z domu” – wspomina mężczyzna. Kiedy ponownie pozwolono mu wyjść, pierwszą rzeczą jaką ujrzał był napis, wymalowany na pobliskim sklepie papierniczym wielkimi literami: „Ten sklep należy do żydowskiej świni, która poślubiła chrześcijańską niemiecką świnię”.
Życie Shafiego uratował wyjazd do Wielkiej Brytanii z transportem dzieci. Jego matka zginęła w Auschwitz.
Walter Bingham w 1938 roku mieszkał z rodziną w Mannheim. Widział pożar synagogi.
„Strażacy tam stali i po prostu pozwolili na to, żeby spłonęła. Jednocześnie dbali tylko o to, aby nie zapaliły się budynki nieżydowskie” – powiedział Bingham.
Obydwaj mężczyźni przyznali, że podróżując w tamtym czasie po Niemczech unikali mówienia po hebrajsku, ponieważ było to zbyt niebezpieczne – podkreślił „Bild”. (PAP)
jc/