Rzepka przyznał, że początek meczu z Austriakami w wykonaniu biało-czerwonych był zatrważający.
"Zaczęliśmy mecz bojaźliwie, byliśmy tacy jacyś wystraszeni. Wybijaliśmy piłkę byle dalej, a Austriacy sobie 'jeździli' i wszyscy czekaliśmy na to, kiedy stracimy tę bramkę" - powiedział PAP były obrońca m.in. Lecha Poznań.
Jak dodał, taktyka ofensywna też pozostawiała wiele do życzenia i przez długie momenty Polacy nie byli w stanie zagrozić bramce rywali.
"Od początku spotkania przypominał mi się mundial w Katarze, czyli długa piłka - wtedy na Roberta Lewandowskiego, w tym przypadku na Krzysztofa Piątka. Ile piłek wygrał głową Piątek? Żadnej, a miał ich chyba z 10. Ale on też nie miał prawa przeskoczyć rosłych stoperów Austrii. Z drugiej strony, jeśli każda taka piłka kończyła się stratą, to należało zachować odrobinę zdrowego rozsądku i spróbować czegoś innego. Gdy graliśmy piłką po ziemi, to już zupełnie inaczej to wyglądało" - tłumaczył.
Jego zdaniem wariant z trójką zawodników w defensywie w polskiej reprezentacji zupełnie się nie sprawdza, bo większość kadrowiczów w klubach gra innym systemem.
"W tym ustawieniu trzeba mieć bardzo szybkich trzech obrońców, a my takich nie mamy. Jakub Kiwior gra w najlepszej lidze świata (w Arsenalu Londyn - PAP), a z Austrią gubił się i zachowywał się czasami jak trampkarz. Janek Bednarek też gra w klubie 'czwórką z tyłu', pozostali piłkarze tak samo. Ten jeden dodatkowy zawodnik w środku zrobiłby różnicę. Austriacy nie grali jakieś wielkiej piłki, a stwarzali mnóstwo sytuacji pod naszą bramką, +wjeżdżali jak w masło+ w nasze pole karne. To może nie była główna przyczyna porażki, ale jedna z kilku" - wskazał.
Jak dodał, obecność zdrowego Roberta Lewandowskiego od początku spotkania niewiele by zmieniła.
"Jeśli dostawałby takie piłki, jak Piątek, to co by to zmieniło? Może by wygrał jedną, dwie główki i nic poza tym" - podkreślił.
Rzepka uważa, że selekcjoner Michał Probierz od samego początku swojej pracy zbyt często zmieniał skład i w najważniejszym momencie w jego zespole zabrakło stabilizacji. I do końca nie wykreował żelaznej "11".
"Gdy reprezentację objął polski trener, to pomyślałem, że będzie on miał jakąś koncepcję. Przecież znał zawodników i zakładałem, że wystawi jeszcze w eliminacjach najlepszych piłkarzy. Tymczasem Probierz ciągle robił selekcję, budował drużynę chyba na przyszłość, lecz nie wiem, czy to był akurat dobry moment na to. Nie było podstawowej jedenastki, w każdym meczu było sporo zmian. Owszem, niektóre wynikające z kontuzji, ale na wielu pozycjach - w defensywie czy na 'szóstce' - nie było żadnej stabilizacji. Można po jednym meczu wymienić jednego, dwóch zawodników, ale nie czterech czy pięciu. Nie podobały mi się też pewne decyzje, jak wysyłanie na trybuny Bartka Bereszyńskiego czy Jakub Modera. To jest po prostu nieszanowanie zawodników. Raz nie powołuje Bednarka, by po chwili wystawiać go w podstawowym składzie. Nie podoba mi się to" - ocenił.
Mimo krytycznych uwag wobec Probierza, jest on zwolennikiem pozostawienia go na stanowisku selekcjonera.
"Kilka razy zraziłem się do niego, nie podobały mi się wybory personalne. Z drugiej strony słyszałem dobre głosy na jego temat ze strony szatni. Jeśli zespół jest zadowolony z jego pracy, to może trzeba dać mu szansę. Teraz będzie miał więcej czasu, może to poukłada i będzie częściej grał najmocniejszym składem. Za dużo było zmian trenerów reprezentacji w ostatnim czasie" - podsumował 15-krotny reprezentant Polski.(PAP)
Autor: Marcin Pawlicki
kgr/