Były trener Otylii Jędrzejczak: igrzyska pokażą siłę naszego pływania

2024-07-23 19:03 aktualizacja: 2024-07-23, 19:34
Prezes Polskiego Związku Pływackiego Paweł Słomiński. fot. PAP/Tomasz Waszczuk
Prezes Polskiego Związku Pływackiego Paweł Słomiński. fot. PAP/Tomasz Waszczuk
"Dopiero igrzyska, a nie medale mistrzostw Europy, pokażą siłę naszego pływania" - powiedział PAP Paweł Słomiński, były trener ostatniej medalistki olimpijskiej w tej dyscyplinie Otylii Jędrzejczak oraz niedawny szef związku. "Historia pokazuje, jak trudno jest nam o podium na tej imprezie" - dodał.

Jędrzejczak zdobyła trzy medale (złoto i dwa srebra) podczas igrzysk w Atenach w 2004 roku. Od 20 lat polskie pływanie czeka na kolejny taki sukces.

"Historia polskiego pływania pokazuje, że zdobycie medalu igrzysk nie jest łatwą sprawą. W całej stuletniej historii tej dyscypliny zdobyliśmy tylko sześć medali olimpijskich, a dokonały tego cztery osoby. Trzymam kciuki, aby podczas igrzysk w Paryżu powiększył się ten dorobek" - podkreślił wieloletni trener kadry narodowej, a później prezes Polskiego Związku Pływackiego.

Słomiński zaznaczył, że sport polega w dużej mierze na wierze w sukces, ale o szansach polskich pływaków będzie można z dużą precyzją mówić po zobaczeniu list startowych.

"Część z dużej, bardzo dużej reprezentacji to zawodnicy, którzy jadą tylko do sztafet. Trzeba brać pod uwagę to, że wyścigach eliminacyjnych w sztafetach nie będą brać udziału nasi najlepsi pływacy, bo oni mają wtedy także ważne starty indywidualne. To nam mocno utrudni rywalizację, stawia nasze sztafety w mało komfortowej sytuacji, ale być może także inne reprezentacje będą miały z tym kłopot" - nadmienił Słomiński.

Pytany o indywidualne szanse Polaków powiedział, że Katarzyna Wasick i bracia Chmielewscy mają szanse na wysokie pozycje.

"Mam nadzieję, że powalczą - przynajmniej Kasia i Krzysiu Chmielewski - nawet o medal. Pozostali nasi zawodnicy, jeżeli wywalczą awans do finałów, to będzie to wielki sukces" - wskazał.

Apelował, aby patrzeć na niego jako człowieka, który stara się kierować pragmatyzmem i fachowością, a nie złośliwością.

"Wielu ludzi tak na to spogląda, ale jeżeli ktoś próbuje wmówić komuś interesującemu się pływaniem, że 15 medali mistrzostw Europy to jest to, na co trzeba się nastawić w kontekście igrzysk, to wystarczy prześledzić listy startowe. Podobnie, jeżeli chodzi o ostatnie mistrzostwa świata, gdzie większość mocnych zawodników nie startowała, ale przygotowywała się do igrzysk" - wspomniał Słomiński.

Jak zaznaczył, igrzyska to szczególne zawody odbywające się raz na cztery lata i "każdy przygotowuje się, żeby wystartować i powalczyć o najważniejsze trofeum w historii swojego rozwoju sportowego".

Jego zdaniem dopiero igrzyska zweryfikują wszystko i pokażą, jaki jest poziom polskiego, europejskiego i światowego pływania.

"Amerykanie zawsze się przygotowują szczególnie do igrzysk. To samo Australijczycy. Oni nie startowali ostatnio w najważniejszych imprezach. Proszę też zobaczyć ostatnie mistrzostwa Europy, które odbywały się w terminie ważnych zawodów w Rzymie i to w tej drugiej lokalizacji była czołówka kontynentu. Jednak, żeby była jasna sprawa, każdy mógł jechać na mistrzostwa Europy i wywalczyć medal. Tych krążków nie wolno podważać, one zostały zdobyte, więc chwała tym polskim zawodnikom, którzy tego dokonali" - podkreślił.

Dodał jednak od razu, że igrzyska to zawody szczególne. Zapytany, czy wziąłby w ciemno scenariusz jednego polskiego medalu w Paryżu i pięciu miejsc w finałach odpowiedział, że oczywiście, bo byłby to "świetny występ".

"Na igrzyskach zobaczymy, w którym miejscu jesteśmy. O sukcesie na tej imprezie, poza przygotowaniem fizycznym, decyduje koncentracja na celu. Ja byłem na pięciu igrzyskach - trzy razy jako trener, a potem jako człowiek odpowiedzialny za przygotowania reprezentacji - i zawsze koncentrowałem się na tym, co jest do zrobienia, a nie na tym, co dzieje się dookoła" - tłumaczył.

W jego ocenie trzeba się wyłączyć ze wszystkich pozostałych rzeczy.

"Bardzo często emocje wynikające z przeżywania wszystkich rzeczy wokół, ale również trema związana ze spotykaniem w windzie i na stołówce gwiazd globalnego sportu powoduje, że ci mniej odporni sportowcy sobie z tym nie radzą. Zawsze byłem zwolennikiem tego, żeby do wioski przyjeżdżać jak najpóźniej i przebywać tam jak najkrócej" - przyznał.

W ostatnim momencie, gdy zawodnik wchodzi na pływalnię, a na trybunach jest 20 tysięcy ludzi, zdaniem Słomińskiego, pływak zostaje sam ze sobą i musi sobie poradzić.

"Od wielu cykli olimpijskich widać, że wokół dwóch sportów budowany jest program olimpijski - w pierwszej części igrzysk jest pływanie, a w drugiej lekkoatletyka. W mojej ocenie, niczego nie odejmując kolegom z pozostałych dyscyplin, te dwa sporty są tak popularne na świecie, że przebicie się w nich - głównie w biegach, a także w pływaniu - jest niewspółmiernie trudniejsze niż w innych dyscyplinach. To generuje duże emocje, więc i na stadionie lekkoatletycznym i na pływalni będą tłumy kibiców i całe rzesze ludzi śledzących to, masa mediów" - analizował Słomiński.

Wskazał, że często programy igrzysk, godziny startów były ustawiane pod kraje, gdzie pływanie jest najbardziej popularne.

"Trzeba naprawdę twardo stąpać po ziemi. Jeden medal i pięć miejsc w finałach, to byłby bardzo dobry wynik naszych pływaków. To jednak jest tylko sport i różne rzeczy się dzieją. Emocje na swoich barkach dźwigają nie tylko nasi pływacy, ale wszyscy inni. Życzę wszystkim naszym zawodnikom i trenerom, aby wrócili z podniesioną głową. Jest też jeszcze jeden wymierny wskaźnik - rekordy życiowe. Jeżeli dany sportowiec bije rekord życiowy, a zajmuje odległe miejsce, nie można mieć do niego pretensji" - podsumował doświadczony trener.(PAP)

Autor: Tomasz Więcławski

kh/