"Garstka złych ludzi potrafi zdegenerować państwo". Były szef kampanii KO zeznawał przed komisją

2024-10-21 12:37 aktualizacja: 2024-10-21, 21:39
 Krzysztof Brejza przed posiedzeniem komisji śledczej ds. inwigilacji systemem Pegasus Fot. PAP/Paweł Supernak
Krzysztof Brejza przed posiedzeniem komisji śledczej ds. inwigilacji systemem Pegasus Fot. PAP/Paweł Supernak
Europoseł KO Krzysztof Brejza, który w poniedziałek stawił się przed komisją śledczą ds. Pegasusa, podkreślił, że ujawniał szereg afer władzy PiS i dlatego był inwigilowany systemem Pegasus. Mieliśmy do czynienia z działalnością układu zamkniętego - ocenił polityk.

Sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa przesłuchiwała w poniedziałek europosła KO Krzysztofa Brejzę, który miał być inwigilowany z wykorzystaniem oprogramowania Pegasus w 2019 roku; Brejza ówczesny poseł, był w 2019 r. szefem kampanii KO przed wyborami parlamentarnymi.

Brejza ocenił, że "to, co się stało w wyborach w 2019 r. było przeprowadzeniem tych wyborów przez służby specjalne opanowane przez ludzi PiS". Działalność PiS określił jako "układ zamknięty" i jako zamienianie Polski w państwo paraautorytarne.

"Struktury państwa, instytucje były degenerowane przez grupki ludzi na różnych szczeblach aparatu władzy, którzy swoją nikczemność, niemoralność przenosili na państwo" - mówił Brejza. Jak ocenił, Pegasus był używane wobec niego ze względu na to, że był osobą, która ujawniała wówczas szereg afer władzy PiS. Wskazał na aferę "lewych nagród w rządzie PiS, które doprowadziły w ciągu miesiąca do spadku sondażowego o 10-12 pkt proc."

"Drugim wektorem była osobista niechęć do mnie ze strony Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ podważałem jego rzekomy antykomunizm" - zaznaczył europoseł.

Jak dodał, ujawnił też, że środowisko PiS wzbogaciło się na uwłaszczeniu majątku narodowego.

Brejza zwrócił uwagę, że w 2011 r. był autorem raportu komisji śledczej ds. nacisków, która zajmowała się "śledzeniem polowania na Andrzeja Leppera". Raport ten - dodał - pokrywał się z sądowym wyrokiem, który potwierdził nielegalne działania m.in. polityków PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Grupa hejterska na WhatsAppie

Europoseł w swobodnej wypowiedzi zauważył, że zasiadał w komisji śledczej ds. Amber Gold. Mówił też o grupie hejterskiej założonej na WhatsAppie przez "znajomych" Zbigniewa Ziobry. Jak dodał, to oni "inspirowali ataki na niego".

Świadek mówił też o nielegalnych przeciekach zmanipulowanych materiałów do mediów w trakcie kampanii wyborczej, z "żądaniem, żebym zniknął ze sceny politycznej". Wskazał, że szkalowano jego rodzinę: ojca, żonę oraz matkę. "To jest dowód na to, że garstka złych ludzi rozsianych w różnych instytucjach potrafi zdegenerować państwo" - podkreślił Brejza. "Czyli mieliśmy do czynienia z działalnością układu zamkniętego" - podsumował.

Polityk podkreślił jednocześnie konieczność ścisłego nadzoru na kontrolą operacyjną. "Potrzebna jest ścisła sądowa kontrola" - mówił Brejza. 

Na jakiej podstawie inwigilowano Brejzę?

Brejza, zapytany co było podstawą wszczęcia wobec niego kontroli operacyjnej powiedział, że były to "niewiarygodne pomówienia byłej działaczki PiS Agnieszki Ch., uzupełnione meldunkiem informacyjnym osobowego źródła informacji", które z kolei czerpało - według niego - informację od bardzo bliskiej współpracownicy wojewody z PiS działającej w tym samym czasie w "grupie hejterskiej PiS", atakując go anonimowo w sieci.

Dodał, że według jego źródeł osobami, które "parły do tej operacji" byli dyrektor bydgoskiej delegatury Jarosław Szmyt oraz jego zastępczyni Zuzanna Mrozowska, o której - jak dodał - "mówi się, że lubiła wysługiwać się młodszymi i mniej doświadczonymi agentami".

Wiadomości z telefonu publikowane w TVP

Zeznał, że tego, iż jest kontrolowany, domyślił się, kiedy zobaczył wiadomości ze swojego telefonu opublikowane w TVP.

"To był szok dla mnie, ponieważ trwała kampania wyborcza i przez wiele dni TVP publikowała materiały, pochodzące z mojego telefonu, ale przedstawiając je w formie zmiksowanej do kontekstu aferalnego. Wtedy miałem przebłysk, że coś się stało złego" - powiedział Brejza.

Dodał, że ostatecznie dowiedział się, że zastosowano przeciwko niemu oprogramowanie Pegasus w 2021 r., kiedy razem z żoną (Dorotą Brejzą) uruchomili telefon, w którym początkowo była zepsuta bateria. "Udało się odtworzyć oryginalne wiadomości i dzięki temu w sierpniu 2021 r. mogliśmy skierować pozew przeciwko TVP. W grudniu 2023 r. wygraliśmy sprawę przeciwko TVP o publikację wykradzionych SMS-ów z telefonu" - przypomniał.

Jak podkreślił Brejza, dzięki zachowaniu dwóch telefonów, do których włamano się przy użyciu Pegasusa analitycy z Citizen Lab i Amnesty International mogli je przebadać i stwierdzić, że urządzenia te były poddane ok. 40 atakom Pegasusem.

Brejza poinformował, że inwigilacja jego rodziny, jak i środowiska politycznego, trwała sześć miesięcy, 24 godziny na dobę, a skończyła się kilka dni po wyborach parlamentarnych w październiku 2019 r. 

Brejza przekazał, że podsyłano mu, korzystając z programu Pegasus, wiadomości z linkami. "(Linkami) bardzo sprecyzowanymi personalnie i bardzo sprecyzowanymi pod kątem momentu wysłania i dostarczenia, które zawierały rzekome analizy wyborcze wpływając na to, co robiliśmy w początkowej fazie kampanii wyborczej" - podkreślił.

Jak dodał, otrzymywał wiadomości z analizami w których podszywano się pod współpracownice sztabu wyborczego.

"Ten esemes wyświetlał się w drzewie wiadomości tak, jakby była to wiadomość od tej osoby, a w części wysyłany był też i do niej, i do Jana Grabca (posła, rzecznika PO)" - zaznaczył europoseł.

Wyjaśnił, że wiadomości, które otrzymywał zawierały linki do analiz dotyczących spraw programowych oraz spraw aktywności sztabu, "które dawały dobrą energię w początkowej fazie kampanii".

Wymiana agentki operacyjnej

Patryk Jaskulski (KO) wskazał, że kryptonim akcji w sprawie Brejzy to "Jaszczurka". Pytał, że mówi mu coś nazwa "Grzechotnik".

"Tak, taki kryptonim agenci bydgoskiej delegatury CBA przydzielili mi, jako figurantowi sprawy. Podobno wynikało to z tego, że ma to związek z cechami symbolicznymi tego zwierzęcia. Podobno grzechotnik bywa głośny i trochę niebezpieczny" - zeznał Brejza.

Jaskulski pytał europosła o pierwszego agenta operacyjnego, który prowadził jego sprawę. "Według mojej wiedzy pierwsza agentka operacyjna prowadziła to postępowanie chyba przez dwa miesiące i po przejrzeniu mojego telefonu odmówiła udostępnienia materiałów uznając, że nie popełniłem żadnego czynu zabronionego" - zeznał świadek.

"Została wymieniona na bardziej posłuszną agentkę operacyjną, która - jak ujawnili dziennikarze - niejako w zamian za korzyść materialną udostępniła i kontynuowała te nielegalne działania Pegasusem przez pięć miesięcy" - dodał Brejza. Według niego, ta agentka w nagrodę została zastępcą naczelnika w delegaturze bydgoskiej CBA. "Można powiedzieć, że to była korzyść osobista oraz majątkowa" - ocenił. Brejza mówił też, że rotacja agentów w jego sprawie była niespotykana.

Poseł KO pytał, czy świadek wie o innych osobach, które "maczały palce" w jego inwigilacji, a później robiły "zawrotne kariery". Brejza wymienił prokurator Rutkowską, która została potem awansowana do Prokuratury Krajowej. "I pani, która pod koniec podejmowała dość haniebne rzeczy, ze Szczecina, b. prokurator okręgowa. Nie mogę sobie przypomnieć nazwiska" - zeznał świadek.

Jaskulski zwracał uwagę, że do opinii publicznej przedostawały się informację o innych agentach operacyjnych, którzy otrzymywali awansy lub też trafiali do państwowych spółek.

"Szef delegatury (CBA), pan Jarosław Szmyt i pani Zuzanna Mrozowska, po tym jak wybuchła afera Pegasusa w styczniu 2022 roku +ewakuowali się+ - można powiedzieć - do Orlenu" - mówił Brejza. Dodał, że "Szmyt został szefem biura analiz i fuzji, za bardzo dobrą gratyfikację finansową". "Po kilku miesiącach pani Zuzanna Mrozowska przeszła też do Orlenu i została w tej samej jednostce jego zastępczynią. Widzę ścisły związek, korelację w postaci nagradzania ludzi, którzy uczestniczyli w tej brudnej prowokacji, etatami w PKN Orlen" - powiedział świadek.

Jaskulski pytał też o b. szefa CBA Ernesta Bejdę - miał on wcześniej zeznawać przed komisją, ale się nie stawił - czy jego pracę w PZU, można uznać za nagrodę za inwigilację. "Myślę, że pan Bejda ma szerszą odpowiedzialność za wiele innych osób, ofiar tego typu działań służb, ale z pewnością można tak powiedzieć, że to była jakaś forma gratyfikacji" - ocenił Brejza. 

rbk/ del/ ero/ mok/ par/mar/