Izrael i Hezbollah w praktyce rozpoczęły w poniedziałek otwartą wojnę, chociaż jak na razie wojska izraelskie nie wkroczyły jeszcze na terytorium Libanu, a szyickie ugrupowanie nie użyło swojej najbardziej zaawansowanej broni - napisał na łamach dziennika "Haarec" Amos Harel.
Władze Izraela ogłosiły, że ich celem jest zmuszenie Hezbollahu, by przestał atakować Izrael, niezależnie od wyniku wojny w Strefie Gazy. Kontrolująca południe Libanu grupa od dekad walczy z Izraelem, a od wybuchu wojny w Gazie regularnie go ostrzeliwuje, co spotyka się z kontratakami. Hezbollah deklarował, że przerwie ostrzały, gdy zostanie zawarty rozejm w Gazie. Perspektywa takiego porozumienia wydaje się odległa, dlatego Izrael chce rozwiązać kwestię Hezbollahu niezależnie od wojny z Hamasem - komentuje gazeta.
Jak dodał "Haarec", celem izraelskiego wojska jest też zniszczenie budowanego przez dekady arsenału Hezbollahu i odepchnięcie jego bojowników na północ od rzeki Litani.
Izrael stopniowo zwiększa więc presję na Hezbollah, mając nadzieję, że ten w końcu ustąpi; jeżeli się tak nie stanie, wojsko jest przygotowane do kolejnych operacji, które podniosą stawkę - zaznaczył Lazar Berman w portalu Times of Israel. Wsród nich wymienił m.in. masowe naloty na kontrolowane przez tę grupę dzielnice Bejrutu czy ataki na libańską infrastrukturę.
"Jeżeli przywódca Hezbollahu Hasan Hansrallah wciąż się nie wycofa, wówczas trudno wyobrazić sobie, by Izrael miał inne wyjście, niż jakaś forma operacji lądowej" - skomentował Berman. Harel zgadza się z nim, oceniając, że "na razie nie wydaje się, by Izrael spieszył się z operacją lądową w południowym Libanie".
Dotychczasowe działania Izraela doprowadziły już do znacznego ograniczenia możliwości Hezbollahu, czym należy tłumaczyć stosunkowo małą liczbę odpalanych przez tę organizację pocisków - napisał Ron Ben-Yishai w portalu Ynet. Według izraelskiego wojska w poniedziałek Hezbollah wystrzelił na Izrael ok. 200 rakiet, a do wtorkowego popołudnia ponad 100.
Coraz bardziej osamotniony Nasrallah będzie musiał zdecydować, czy sięgnąć po ostateczną broń i użyć rakiet dalekiego zasięgu. Najprawdopodobniej wstrzymuje go przed tym presja Iranu, który, podobnie zresztą jak USA, nie chce przekształcenia konfliktu w wojnę regionalną - dodał Ben-Yishai.
Podobną ocenę na łamach dziennika "Israel Hajom" przedstawił były dowódca izraelskiego lotnictwa generał Zwika Hajmowicz, dla którego konfrontacja wciąż przebiega w ramach pewnych nieskodyfikowanych, ale ustalonych zasad i granic. Ich złamaniem i rozpoczęciem "totalnej wojny" byłoby użycie przez Hezbollah zaawansowanej broni i zaatakowanie terenów Izraela na południe od Hajfy lub intensyfikacja izraelskich nalotów na północny Liban - zaznaczył emerytowany wojskowy.
Po latach nieustających prowokacji ze strony Hezbollahu Izrael w końcu podjął zdecydowane działania wobec tej terroryzującej północ kraju grupy - napisano we wtorkowym artykule redakcyjnym dziennika "Jerusalem Post". To konieczny dla obrony kraju i od dawna odwlekany krok - dodała gazeta. Ostrzegła, że wspierany przez Iran Hezbollah jest groźnym przeciwnikiem, a trwająca konfrontacja może się też wiązać z poważnym zagrożeniem dla izraelskich cywilów.
Z Jerozolimy Jerzy Adamiak
adj/ mms/ grg/