PAP Life: Nie bałaś się brać udziału w tym projekcie? Film „Dwie siostry” był kręcony w Ukrainie, kilka miesięcy po inwazji Rosji.
Karolina Rzepa: Już na etapie castingu było wiadomo, że zdjęcia będą realizowane wyłącznie w Ukrainie. Początkowo czułam niepokój, ale też bardzo chciałam nakręcić ten film. To był czas, kiedy wszyscy bardzo żyli wojną. Każdy chciał w jakiś sposób pomóc. Moja mama przyjęła kilka rodzin ukraińskich do domu. Ja byłam wolontariuszką w ośrodku dla uchodźców, oprowadzałam ukraińskie kobiety i dziewczyny po Warszawie, brałam udział w różnych zbiórkach. Ale cały czas czułam jednak pewien niedosyt, że to, co robię to jest za mało. Kiedy dowiedziałam się o castingu, od razu pomyślałam sobie, że dla mnie to będzie najlepszy sposób, żeby wyrazić swój sprzeciw. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kiedy przyszłam na drugi etap, Łukasz Karwowski, reżyser filmu, prowadził rozmowę wideo z ukraińskim producentem i przedstawił mnie już jako wybraną aktorkę. Byłam zaskoczona, nie spodziewałam się tak szybkiej decyzji, tydzień później pojechaliśmy do Ukrainy. Wcześniej podpisałam umowę, w której był punkt, że jeśli podczas realizacji filmu nie będę czuła się bezpiecznie, to w każdej chwili mogę zrezygnować. To było coś wyjątkowego, bo normalnie w kontraktach są kary za przerwanie zdjęć.
PAP Life: W czasie kręcenie filmu zdarzyły się jakieś niebezpieczne sytuacje?
K.R.: Nie. W Ukrainie byliśmy przez miesiąc, w tym czasie zdarzały się alarmy rakietowe i wtedy pojawiał się strach, ale generalnie czułam się bezpiecznie. „Dwie siostry” to projekt polsko-ukraiński, przez cały czas towarzyszyła nam ukraińska ekipa, pracowaliśmy z wybitnymi aktorami ukraińskimi. Na planie był też człowiek z Ukraińskiej Obrony Terytorialnej, który dostawał informacje o potencjalnych zagrożeniach. Kiedyś poradzono nam, żebyśmy na jeden dzień wyjechali z Kijowa, bo może dojść do ataków, więc przenieśliśmy realizację kolejnych scen poza miasto. Nikt nie chciał niepotrzebnie ryzykować.
PAP Life: „Dwie siostry” to opowieść o dwóch skonfliktowanych ze sobą siostrach: Jaśminie i Małgorzacie, które w pierwszych dniach wojny wyruszają z Warszawy do Charkowa, żeby przywieź do Polski ciężko rannego ojca. To fabuła, ale film sprawia wrażenie dokumentu.
K.R.: Wszystko, co widzimy w filmie: spalone domy, czołgi są prawdziwe, to nie są dekoracje. Kręciliśmy bez scenografii, w prawdziwych lokacjach: w Buczy, Czernihowie, Borodziance, Horodence, Irpieniu. Obie z Dianą (Diana Zamojska, odtwórczyni roli Małgorzaty – red.) bardzo dużo improwizowałyśmy. Co ciekawe, na castingu to ja przygotowałam się do roli Małgosi. Poproszono nas, żebyśmy same wybrały swoje bohaterki i ona wydawała mi się bliższa. Z natury jestem osobą raczej spokojną, opanowaną. A druga bohaterka, Jaśmina jest bardzo niezależna, ekspresyjna, prędzej powie niż pomyśli. Na castingu to Diana Zamojska ją próbowała, więc obie zostałyśmy obsadzone zupełnie odwrotnie niż zakładałyśmy. Na początku byłyśmy zaskoczone tą decyzją, ale już w pierwszych dniach zdjęciowych zrozumiałyśmy, że bardzo dobrze się stało. Dla każdej z nas to było ciekawe wyzwanie, a w aktorstwie warto przesuwać granice i eksperymentować. W tym wypadku okazało się to niezwykle rozwijające, pozwalało zanurzyć się w bohaterce.
PAP Life: Scenariusz powstawał na bieżąco?
K.R.: Scenariusz stanowił rzetelny zapis historii i był bazą do dalszej wspólnej pracy. Łukasz (reżyser - red.) od początku zachęcał nas do poszukiwań, był bardzo otwarty na nasze sugestie. Wszystkim nam zależało, na jak największej autentyczności opowiadanej historii i emocjach, które będą szczere. Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, spędziłyśmy z Dianą kilka dni w Kijowie, siedziałyśmy w wynajętym mieszkaniu albo magazynach Film.ua., chodziłyśmy po second handach, żeby znaleźć dla mnie kostium jako Jaśminy, bo ten wybrany w Warszawie mi nie odpowiadał. Poznałyśmy się, bardzo dużo rozmawiałyśmy o tym, jakie relacje łączą siostry, skąd się wziął między nimi konflikt. Ludzie mają różne wspomnienia z dzieciństwa i zwykle tak jest w rodzinie, że bywają dla siebie okrutni, wyrzucają sobie najdrobniejsze rzeczy. Szukałyśmy takich punktów zapalnych, które mogły skłócić siostry, w rodzaju: „to ciebie tata zabierał na ryby”, „tobie tata dał prezent, a ja nigdy nic od niego nie dostałam”.
„Dwie siostry” dzieją się w czasie wojny w Ukrainie, ale myślę, że ta opowieść może być bliska wielu ludziom, także tym, których wojna bezpośrednio nie dotyczy. To film o tym, jak skomplikowane bywają relacje w rodzinie, co tak naprawdę jest ważne i że często dowiadujemy się o tym za późno.
PAP Life: „Dwie siostry” to pierwszy film fabularny kręcony w Ukrainie podczas wojny. Jak reagowali zwykli ludzie, kiedy dowiadywali się, że robicie u nich film?
K.R.: Wszyscy mówili, że podziwiają naszą odwagę i są nam wdzięczni, że chcemy opowiadać ich historię. Dla Ukraińców każde świadectwo tego, z czym się obecnie mierzą, jest bezcenne. W filmie, oprócz zawodowych aktorów ukraińskich, wystąpili też ludzie, których spotykaliśmy po drodze, np. panie sprzedające pomidory albo pan popychający z nami samochód, który psuje się przy zbombardowanym moście. Kręcenie tej produkcji okazało się dla mnie ekstremalnym doświadczeniem. Kiedy wróciłam do Polski, czułam się dziwnie. Ciężko było mi pogodzić się z tym, że ludzie, których tam poznałam, z którymi się zaprzyjaźniłam, zostali i dalej muszą zmagać się z tamtą rzeczywistością. Na szczęście dla mnie, tydzień po powrocie zaczęłam zdjęcia do krótkometrażowego filmu „Comme des cowboys”. Próby rozpoczęły się dosłownie tego samego dnia, gdy dojechałam do Warszawy, miałam dwie godziny, żeby pójść do domu, umyć się, przebrać.
PAP Life: „Comme des cowboys” to historia romantyczna o miłości między dwoma dziewczynami. Wejście w tak różny projekt było trudne?
K.R.: W jakimś stopniu ten stan zawieszenia, w którym się znalazłam po powrocie z Ukrainy, wykorzystałam przy pracy w tym filmie. Julita, moja bohaterka jest wycofana, powściągliwa w mówieniu o uczuciach. Zupełnie inna niż przebojowa, niezależna Jaśmina. Ale łączy je podobna wrażliwość, obie szukają swojego miejsca w życiu. Julita nie może sobie poradzić z emocjami po rozstaniu, tęskni, swoje szczęście uzależnia od obecności Stacy. Poza tym rola w „Comme des cowboys” to była niesamowita przygoda ze względu na konie, bo film dzieje się w ośrodku jeździeckim, w którym Julita pracuje jako stajenna. Nie jeżdżę konno i miałam zaledwie tydzień, żeby się przygotować. Tak się szczęśliwie złożyło, że koń mnie zaakceptował, zaczęłam trenować jazdę i udało mi się nawet wejść w galop. Kocham swój zawód także za to, że mam szansę poznawać tyle nowych rzeczy.
PAP Life: Skąd w ogóle wzięło się aktorstwo u ciebie?
K.R.: Trochę dzięki mojej mamie. Po liceum zrobiłam sobie rok przerwy, bo nie bardzo wiedziałam, w którą stronę pójść. Kiedyś jechałyśmy z mamą autem, w radiu leciał wywiad z jakimś aktorem. Zaciekawiło mnie to, powiedziałam, że taka praca to musi być coś wspaniałego. Moja mama od razu mnie zachęciła: „no to próbuj”. Sama jest niesłychanie odważną kobietą. Przez wiele lat pracowała w korporacji i kiedy już wychowała mnie, moją siostrę i brata, postanowiła spełnić swoje marzenie. Przeszła odpowiednie szkolenie i prowadzi Rodzinny Dom Dziecka. Zawsze namawiała mnie, żebym też podążała za swoimi marzeniami. Aktorstwo mnie zaintrygowało, ale kompletnie nie wiedziałam, od czego zacząć. Nie miałam nikogo w rodzinie, kto by się zajmował filmem czy teatrem. Trochę sobie wygooglowałam i rok później byłam już w Lart Studio w Krakowie, policealnej szkole, która przygotowuje do egzaminów do szkoły teatralnej. Zdawałam na aktorstwo przez trzy lata z rzędu, za trzecim razem dostałam się do Wrocławia. Cieszę się, że tak wyszło, bo bardzo dobrze wspominam tę szkołę.
PAP Life: Po drodze byłaś jeszcze w Studium Aktorskim przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Tam poznałaś Jana Jakuba Kolskiego i zagrałaś w jego filmach.
K.R.: Mam farta do szczęśliwych przypadków. Do egzaminów do Akademii Teatralnej przygotowywał mnie Dariusz Toczek, aktor. To on namówił mnie, żebym zdawała do Olsztyna. Powiedział, że zawsze istnieje ryzyko, że nie dostanę się do Akademii Teatralnej, a warto cały czas być w gotowości. Jeśli pójdę na inne studia, żeby przeczekać do kolejnych egzaminów, to mogę zatrzymać się w rozwoju. Przez rok byłam w Olsztynie. Kiedyś pojawił się Jan Jakub Kolski, który ze studentami z łódzkiej Szkoły Filmowej robił u nas warsztaty. Przeprowadzili casting, później dostałam niedużą rolę już w jego filmie „Las, 4 rano”. Nie spodziewałam się, że później będziemy jeszcze razem pracować. Ale tak się potoczyło, że otrzymałam większą rolę w kolejnym jego filmie – „Ułaskawienie”, a przy „Republice dzieci” zaproponował mi główną rolę. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam, bo Kolski jest reżyserem, który sporo wymaga od aktora. Sam niedużo mówi, w zasadzie tylko podrzuca kierunek i pozwala szukać. Prywatnie bardzo się polubiliśmy, wiem, że jest mi życzliwy i bardzo mi kibicuje.
PAP Life: Wystąpiłaś w serialach: „Wojenne dziewczyny”, „Dom pod Dwoma Orłami”, niedawno w drugim sezonie „Gangu Zielonej Rękawiczki”. Dużo pracujesz?
K.R.: To różnie bywa, zdarzają się przerwy. Jakiś czas temu skończyłam pełnometrażowy film z Emi Buchwald, wspaniałą młodą reżyserką, w niesamowitej obsadzie, zrealizowany w Studio Munka. Teraz jestem w zdjęciach do serialu „Krew z krwi” i mam jeszcze mniejszą rolę w innym projekcie. Ten czas, kiedy nie ma się pracy, jest oczywiście trudny, ale uczę się to akceptować. Aktorstwo jest moją pasją, w której się realizuję i zawsze będzie moim pierwszym wyborem. Ale gdyby się okazało, że muszę iść do normalnej pracy, to myślę, że bym sobie poradziła. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ ag/ jos/
Karolina Rzepa jest absolwentką wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Po raz pierwszy pojawiła się na ekranie w 2016 r. w niewielkiej roli w filmie „Las, 4 rano” w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego. Później zagrała jeszcze w dwóch filmach tego reżysera – w „Ułaskawieniu”, „Republice dzieci”. Ostatnio wystąpiła w drugim sezonie „Gangu Zielonej Rękawiczki”. W filmie „Dwie siostry” Łukasza Karwowskiego, zagrała jedną z głównych ról. Ma 32 lata.