W wyborach do Sejmu, które odbyły się 15 października 2023 r., PiS uzyskało 35,38 proc. głosów, KO - 30,70 proc., Trzecia Droga - 14,40 proc., Nowa Lewica - 8,61 proc., a Konfederacja - 7,16 proc. Choć poparcie dla PiS przełożyło się na największą liczbę mandatów w Sejmie (194), ze względu na brak zdolności koalicyjnej ugrupowanie nie było w stanie stworzyć większości. Mimo to prezydent w pierwszym kroku konstytucyjnym desygnował Mateusza Morawieckiego na premiera i 27 listopada powołał jego trzeci rząd.
Gdy 11 grudnia 2023 r. rząd Morawieckiego nie uzyskał wotum zaufania od Sejmu, w drugim kroku konstytucyjnym, jeszcze tego samego dnia, Sejm wybrał Tuska na premiera, a 12 grudnia udzielił wotum zaufania jego rządowi. 13 grudnia prezydent Andrzej Duda powołał rząd Donalda Tuska.
Nowy gabinet liczył 26 członków. Wicepremierami zostali: Krzysztof Gawkowski (Nowa Lewica), który stanął na czele resortu cyfryzacji oraz Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL), który objął stery w ministerstwie obrony narodowej. Zapleczem rządu w Sejmie stało się 157 posłów KO, 65 posłów z Trzeciej Drogi (kluby PSL oraz Polski 2050) oraz 26 posłów Lewicy. Obecnie, po odejściu z klubu posłów Partii Razem i utworzeniu przez nich osobnego koła poselskiego, klub Lewicy liczy 21 połów. O jednego posła uszczuplił się również klub KO (obecnie 156 członków), a o jedną osobę (obecnie 65 członków) poszerzył klub Trzeciej Drogi.
Ze statystyk sejmowych wynika, że od inauguracji nowej kadencji Sejmu 12 listopada 2023 r. do Izby skierowano 118 rządowych projektów, z czego 69 to już opublikowane ustawy, zaś 48 - przepisy, nad którymi pracuje Sejm lub Senat. W niektórych przypadkach wiadomo było jednak, iż przyjęcie projektu przez rząd albo nawet uchwalenie ustawy przez parlament nie oznacza realnych zmian w prawie. Tak ma być chociażby z przyjętym w tym tygodniu projektem likwidującym CBA, o którym szef MSWiA Tomasz Siemoniak wprost powiedział, że będzie musiał poczekać na "nowego prezydenta".
Poczekają też zmiany w sądownictwie. Choć tzw. Action Plan przedstawiony w Brukseli przez szefa MS Adama Bodnara został uznany przez Komisję Europejską za na tyle przekonujący, by zakończyć procedurę prowadzoną z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej i odblokować pierwsze środki z KPO, część krytyków zwraca uwagę, że w dziedzinie praworządności - ze względu na niemożność dokończenia procesu legislacyjnego podpisem prezydenta - zmieniło się niewiele.
W lipcu br. Sejm uchwaliły dwie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym oraz przepisy je wprowadzające, zgodnie z którymi tzw. sędziowie dublerzy musieliby ustąpić ze stanowiska, a ich wyroki nie wywoływałyby skutków prawnych. W październiku prezydent Duda skierował te przepisy do TK w trybie kontroli prewencyjnej, co w praktyce oznacza, że na razie na pewno nie wejdą w życie.
Ze względu na spiętrzenie prawniczych problemów niejasna jest również sytuacja wokół orzeczeń TK, niepublikowanych od czasu przyjęcia marcowej uchwały Sejmu ws. naprawienia skutków kryzysu konstytucyjnego, czy awansów sędziowskich przy udziale KRS ukształtowanej zgodnie z ustawą o 2017 r. Jednocześnie na szybsze zmiany naciskają organizacje sądownicze, które w ostatnich latach aktywnie walczyły przeciwko zmianom wprowadzanym przez rząd PiS.
Polem ostrego sporu na początku przejmowania władzy stały się również media publiczne. Po przyjęciu przez Sejm uchwały, w której wezwano Skarb Państwa do podjęcia "natychmiastowych działań naprawczych", ówczesny szef MKiDN Bartłomiej Sienkiewicz odwołał rady nadzorcze i prezesów TVP, Polskiego Radia i PAP, pomijając Radę Mediów Narodowych utworzoną za czasów PiS, i odwołując się bezpośrednio do przepisów Kodeksu spółek handlowych. To dało początek protestom poprzedniej władzy, której przedstawiciele protestowali w siedzibach tych spółek, nawet tam nocując.
Z tamtej decyzji, krytykowanej przez część ekspertów, w tym m.in. Helsińską Fundację Praw Człowieka, rząd ostatecznie wycofał się po kilku dniach. 27 grudnia Sienkiewicz zdecydował się na postawienie mediów publicznych w stan likwidacji, co pozwoliło na bezpośrednie powołanie likwidatorów. Również i to rozwiązanie - w założeniu przejściowe, dopóki nie dojdzie do uchwalenia nowej ustawy medialnej - przez posłów PiS postrzegane jest jako przejęcie mediów w nielegalny sposób.
Po roku rządów przedstawiciele koalicji przekonują, że większość kluczowych postulatów jest w realizacji. I choć faktycznie taki obraz wynika ze strony poświęconej 100 konkretom Koalicji Obywatelskiej, to jednak przyjęty tam sposób oceny realizacji postulatów nie zawsze odpowiada rzeczywistości. Jako "zrealizowaną obietnicę" zaliczono np. uchwalenie ustawy o dostępnej bez recepty "pigułce dzień po", choć tę zawetował prezydent.
W kwestii szeroko pojętych praw kobiet udało doprowadzić się m.in. do przywrócenia finansowania programu in vitro oraz zapewnienia badań prenatalnych wszystkim kobietom bez względu na wiek. W sprawie aborcji szefowie MS i MZ przedstawili natomiast wytyczne dla prokuratur i szpitali, które mają łagodzić obowiązujące prawo bez faktycznego zmieniania go. Po tym, jak nie udało się uchwalić pierwszej ustawy w sprawie dekryminalizacji pomocy w aborcji (przeciwko zagłosowało m.in. 24 posłów PSL), do Sejmu w listopadzie trafił drugi projekt. Dla organizacji kobiecych to jednak o wiele za mało.
"Z ich strony wybrzmiewa argument, że takie niewielkie zmiany będą poczytywane za wielki sukces, więc potem trudniej będzie wprowadzić obiecywany postulat legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży. I mają rację. Ale co mamy zrobić? Wszyscy wiedzą, jaka jest arytmetyka" - słyszymy nieoficjalnie od jednej z parlamentarzystek KO.
Obok spraw obyczajowych kością niezgody w koalicji były także kwestie dotyczące praw pracowniczych czy przedsiębiorców. To m.in. oprotestowywany przez Polskę 2050 i Lewicę pomysł kredytu 0 proc. - którego porzucenie zapowiedział w tym tygodniu szef MRiT Krzysztof Paszyk - reforma składki zdrowotnej dla przedsiębiorców czy sprawa wolnej Wigilii. Choć w niektórych przypadkach kompromisowe rozwiązania utarły się już lub właśnie ucierają, to w niektórych prace idą bardzo opornie, tak jak np. w przypadku projektu ws. Funduszu Kościelnego, który wciąż nie trafił do prac rządu.
Mimo powracających doniesień o możliwości modyfikacji programu 800 plus obecny rząd utrzymał wprowadzone za czasów PiS świadczenie i podkreśla jego wagę. "Będzie wypłacane (...) tak długo, jak długo będę odpowiadał za prace rządu" - powiedział jesienią Tusk. Dodatkowo rząd wprowadził tzw. babciowe, czyli świadczenie w wysokości 1500 zł miesięcznie przysługujące pracującym rodzicom dziecka w wieku od roku do trzech lat.
Rząd mocno akcentuje również kwestie bezpieczeństwa, czyniąc z nich priorytet półrocznej prezydencji Polski w Radzie Unii Europejskiej (która rozpocznie się w styczniu 2025 r.), oraz zwiększając próg wydatków na te cele w budżecie na 2025 r. do 4,7 proc. PKB. Jak podkreślają przedstawiciele rządu stawia to Polskę na pierwszym miejscu wśród państw NATO. W listopadzie ruszyła budowa kluczowego dla MON projektu Tarczy Wschód, czyli różnego typu umocnień, przeszkód terenowych i infrastruktury wojskowej na granicach Polski z Rosją i Białorusią - łącznie na odcinku ok. 800 km.
W sprawach środowiskowych premier wielokrotnie sugerował konieczność korekty unijnego kursu oraz tych założeń Europejskiego Zielonego Ładu, które będą nadmiernym obciążeniem dla obywateli. W połowie listopada zakończyły się konsultacje projektu aktualizacji Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu do 2030 r., który zgodnie z deklaracjami ma być "zielonym kompasem" dla polskiej transformacji. Na początku stycznia 2025 r. opublikowany ma być zaktualizowany Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, który zakłada budowę dwóch elektrowni.
Wśród istotnych projektów infrastrukturalnych, w przypadku których stanowisko rządu przez długi czas nie było jasne, znalazła się budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, w przypadku której jednym głosem za CPK mówił PiS i Lewica. Pod koniec czerwca Tusk przeciął spekulacje, informując, że rząd nie porzuca projektu, ale go zmodyfikuje. Przedstawiając szerszy plan, który oprócz lotniska w Baranowie zakłada stworzenia sieci kolei dużych prędkości, szef polskiego rządu nie mówił już jednak o CPK, ale o "megalopolis".
Od początku objęcia urzędu Tusk złożył szereg wizyt zagranicznych. Oprócz posiedzenia Rady Europejskiej w Brukseli, które odbyło się dzień po powołaniu rządu, jego pierwszą wizytą była ta w Kijowie. Jednymi z pierwszych wizyt były także te w Berlinie i Paryżu. W marcu, wraz z prezydentem Dudą, Tusk wziął udział w roboczej wizycie w Stanach Zjednoczonych, a w listopadzie był gościem specjalnym nieformalnego szczytu przywódców państw bałtyckich i nordyckich w Szwecji.
W ciągu ostatniego roku aż trzykrotnie w Polsce składała wizytę szefowa KE Ursula von der Leyen, która najpierw w lutym została przyjęta w KPRM wraz z premierem Belgii, potem w maju uczestniczyła w Europejskim Kongresie Gospodarczym, a we wrześniu odwiedziła tereny zalane przez powódź. W kwietniu, wraz z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem, do Warszawy przybyli liderzy sześciu unijnych krajów, by omówić wspólne plany na najbliższą unijną pięciolatkę.
Po wygranych wyborach z 15 października 2023 r. zarówno w kraju, jak i za granicą rozbrzmiewały hasła o "powrocie Polski do Europy". Tusk chwalony jest również przez zagraniczne media, które - nie zagłębiając się w wewnętrzne prawne czy polityczne spory - zazwyczaj skupiają się na tym, że to dzięki niemu zakończyły się ośmioletnie rządy PiS. Wzmocnieniu pozycji Polski sprzyja też sytuacja w UE, jako że dysponujące najsilniejszy głosem Francja i Niemcy zmagają się z kryzysami.
"Jeśli spojrzymy na Trójkąt Weimarski, to najbardziej stabilnym państwem z całej trójki wydaje się właśnie Polska" - przyznał w rozmowie z PAP rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula prof. Wawrzyniec Konarski. "Taki układ na pewno wzmacnia Donalda Tuska, na którego korzyść działa również pragmatyzm. I choć odszedł on wizerunku polityka liberalnego, podejmując decyzje, z których niektóre są dalekie od etosu jego rodzimej partii, to nie spotkała go za to znacząca krytyka" - wskazał.
Jedną z bardziej kontrowersyjnych decyzji rządu była zapowiedź czasowego i terytorialnego zawieszenia prawa do azylu jako środka walki ze sztucznie zorganizowanym napływem migrantów na wschodniej granicy Polski. Choć do przyjęcia strategii migracyjnej zawierającej ten postulat doszło przy zdaniach odrębnych ministrów z Nowej Lewicy, wątpliwości nie zgłaszano nie tylko wewnątrz Koalicji Obywatelskiej, ale również - zdaniem premiera - na forum unijnym. "Poszło łatwiej, niż się spodziewałem" - przyznał Tusk przed rozpoczęciem październikowego szczytu w Brukseli, podkreślając, ze wszyscy "kluczowi gracze" rozumieją polski punkt widzenia.
W rozmowie z PAP prof. Konarski zestawił zagraniczną perspektywę z tą krajową, która jest już "znacznie bardziej zróżnicowana". Pytany o dotychczasowy dorobek rządu, stwierdził, że "formuła polityczna "chciejstwa"" ustąpiła czemuś, co roboczo nazwałby "syndromem skrzeczącej rzeczywistości". "Jak doskonale wiemy, zdobywanie władzy zawsze oparte jest na entuzjazmie, zaś jej sprawowanie jest o wiele trudniejsze. Teraz mamy właśnie do czynienia z odwzorowaniem tej prostej reguły" - ocenił.
Z nieoficjalnych rozmów PAP z obecnymi i byłymi współpracownikami premiera wynika, że ten w dużej mierze podejmuje decyzje jednoosobowo, z czego wynika nieprzewidywalność jego działań. "W przypadku ważnych polityków często mówi się o jakimś kręgu osób wtajemniczonych, ale nie sądzę, żeby tutaj był jakiś krąg. Jest po prostu premier" - powiedziała PAP jedna z byłych unijnych dyplomatek.
Rok po powołaniu rządu gabinet wciąż nie ma rzecznika i zgodnie zapowiedziami ma się to nie zmienić. "W rządzie koalicyjnym rzecznikiem musi być każdy minister i każda ministra" - zadeklarował Tusk podczas tegorocznego Campusu Polska. "Jeśli ja bym wskazał: oto jest mój rzecznik, to z punktu widzenia naszych koalicjantów byłoby takie oto poczucie, że Tusk ma swojego rzecznika, a nie rzecznika rządu" - ocenił. Zapowiedział przy tym, że w przygotowaniu są "pewne zmiany", również organizacyjne, które polepszą dostęp do informacji.
"To, że nie ma rzecznika, to błąd, który już zaczyna się mścić" - powiedział PAP specjalista od marketingu politycznego dr Mirosław Oczkoś z SGH. "Nie mając kogo zapytać o niektóre kwestie, dziennikarze próbują złapać ministrów, wiceministrów, a czasami kogo popadnie - nie sądzę, żeby taki przekaz był dobry dla rządu" - wskazał.
Zdaniem Oczkosia brak powołania rzecznika rządu może być też niewłaściwym wzorcem, zachęcającym do lekceważenia polityki komunikacyjnej, np. dla poszczególnych resortów. "Skro żyjemy w wieku informacji, natłoku informacji, także fałszywych, to jakaś latarnia informacyjna ze strony rządu powinna być - bo na razie są egipskie ciemności" - stwierdził ekspert.
Sonia Otfinowska (PAP)
sno/ par/ jpn/ ał/