Dziennik komentuje w ten sposób głosowanie, w którym w czwartek na przewodniczącą parlamentu wyłoniona została Yael Braun-Pivet, reprezentantka obozu Macrona, pełniąca tę funkcję w latach 2022-24. Wybór ten "nadaje dziwnego zabarwienia" nowej kadencji parlamentu, zapoczątkowanej rozwiązaniem poprzedniego - zauważa "Le Monde". Jak dodaje, "zamiast oczekiwanych zmian przeważa ciągłość, podczas gdy obóz prezydencki poniósł znaczącą klęskę w wyborach z 30 czerwca i 7 lipca".
Z punktu widzenia reguł parlamentarnych wygrana Braun-Pivet jest, jak przyznaje dziennik "bezsporna". Niemniej wywołała "burzę" na lewicy, której kandydat Andre Chassaigne przegrał 13 głosami z Braun-Pivet w trzeciej turze głosowania. "Przedstawiciele Nowego Frontu Ludowego (NFP), którzy wygrali w drugiej turze wyborów parlamentarnych, uznali, że skradziono im zwycięstwo (w wyborach szefa parlamentu-PAP)" - relacjonuje "Le Monde".
"To, co się wydarzyło, wynika z realiów sytuacji politycznej. Lewica, by móc zwiększyć przewagę, którą otrzymała przy urnach wyborczych (...) powinna zebrać głosy spoza swojego obozu, bo nie ma większości absolutnej. Mimo szacunku, którym się cieszy Chassaigne, nie zdołał tego zrobić - w przeciwieństwie do Braun-Pivet, która ubiegała się o głosy Republikanów i otrzymała je w zamian za podział stanowisk w Zgromadzeniu Narodowym" - wyjaśnia "Le Monde".
Lewica, która nie jest w stanie między sobą uzgodnić kandydata na premiera, doznała poważnego niepowodzenia. Zaś obóz prezydencki zachowuje się, jakby przeczył swojej klęsce wyborczej. Macron "nie potwierdził wprost, że stracił ponad 80 deputowanych w nowym parlamencie, jego marszałkini została znów wybrana, a rząd (Gabriela) Attala wciąż się utrzymuje - zdymisjonowany, lecz upoważniony do zajmowania się sprawami bieżącymi na czas nieokreślony" - relacjonuje "Le Monde". Jak konkluduje, "część wyborców, która chciała zmian, ma prawo czuć się oszukana".
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)
pp/