"Jeśli Europejczycy stracą Gruzję, to stanie się to przy błogosławieństwie Viktora Orbana" - ocenia "Le Monde" w artykule redakcyjnym, który w druku ukaże się we wtorek. Dziennik podkreśla, że "w przeciwieństwie do Orbana żaden przywódca europejski nie pogratulował w niedzielę rządowi Gruzji ani nawet nie uznał wyniku wyborów".
Europa - przekonuje - nie powinna jednak pozwolić, by "gruzińska pułapka" się nad nią zamknęła. "Le Monde" cytuje w tym kontekście wymowny - jak zauważa - komentarz prokremlowskiego magazynu "Russia in Global Affairs", który uznał, że po wyborach kraje zachodnie "wyrażą swoje rozczarowanie i podejmą symboliczne działania", lecz będą zbyt zajęte gdzie indziej, by skutecznie wesprzeć sprzeciw gruzińskiej opozycji, tak jak robiły to w Gruzji w 2003 roku ("rewolucja róż") i na Ukrainie rok później ("pomarańczowa rewolucja").
Sam wynik wyborów i sprzeciw opozycji były, zdaniem "Le Monde", do przewidzenia od kilku tygodni, ponieważ w Gruzji demokracja słabnie, a "partia będąca u władzy stopniowo przejęła kontrolę nad głównymi instytucjami".
"Niegdyś Europa, wraz z dynamiką rozszerzenia na kraje postkomunistyczne, wspierała ruchy demokratyczne. Dzisiaj to Rosja jest w ofensywie: prowadzi śmiercionośną wojnę na Ukrainie, podsyca dezinformację oraz korupcję w Mołdawii i Gruzji, by przeszkodzić im w dołączeniu do UE" - podsumowuje "Le Monde".(PAP)
awl/ akl/ pap/