Lekarz, który zimą i wczesną wiosną tego roku był także konsultantem psychiatrycznym w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie, podkreślił, że podczas prawie dwóch lat pandemii zaobserwowano bardzo duży przyrost liczby porad psychiatrycznych.
"Podczas pierwszej fali były to najczęściej osoby z zaburzeniami lękowymi wynikającymi z niepewnej sytuacji podczas pandemii" - wskazał Koprowicz. "W trakcie trzeciej fali pandemii i po niej pojawiła się duża grupa osób z tzw. reakcjami żałoby. To osoby, które po śmierci bliskich nie mogły ich należycie pożegnać, ponieważ przepisy sanitarne pełne były obostrzeń także wobec procedur związanych z pochówkiem zmarłych na COVID-19" - podkreślił.
Lekarz przypomniał, że w kontekście kłopotów psychicznych, pomimo różnic pomiędzy pandemicznymi falami, jest jeszcze spora grupa ludzi, której sytuacja jest poważna. "To medycy. Po trzeciej fali zgłosiło się wiele pielęgniarek, ale także sporo lekarzy, którzy nie radzili sobie z tym stresem" - mówił. "Obserwuje, że teraz znowu pomocy psychiatrycznej potrzebują medycy walczący z COVID-19" - zaznaczył.
Medycy zaczynają ponownie mieć kłopoty z psychiką
"Jest kulminacja czwartej fali, a ja znowu mam sygnały z oddziałów intensywnej terapii, że personel zaczyna ponownie mieć kłopoty z psychiką. Medycy gubią sens swojej pracy, bo ciągle jest dużo zgonów" - powiedział PAP Koprowicz.
"Zbyt wiele osób nadal umiera - wobec już nabytych przez lekarzy i personelu medycznego doświadczeń minionych miesięcy pandemii. To rodzi frustracje"- wspomniał. "Lekarz na intensywnej terapii wcale nie jest przyzwyczajony do śmierci" - zwrócił uwagę. "A śmiertelność na tych oddziałach to jest teraz 70, 80 procent. To ogromne obciążenie psychiczne dla personelu medycznego" - argumentował.
Psychiatra zauważył również, że niebezpieczne jest, że niektórzy przywykli już do pandemii. "To jest groźne" - podkreślił. "Dla naszego układu psychicznego oczywiście lepiej jest, kiedy +odcinamy+ się od stresu związanego z pandemią, bo - kolokwialnie to określając - zwariowalibyśmy, będąc ciągle na wysokim poziomie stresu" - tłumaczył. "Natomiast, to +wyłączanie+ stresu ma też i złą stronę, bo możemy zacząć ignorować zagrożenie patogenem i stajemy się bardziej narażeni na infekcje, przecież na przykład osoby zaszczepione - nawet trzykrotnie - też mogą się zarazić SARS-CoV-2" - wyjaśnił.
"Nawiązując do tego coraz częściej obserwowanego +odczulenia+ na pandemię, warto obrazowo tłumaczyć, czym jest ta zaraza i czym grozi. Wystarczy liczbę zgonów z powodu COVID-19 porównać ze średnią liczbą ofiar katastrofy lotniczej jednego samolotu" - mówił Koprowicz. "Przyjmując to założenie, patogen prowadzący do choroby zabija cztery samoloty pasażerskie Polaków dziennie. I to z powodu obywatelskiej nieodpowiedzialności, czyli tego, że nie wszyscy się zaszczepili" - podkreślił.
Psychiczne obciążenie
Pytany przez PAP o to, czy do lęku przed pandemią doszły obawy dotyczące niepewnej sytuacji międzynarodowej lub kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, psychiatra odpowiedział, że jest w nas niepewność związana z bezpieczeństwem państwa i Unii Europejskiej. "Miałem pacjenta, który z poczuciem przerażenia, wyjeżdżając na zagraniczny urlop, mówił, że zabiera ze sobą paszport, bo obawia się wojny i tego, iż nie będzie miał dokąd wracać" - mówił Koprowicz. "To taki sygnał, że ludzie myślą w kategoriach nawet najbardziej skrajnych i boją się tego, co będzie. Wewnętrznie jest w nas ta obawa" - zaznaczył.
"Nie dosyć, że od prawie dwóch lat psychicznie ciąży nam COVID-19, to teraz - jak z infekcją podczas pierwszej fali - znowu mamy do czynienia z czymś nowym i groźnym" - przekonywał psychiatra. "Jeśli sytuacja międzynarodowa i graniczna osiągnie stały poziom - jak do pandemii - przyzwyczaimy się do niej , ale jeżeli zagrożenie wojenne będzie eskalowało, to może wzbudzać w nas coraz większy lęk, czy nie grozi nam kolejny konflikt zbrojny, taki jak na wschodzie Ukrainy" - podsumował Koprowicz. (PAP)
Autor: Hubert Bekrycht
mmi/