Nasza Niwa: Mariupol był najbardziej prorosyjskim miastem Ukrainy, ale to go nie uratowało przed Rosjanami

2022-03-17 18:08 aktualizacja: 2022-03-17, 21:01
Fot. Twitter/Podróż bez Paszportu
Fot. Twitter/Podróż bez Paszportu
Mariupol w obwodzie donieckim do samego wybuchu wojny był najbardziej prorosyjskim miastem na Ukrainie – pisze białoruska niezależna Nasza Niwa. „To go jednak nie uratowało” – dodaje portal w artykule o oblężonym mieście, które Rosjanie chcą „zmieść z powierzchni ziemi”.

„Jak Rosja zrównuje z ziemią najbardziej prorosyjskie miasto na Ukrainie” – pisze Nasza Niwa w czwartek.

Gazeta internetowa przytacza szereg danych socjologicznych, a zaczyna od tego, że aż 44,41 proc. mieszkańców miasta przed wybuchem wojny stanowili etniczni Rosjanie (Ukraińcy to 48,68 proc.).

Nasza Niwa: w mieście absolutnie dominuje język rosyjski

„W mieście absolutnie dominuje język rosyjski (…) – swoim językiem ojczystym nazwało go 89,53 proc. mieszkańców” – informuje Nasza Niwa. Tylko niespełna 10 proc. wskazało ukraiński.

W ogólnoukraińskim sondażu przeprowadzonym w połowie 2021 r. 60 proc. mieszkańców miasta było przeciwko wstąpieniu Ukrainy do NATO, a 52 proc. deklarowało, że do Rosji ma stosunek „ciepły lub bardzo ciepły” (negatywny – 16 proc.).

48 proc. gotowe było poprzeć przyłączenie Ukrainy do unii celnej Białorusi, Rosji i Kazachstanu, a wejścia do UE chciało zaledwie 22 proc. Sympatię do USA deklarowało 15 proc., a odwrotne uczucia – aż 41 proc.

Nasza Niwa przypomina, że Mariupol w ostatnich latach przed wojną stał się „wizytówką” wschodniej Ukrainy

Nasza Niwa przypomina, że Mariupol w ostatnich latach przed wojną stał się „wizytówką” wschodniej Ukrainy, rozwijał się gospodarczo, społecznie i infrastrukturalnie.

„Mimo wszystko pozostawał najbardziej prorosyjskim dużym miastem na Ukrainie. O wiele bardziej niż Odessa czy Charków. Ale to nie pomogło jego mieszkańcom. Rosyjskie 'supercelne' rakiety nie wybierają, kogo zabijają. Tak samo zabijają mitycznych +banderowców+, jak i rosyjskich mieszkańców” – podsumowała gazeta, dodając, że „najbardziej optymistyczne” szacunki mówią o tysiącach zabitych cywilów, lecz w rzeczywistości mogą ich być nawet dziesiątki tysięcy. (PAP)

dsk/