Kobietę aresztowano 13 sierpnia 1996 roku, tego samego dnia co jej byłego męża, skazanego później na karę dożywotniego więzienia za trzy morderstwa, dziewięć porwań i tortury, które spowodowały śmierć czterech dziewczynek oraz za wieloletnie gwałty na dzieciach. Proces tej pary wstrząsnął opinią publiczną. Ujawnienie ogromu zbrodni wywołało szok, a podejrzana nieudolność organów ścigania w tej sprawie - niemal rewolucyjne nastroje w Belgii.
W 2004 roku Martin została skazana na 30 lat pozbawienia wolności za współudział w zbrodniach Dutroux, ale sąd zezwolił, by opuściła więzienie po 16 latach. Prokuratura w Mons i rodziny ofiar wnioskowały o kasację tej decyzji, ale w 2012 roku sąd apelacyjny nie dopatrzył się uchybień w decyzji sądu pierwszej instancji, tym samym potwierdzając, że Martin może przedterminowo wyjść z więzienia.
Martin, z zawodu nauczycielka, na procesie tłumaczyła swój udział w zbrodniach strachem przed mężem. Wskazywała, że była zbyt przerażona, aby wejść do ukrytej piwnicy i nakarmić dwie uwięzione przez pedofila dziewczynki, gdy Dutroux odsiadywał czteromiesięczny wyrok za kradzież samochodu. Obie dziewczynki zmarły z głodu.
Kobieta w 2012 roku skorzystała z możliwości wcześniejszego zwolnienia, ale pod pewnymi warunkami: musiała zaakceptować opiekę psychologiczną, nie mogła wypowiadać się w mediach i nie mogła szukać kontaktu z przyjaciółmi lub rodziną ofiar. Martin trafiła do klasztoru klarysek w Mallone na południu Belgii, aby rozpocząć nowe życie.
Te warunki zostały narzucone na 10 lat i w piątek termin ten dobiega końca.
Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)
kgr/