Polska Agencja Prasowa: Finałowy mecz z najlepszym szachistą Azerbejdżanu Szachrijarem Mamiedjarowem był prawdziwym rollercoasterem. Pewna wygrana pierwszego dnia, dobry początek, ale porażka drugiego i dogrywka. Było trochę nerwów, ale zakończenie szczęśliwe.
Jan-Krzysztof Duda: Podzieliłbym tę rywalizację na dwa mecze. Ten dwudniowy w szachach szybkich i dogrywkę w błyskawicznych. W każdym była zupełnie inna dynamika. Oczywiście mój występ drugiego dnia w rapidowej części był koszmarny. Kluczowa okazała się pierwsza partia, w której miałem wygraną i byłem tego świadomy. Jednak, mogę powiedzieć, mój umysł z jakiegoś powodu przypominał tok myślenia boksera, który dostał kilka ciosów w głowę. W dobrej dla siebie pozycji miałem sporo czasu, ale nie byłem w stanie sklecić sensownego pojedynczego wariantu. Potem, po szybkim sprawdzeniu partii z komputerem okazało się, że wygrywający był marsz mojego wolnego piona po linii c. Kompletnie tego w tamtej, wygodnej wydawało się sytuacji, nie widziałem. Gra na atut jest moją mocną stroną. Myślę, że gdybym miał słaby czas, kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund, byłoby to pierwsze, co przyszłoby mi do głowy. Po błędnym posunięciu przegrałem partię po trzech ruchach.
PAP: To mogło być frustrujące: od spodziewanej wygranej do niespodziewanej porażki.
J.-K.D.: Byłem zszokowany. Irytujące było w tym sensie, że przegrałem partię białymi. W drugiej próbowałem ratować sytuację, nie grając jednak va banque, ale było to koszmarne w moim wykonaniu, jedna z najgorszych w życiu partii. Szachrijar Mamiedjarow to bardzo dobry szachista, lubiący inicjatywę, atak.
PAP: Najważniejsze, że potrafił się pan pozbierać przy wyrównanym przez przeciwnika stanie meczu na 1:1 i przed dogrywką wrócić na swoje tory. Potrzebna była specjalna mobilizacja, czy wystarczyła świadomość, że jako wicemistrz świata w szachach błyskawicznych ma pan większe szanse?
J.-K.D.: Przede wszystkim wcześniej pogodziłem się z faktem, że rewanżowy mecz jest już przegrany. Trzeciej partii nie próbowałem wygrywać. Zdecydowałem się na szybki remis. Uznałem, że rozegranie kolejnych partii rapidowych byłoby czystą frustracją. Postanowiłem przejść do sedna – walki na noże, można powiedzieć. Moje morale w tym momencie mocno wzrosło. Byłem bardzo nakręcony, w miarę pewny siebie, bo przecież po dwóch przegranych przed chwilą nigdy nie można być pewnym w stu procentach.
- Obrałem też bardzo dobrą strategię, bo… zjadłem dużo czekolady, więc cukier od razu podskoczył do góry, a to już nie były szachy rapidowe, które trwają praktycznie godzinę, tylko błyskawiczne, gdzie gra jest bardzo szybka. Byłem więc optymalnie pobudzony. Perfekcyjnie rozegrałem partię czarnymi w wariancie, którego nigdy wcześniej nie grałem. Zwycięstwo dało mi dużą satysfakcję, bo wystarczyło 19 ruchów, co normalnie się nie zdarza. Po tym szybkim i pewnym sukcesie byłem pewien na 90 procent, że wygram tę dogrywkę. Z przyjemnością dodam to nowe trofeum do listy eksponatów na wystawie moich „zdobyczy” w Muzeum Sportu i Turystyki.
PAP: Można powiedzieć, że jest pan w świetnej dyspozycji. W półfinale było przecież zwycięstwo nad liderem cyklu, mistrzem świata Magnusem Carlsenem, a wcześniej pierwsza lokata po fazie pucharowej.
J.-K.D.: Zwłaszcza w eliminacjach byłem bardzo skuteczny. To w moim przypadku dość nietypowe, bo zazwyczaj zaciekle walczyłem o ósme miejsce, ostatnie dające awans. Tutaj zapewniłem go sobie już przed ostatnim dniem tej fazy.
PAP: Jak się grało z Carlsenem?
J.-K.D.: Bez większych problemów ustałem czarnymi pierwszą partię. Druga, w której dużo się działo, była kluczowa. Przeciwnik wybrał dość ostry debiut. Wcześniej przegrałem z nim dwie takie partie. Powstała bardzo złożona pozycja, z dużymi komplikacjami. Przeciwnik oddał figurę, sytuacja była nieoczywista. Potem zdecydowałem się na bardzo fajną ofiarę jakości, otwierając jego króla. Grałem, można powiedzieć, jak natchniony. W końcówce wykonałem jednak nie to posunięcie co chciałem i moja przewaga kompletnie się ulotniła. Miałem dużo szczęścia, bo rywal miał dwa ruchy królem i wybrał ten zły, który – okazało się - przegrywał. Trzeba było jednak jeszcze zrealizować przewagę piona, co wymagało dokładnej techniki. Po tej emocjonującej, pełnej zwrotów akcji i obustronnych błędów partii bardzo spadł mi poziom cukru we krwi. Przez resztę meczu bardzo mi się chciało spać. Okazało się to... pomocne, bo gdy człowiek jest śpiący, nie dotyka go stres.
PAP: W czym upatruje pan swojej dobrej obecnie dyspozycji?
J.-K.D.: Ciężko powiedzieć. W pewnym sensie z faktu, że w fazie eliminacyjnej postanowiłem grać ze wszystkimi mniej więcej to samo. Dobrze to zadziałało, bo przegrałem tylko trzy z 15 partii.
PAP: W ostatnich tygodniach nie tylko środowisko szachowe elektryzuje sprawa oszustw zarzucanych Amerykaninowi Hansowi Niemannowi przez Carlsena i innych. Jak pan patrzy na ten problem?
J.-K.D.: Szczerze mówiąc, ciężko mi się wypowiedzieć, nie mam zdania. Niemann przyznał się, że w przeszłości oszukiwał na platformie chess.com i teraz otrzymał jednoznaczną łatkę. Ja mam lepsze rzeczy do robienia niż studiowanie jego internetowych partii i porównywanie korelacji z pierwszą, drugą i trzecią liniami komputera. Rzeczywiście partię z Magnusem, która rozpętała burzę, wygrał relatywnie łatwo, aczkolwiek, przynajmniej dla mnie, wyglądało to tak, że Norweg grał mega fatalnie i o samej grze nie powiedziałbym, że jego rywal korzysta z dopingu.
- Moim zdaniem niemożliwe jest, żeby Niemann oszukiwał w partiach normalnych, przy szachownicy. Co do internetu – nie mam pojęcia. Dawno temu, jeszcze gdy nie był znanym zawodnikiem, wygrałem z nim online ciężki mecz, a z komputerem bym nie wygrał. W turnieju FTX Crypto Cup w Miami rywalizowaliśmy online, ale siedzieliśmy naprzeciwko siebie, przedzielały nas tylko ekrany komputerów, więc wiadomo było, że nie oszukiwał. Wygrałem 3:0, ale w tym turnieju Niemann przegrał chyba wszystkie mecze. Ostatnią partię graliśmy już po oskarżeniu przez Carlsena. Przyznam, że bardzo niekomfortowo gra się z rywalem z przyklejoną przez społeczność łatką oszusta, pomijając fakt, czy ktoś oszukuje, czy nie. Przegrałem z nim wtedy pojedynek w 15. rundzie wrześniowego Julius Baer Generation Cup, który bardzo chciałem wygrać.
- Na pewno jest młodym zdolnym zawodnikiem. Tak jak mówię, jeśli popełni się jeden tego typu błąd, to później w środowisku ma się określoną opinię. Trudno to odkręcić. Z drugiej strony stwierdzenie Magnusa jest dość mocne i jest to trudna sytuacja, która jak widać trafiła do sądu.
Rozmawiał: Marek Cegliński (PAP)
mj/