Ukraińska codzienność: powiedzieli, żeby zasłonić wszystkie okna, żeby nie było widać żadnego światła wieczorem i w nocy

2023-01-13 17:18 aktualizacja: 2023-01-15, 12:35
Lena i Nadieżda. Fot. PAP/Leszek Szymański
Lena i Nadieżda. Fot. PAP/Leszek Szymański
Mikołajów to jedno z najbardziej bombardowanych miast na Ukrainie, w którym początku wojny zniszczonych zostało ponad 1000 domów. Nadieżda wraz z córką Leną żyjące w mieście, mają problemy z prądem i dostępem do wody pitnej - powiedział fotoreporter PAP Leszek Szymański.


W Mikołajowie od początku wojny, w wyniku rosyjskich ataków zniszczonych zostało ponad 1000 domów, zginęło 156 osób, w tym 2 dzieci. Ponad 700 osób zostało ciężko rannych.

"To jedno z najbardziej bombardowanych miast na Ukrainie. I to właśnie tu, w zbombardowanym osiedlu mieszka Lena ze swoją niewidomą matką Nadieżdą. Kobiety bardzo często nie mają prądu i muszą pomagać sobie latarką z telefonu komórkowego" - powiedział w rozmowie z PAP.PL fotoreporter PAP Leszek Szymański przebywający obecnie w Ukrainie.

Mieszkańcy Mikołajowa, oprócz częstych przerw w dostawach prądu, mają trudności z dostępem do wody pitnej.
"Wodę muszą przynosić do domów w baniakach. W zniszczonym osiedlu cały czas trwają prace porządkowe, wymieniane są porozbijane i zniszczone okna, sprzątany jest gruz" - dodał.

Lena z matką mieszkają praktycznie cały czas w ciemności, ponieważ okna mieszkania zostały zasłonięte papierem, a zasłony zaciągnięte. Tak jest zarówno w nocy jak i w dzień.
"Powiedzieli nam, żeby zasłonić wszystkie okna w mieszkaniu, żeby nie było widać żadnego zapalonego światła w domu wieczorem i w nocy. Zakleiłyśmy te okna i tak już zostało" - powiedziała Lena. Dodała, że było to już na początku wojny, kiedy miasto było mocno bombardowane. "Mamy jeszcze dzieci, dwóch chłopczyków, to co miałyśmy zrobić? Wszyscy zaklejali okna, to my też" - stwierdziła i wyjaśniła, że praktycznie cały czas używa w mieszkaniu latarki z telefonu komórkowego.

Mama Leny - Nadieżda, jest niewidoma.
"Mama nie może zobaczyć jak dom został zniszczony przez ostrzał. Gdy ja zobaczyłam te zniszczenia to zaczęłam się bać" - dodała Lena.

Nadieżda w rozmowie z PAP.PL podkreśliła, że nie schodzi ani do schronu, ani do piwnicy podczas alarmów przeciwlotniczych.
"Mogę sobie siedzieć na podwórku na ławeczce, jak nie ma silnych ostrzałów. Jednak jak się zaczynają silne wybuchy to wracam do domu. W nocy, nawet jak jest alarm to śpimy, nie będziemy przecież histeryzować i krzyczeć" - powiedziała.

"Uspokajam dzieci, żeby się nie bały. A co nam da strach? Strach tylko nasili panikę" - zapytała.
"A ja się boję i cała trzęsę" - podsumowała Lena.

Autorka: Agnieszka Gorczyca