Zandberg we wtorek w Studiu PAP zapytany, czy temat wspólnej listy wyborczej opozycji w jesiennych wyborach parlamentarnych nie został "przegrzany" odparł, że "obiecywanie wspólnej listy w chwili, kiedy jest oczywiste, że takiej jednej listy nie będzie, (...) było w tym sensie nieodpowiedzialne, że może zdemobilizować wyborców, co dzisiaj widzimy".
"Z dużym krytycyzmem patrzyłem na takie zupełnie niepotrzebne przepychanki pomiędzy różnymi formacjami opozycyjnymi. Tę próbę frontalnego ataku przez polityków Platformy na Szymona Hołownię w przekonaniu, że w ten sposób odbiorą Hołowni jego wyborców. Skończyło się tak, że owszem, Hołowni spadło, ale spadło też Platformie. Myślę, że wyborcy opozycyjni nie lubią takich historii. A to, co mnie niepokoi, to to, że wzrosło Konfederacji" - powiedział poseł Lewicy.
Na uwagę dziennikarza, że w ostatnich sondażach miejsce na podium za Prawem i Sprawiedliwością i Platformą Obywatelską zajmują zamiennie raz Lewica, raz Konfederacja, Zandberg ocenił, że jest to efekt uboczny mówienia o jednej liście oraz "wojny, którą koledzy z Platformy wydali Hołowni".
"Dzisiaj dla nas kluczowe jest to, żeby zmobilizować jak najwięcej wyborców, żeby jesienią poszli zagłosować, bo wynik wyborów będzie zależeć od tego, kto na wybory pójdzie i kto nie pójdzie. Więc proponowałbym działać tak, żeby po pierwsze nie mobilizować wyborców PiS-u, Konfederacji, a po drugie, żeby mobilizować swoich wyborców" - podkreślił polityk.
W poniedziałek wicemarszałek Sejmu, współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty w Radiu ZET ocenił, że temat jednej listy opozycji "został przegrzany i stał się tematem zastępczym". Dodał, że sprawa ta „uderzyła rykoszetem w całą opozycję”.
Zandberg: na głupio wydanych pieniądzach na mieszkalnictwo skorzystają banki i deweloperzy
Zandberg we wtorek w Studiu PAP ocenił, że pomysły dopłaty do kredytów mieszkaniowych proponowane przez PiS (kredyt 2 proc.) i PO (kredyt 0 proc.), w momencie ograniczonej podaży mieszkań wpłyną na podniesienie cen i transfer dopłat "do kieszeni deweloperów". "Tak to było za każdym razem, kiedy tego typu program był realizowany; złośliwi nazywali to deweloper na swoim" - zauważył.
"Państwo ma wielką rolę do odegrania, jeżeli chodzi o mieszkaniówkę, tylko że musi te pieniądze wydać mądrze, a nie głupio, bo jeżeli wyda je głupio, to skorzysta na tym sektor bankowy i skorzystają na tym deweloperzy. I tak niestety jest z rozwiązaniem PiS-u i Platformy, które po prostu tym grupom posłuży" - ocenił poseł Lewicy.
Jak dodał, Lewica proponuje, aby 1 procent PKB Polski był przeznaczony na publiczne programy mieszkaniowe i na budownictwo społeczne, w ramach którego mieszkania będą wynajmowane od samorządu "po stabilnej, regulowanej cenie". Dodał, że budowanie miałoby być w gestii samorządów, a tam gdzie samorządy nie będą mogły poradzić sobie same, miałyby wsparcie kompetencyjne ze strony "publicznego dewelopera".
"Jaki jest tego efekt? Zmniejsza się popyt, zwiększa się w efekcie relatywnie podaż, więc siły rynkowe zaczynają grać na korzyść tych, którzy chcą znaleźć dach nad głową, a nie przeciwko nim" - zaznaczył.
Zdaniem Zandberga rozwiązanie to pozostawia wolność wyboru i nie ogranicza osób, które chcą kupić mieszkanie, a nie wynajmować od samorządu. Dodał, że w momencie w którym część ludzi zdecyduje się na zamieszkanie w mieszkaniach czynszowych, spadnie popyt, co przełoży się na spadek cen mieszkań na rynku.
"Niestety ten program PiS-u i Platformy to jest powtarzanie błędów tych, którym nie wyszło np. w Wielkiej Brytanii. Taki pomysł doprowadził do wzrostu cen. Mówię tutaj o dopłatach do czynszów, które skończyły się tak, że przechwycili to landlordowie (posiadający wiele mieszkań na wynajem - PAP)" - ocenił Zandberg.
Według projektu rządowego bezpieczny kredyt o stałej stopie z dopłatą państwa będzie mogła uzyskać osoba do 45. roku życia; jeśli kredyt udzielany jest obojgu osobom prowadzącym gospodarstwo domowe, warunek wieku będzie musiała spełnić przynajmniej jedna z nich. Kredyt może być udzielony tylko na pierwsze mieszkanie - osoby wchodzące w skład gospodarstwa domowego kredytobiorcy nie będą mogły mieć w dniu udzielenia kredytu ani w przeszłości mieszkania, domu ani spółdzielczego prawa do lokalu lub domu. Kwota "bezpiecznego kredytu" nie będzie mogła przekroczyć 500 tys. zł albo - jeśli kredytobiorca prowadzi gospodarstwo domowe wspólnie z małżonkiem lub ma co najmniej jedno dziecko - 600 tys. zł.
Na początku marca br. szef PO Donald Tusk przedstawił projekt zakładający kredyt 0 proc. na pierwsze mieszkanie dla ludzi do czterdziestego piątego roku życia oraz 600 zł dopłaty do najmu mieszkań; odsetki refinansować miałby Bank Gospodarstwa Krajowego. Pierwszy rok programu Kredyt 0 proc. ma kosztować 4 mld zł. (PAP)
Autor: Adrian Kowarzyk
mj/