Do tragicznego zdarzenia doszło 9 czerwca w Rotterdamie, w centralnej części Holandii. Tego dnia wieczorem doszło do zatrzymania Polaka, który miał uciekać przed funkcjonariuszami na rowerze, po tym jak wcześniej uderzył w samochód.
Mateusz R. został porażony paralizatorem i - jak relacjonują świadkowie cytowani przez dziennik „Algemeen Dagblad” - rzuciło się na niego dziesięciu funkcjonariuszy.
„Mężczyzna przestał oddychać i policjanci rozpoczęli reanimację, ale pomoc była bezskuteczna i zmarł tej samej nocy w szpitalu” – napisał „AD".
Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie śmierci mężczyzny. W sprawę zaangażował się również konsulat RP w Hadze.
„Służby konsularne pozostają w kontakcie z rodziną zmarłego” – przekazało PAP biuro rzecznika MSZ.
Policja w Rotterdamie nie udzielna żadnych informacji w sprawie tragicznego incydentu. Z informacji jakie udało się uzyskać PAP wynika jednak, że funkcjonariusze, którzy brali udział w feralnej interwencji, zostali odsunięci od służby patrolowej. Nie jest jednak jasne, czy zostali zawieszeni w pełnieniu obowiązków, czy zostali oddelegowani do innych zadań.
Rzecznik prokuratury poinformował PAP, iż ze wstępnych ustaleń wynika, iż „działania policji miały wpływ na śmierć ofiary”.
„Prokuratura dochodzi do tego wstępnego wniosku na podstawie zeznań świadków, obrazu z kamer oraz ustaleń lekarza medycyny sądowej” – czytamy w przekazanym oświadczeniu.
Z Amsterdamu Andrzej Pawluszek (PAP)
jc/