„Nie sposób wyobrazić sobie funkcjonowanie państwa białoruskiego w sytuacji obecnej przemocy wobec obywateli kraju tylko za to, że wypowiadają swoją opinię. Takie państwo nie może istnieć. Społeczeństwo nie może się rozwijać w takim państwie. Tak więc sprawa jest przesądzona. Myślę, że pisane są ostatnie stronice tej władzy i władza zostanie zmieniona” – oznajmił Łatuszka. Wraz z nim w konferencji wzięła udział inna członkini prezydium Rady Wolha Kawalkawa.
Łatuszka podkreślił, że Rada Koordynacyjna podejmuje obecnie decyzje w zasadniczym składzie liczącym kilkadziesiąt osób, ale szerszy skład Rady liczy ok. 4 tysięcy osób.
„Rada Koordynacyjna kontynuuje swoją działalność. Naszym głównym celem jest znalezienie wyjścia z kryzysowej sytuacji wewnątrzpolitycznej, ale jest też kryzys gospodarczy w kraju” – dodał.
Kawalkawa podkreśliła ze swej strony, że jeśli władze myślą, iż masowe protesty w kraju są inicjowane przez Radę Koordynacyjną lub kogoś innego, to się mylą, gdyż są one oddolne.
„Białoruski naród poczuł się poniżony, gdy ogłoszono mu te 80 proc. (głosów oddanych według oficjalnych danych na urzędującego prezydenta Alaksandra Łukaszenkę - PAP). Dziś wychodzi on na ulicę nie dlatego, że ktoś go gdzieś zaprasza, tylko dlatego, że czuje, że jego prawa już od wielu lat są nikomu na Białorusi niepotrzebne, a szczególnie władzy, która powinna reprezentować jego interesy” – powiedziała.
Podkreśliła, że ludzie będą wychodzić a ulicę, dopóki władze nie spełnią ich żądań, i to niezależnie od represji.
Kawalkawa dodała, że została wywieziona z terytorium Białousi przez władze białoruskie, podobnie jak Swiatłana Cichanouska. Przypominając, że metropolicie mińsko-mohylewskiemu abp. Tadeuszowi Kondrusiewiczowi nie zezwolono na wjazd na Białoruś, oceniła, że są to sytuacje niedopuszczalne.
Podkreśliła, że jej jedyna wina polega na tym, że nie popiera polityki Łukaszenki, a protestujący stosują tylko zgodne z prawem metody.
Pytany o to, czy zamierza wystąpić o azyl polityczny w Polsce, Łatuszka odpowiedział przecząco. „Nie mam w planie występowania o azyl w Polsce ani w innym kraju UE. Wychodzę z założenia, że w najbliższym czasie wrócę na Białoruś” – powiedział Łatuszka.
2 września Łatuszka poinformował, że wyjechał z Białorusi do Polski. Z Polski pojechał na Litwę, a następnie wrócił do Polski.
Łatuszka w latach 2002-2008 był ambasadorem Białorusi w Polsce, a w latach 2009-2012 zajmował stanowisko ministra kultury. Następnie w latach 2012-2013 był ambasadorem we Francji, a od 2013 do 2019 r. ambasadorem w Hiszpanii i Portugalii. Za poparcie protestów w kraju został zwolniony ze stanowiska dyrektora Teatru im. Janki Kupały w Mińsku. W ślad za nim rezygnację złożyli aktorzy i większość pracowników teatru.
Kawalkawa przekroczyła granicę z Polską w nocy z piątku na sobotę.
Niedziela była 29. dniem protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich na Białorusi.
Kawalkawa i Łatuszka: planujemy zintensyfikować działalność międzynarodową Rady Koordynacyjnej
Planujemy zintensyfikować działalność międzynarodową Rady Koordynacyjnej, by setki tysięcy ludzi, którzy wychodzą na ulice białoruskich miast, nie czuło się porzuconymi w walce z władzą - czytamy w oświadczeniu przedstawicieli Rady: Wolhi Kawalkawej i Pawła Łatuszki.
W poniedziałek w warszawskiej siedzibie Fundacji "Białoruski Dom" odbyła się konferencja prasowa białoruskich opozycjonistów, przedstawicieli Rady Koordynacyjnej: Wolhi Kawalkawej oraz Pawła Łatuszki.
W trakcie konferencji uczestniczący w niej m.in. dziennikarze otrzymali pisemne oświadczenie opozycjonistów wydane w języku polskim. Podkreślono w nim, że "gwałt na Białorusi, gwałt wobec białoruskiego narodu, który władze rozpoczęły 9. sierpnia (po wyborach prezydenckich w tym kraju - PAP) jest nadal kontynuowany". "Tu chodzi nie tylko o aresztowania i okrutne zatrzymania wraz z pobiciem pokojowych protestantów, do których ponownie doszło wczoraj" - czytamy.
Jak wskazano, dotąd zatrzymanych zostało co najmniej koło 630 osób, a prawie 400 trafiło do aresztów. "Doszło do tego, że takich akcji dokonują ludzie ubrani po cywilnemu bez oznakowania, w maskach, z pałami, czyli faktycznie bandyci" - głosi oświadczenie.
Zaznaczono w nim, że od 9. sierpnia "w sumie już mamy ponad 10 tysięcy osób, które poznały, co to znaczy +delikatne+ działania białoruskiego OMONu i spędziły kilka dni w więzieniach". "Ponad 450 osób zostało okrutnie storturowanych. Są zabici i zaginięci" - podkreślają autorzy oświadczenia.
W oświadczeniu znalazły się też podziękowania dla polskiej strony za przyjęcie i udzielenie pomocy kilkudziesięciu osobom z Białorusi.
Jak wskazano gwałt popełniany przez władze wobec białoruskiego narodu "to również aresztowania pod wymyślonymi zarzutami liderów strajków w zakładach, aktywnych członków pokojowych manifestacji, członków Rady Koordynacyjnej, przedstawicieli biznesu, którzy zgłosili chęć pomocy osobom poszkodowanym".
Według oświadczenia mamy do czynienia z dziesiątkami spraw kryminalnych i tysiącami administracyjnych wobec protestujących, a jednocześnie nie ma żadnej sprawy wobec tych, którzy porywali ludzi na ulicach i torturowali ich. "Prawo na Białorusi nie istnieje. Sądy i prokuratura klepią wyroki na podstawie niezidentyfikowanych świadków, którzy nawet nie zdejmują masek" - podkreślono.
"Białoruś jest jedynym krajem w Europie, a może nawet na całym świecie, którego obywateli nie wpuszcza się do własnego kraju. Nie tak dawno wszyscy byliśmy świadkami tego, jak odmówiono wjazdu na Białoruś Tadeuszowi Kondrusiewiczowi, głowie Kościoła katolickiego na Białorusi (...). Obywateli Białorusi wypycha się z własnego państwa" - wskazano. "Najpierw służby wywiozły Swiatłanę Cichanouską na Litwę, a kilka dni temu tego samego doświadczyła Wolha Kawalkawa, którą wywieziono do Polski" - czytamy. Wskazano też, że w poniedziałek w centrum Mińska doszło do porwania Maryi Kalesnikawej, należącej do prezydium opozycyjnej Rady Koordynacyjnej.
"Również urwała się komunikacja z wiceprezydentem EPAM, rzecznikiem prasowym i sekretarzem wykonawczym Rady. Ogółem czterech członków prezydium Rady Koordynacyjnej znajduję się poza granicami Białorusi, dwóch siedzi w areszcie, na wolności w kraju pozostaje tylko jeden. Nie wiadomo, gdzie w tej chwili jest Maryia Kalesnikawa" - czytamy w oświadczeniu.
"W związku z powyższym planujemy zintensyfikować działalność międzynarodową Rady, aby setki tysięcy ludzi, którzy wychodzą na ulice miast białoruskich, nie czuli się porzuceni; by czuli, że nie są sami w walce z władzą, która jest już bardzo podobna do władz okupacyjnych z lat 40. ubiegłego stulecia. To jest niedopuszczalne w Europie w 21 stuleciu, ale stało się możliwym w kraju, który świętował w tym roku 75. rocznicę zwycięstwa nad faszyzmem..." - głosi oświadczenie.
Wyrażono w nim poparcie dla wysłania na Białoruś misji monitoringowych OBWE i ONZ "celem zaprzestania gwałtu i presji wobec obywateli Białorusi oraz rozpoczęcia szerokiego dialogu pomiędzy władzami i społeczeństwem".
"Oczywiście rozpoczęcie takiego dialogu jest możliwe pod warunkiem zwolnienia wszystkich więźniów politycznych, zaprzestania represji, ogłoszenia nowych wyborów prezydenckich, które mają się odbyć pod międzynarodową kontrolą i z nowym składem Centralnej Komisji Wyborczej. Uważamy, że takie podejście powinno być zaakceptowane przez społeczność międzynarodową w tym UE, Rosję i Stany Zjednoczone" - podkreślono w oświadczeniu.
9 sierpnia na Białorusi odbyły się wybory prezydenckiej, które według Centralnej Komisji Wyborczej wygrał prezydent Alaksandr Łukaszenka, zdobywając 80,1 proc. głosów. Liderka opozycji Swiatłana Cichanouska, według oficjalnych wyników, zdobyła zaledwie 10,1 proc. głosów. Od 9 sierpnia trwają protesty Białorusinów, którzy uważają, że wybory zostały sfałszowane.
W środę, 9 września, w godzinach porannych premier Mateusz Morawiecki spotka się w Warszawie z liderką białoruskiej opozycji. (PAP)
autor: Marzena Kozłowska