Na granicy polsko-białoruskiej w Usnarzu koczuje 32 obywateli Afganistanu

2021-08-19 16:45 aktualizacja: 2021-08-19, 19:22
Granica państwa polskiego w pobliżu miejscowości Usnarz Górny k. Krynek (pow. sokólski). Fot. PAP/Artur Reszko
Granica państwa polskiego w pobliżu miejscowości Usnarz Górny k. Krynek (pow. sokólski). Fot. PAP/Artur Reszko
32 obywateli Afganistanu od 11 dni koczuje w Usnarzu Górnym w lesie przed granicą Białorusi z Polską. Nie mogą wejść do Polski, ani cofnąć się na Białoruś. Pomocy udzielali im wolontariusze fundacji "Ocalenie" i mieszkańcy, teraz jednak nie mogą tego robić.

Afgańczycy – w tym cztery kobiety i 15-letnia dziewczyna chcą przekroczyć polsko-białoruską granicę we wsi Usnarz Górny. To niewielka wieś zamieszkana przez kilkadziesiąt osób. Przy lesie stoi tablica "Granica Państwa. Przekraczanie zabronione".

Imigranci rozłożyli obóz na pasie granicznym, tuż za lasem. Siedzą od 11 dni po stronie białoruskiej. Początkowo grupa liczyła ok. 60 osób, ale część z nich – Irakijki z dziećmi – wycofała się na Białoruś - wynika z informacji, do których dotarła PAP. Pozostali czekają aż funkcjonariusze SG wpuszczą ich do Polski.

Polscy pogranicznicy nie pozwalają nikomu z zewnątrz zbliżyć się do Afgańczyków

Kilkunastu strażników okrążyło obóz kordonem, po stronie polskiej stoi sześć pojazdów. Są tak ustawione, by nie można było przejść. Po stronie białoruskiej widać 10 żołnierzy w kaskach z szybami. Są uzbrojeni. Polskich pograniczników jest ok. 15, mają pistolety maszynowe i nie pozwalają nikomu z zewnątrz zbliżyć się do Afgańczyków.

Koczującym pomagali wcześniej mieszkańcy i wolontariusze z fundacji "Ocalenie". "Pomagamy im jak możemy, dobrym słowem oraz tym co możemy dostarczyć, czego potrzebują: wodą, chlebem, czymś do jedzenia, lekami, kartami SIM" – powiedziała PAP Tahmina Rajabova z fundacji.

Mieszkańcy okolicznych miejscowości, z którymi rozmawiali dziennikarze PAP, mówili, że wcześniej strażnicy pilnujący koczującej grupy pozwalali przekazywać żywność imigrantom. "Od środy jednak tego nie można zrobić" - mówi mieszkaniec.

"Teraz nie można im już nic podawać. Ciężka sprawa, bo ani w jedną stronę, ani w drugą, co oni mają zrobić? Białorusini stoją za nimi i nie wpuszczają, żeby się cofnęli" – mówi pracownica sklepu we wsi Babiki, leżącej kilka kilometrów od granicy.

Przedstawiciele fundacji "Ocalenie" twierdzą, że 11 dni temu kilka rodzin z dziećmi – z tej grupy imigrantów - zostało przyjętych w Polsce, ale fundacja nie ma z nimi kontaktu.

Mieszkańcy Usnarza Górnego podzieleni w sprawie imigrantów

Mówią o tym dwie mieszkanki wsi, które poszły zobaczyć imigrantów ze swoimi dziećmi. "Dzieci chciały zobaczyć też wojsko i granicę. Wcześniej nie było powodu, by tam chodzić" – mówi PAP jedna z kobiet.

Imigranci z obozu radzą sobie jak potrafią. Pod wieczór palą ognisko, by w nocy było im cieplej. Jak mówią wolontariusze z fundacji "Ocalenie", niektórzy z koczujących są już chorzy i potrzebują leków. Obecnie w nocy w woj. Podlaskim jest coraz zimnej, temperatura w nocy wynosi ok. 10 st. C.

Podlaski Oddział Straży Granicznej nie komentuje sprawy grupy koczującej w Usnarzu Górnym. (PAP)

Autor: Jacek Buraczewski

mmi/