Znakomita passa Timothée Chalameta trwa w najlepsze. Choć nie skończył jeszcze 28 lat, może już poszczycić się ugruntowaną pozycją wśród najbardziej rozchwytywanych hollywoodzkich aktorów. Po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę świata w 2014 roku, pojawiając się w kinowym hicie „Interstellar”, w którym partnerował samemu Matthew McConaugheyowi. Wkrótce potem wystąpił w kilku filmach, jednak przeszły one praktycznie bez echa. Prawdziwy przełom nastąpił trzy lata później. Wtedy do kin trafił poruszający melodramat „Tamte dni, tamte noce”, w którym Chalamet sportretował introwertycznego nastolatka zakochanego w nieco starszym współpracowniku swojego ojca. Na potrzeby roli nauczył się mówić po włosku i wrócił na lekcje gry na pianinie. Kreacja ta przyniosła mu pierwszą i – jak na razie – jedyną nominację do Oscara. Od tamtej pory grał u Wesa Andersona, Grety Gerwig, Denisa Villeneuve i Adama McKaya. Gwiazda Chalameta rozbłysła na hollywoodzkim firmamencie z pełną mocą i nic nie wskazuje na to, by miała szybko zgasnąć. Oto bożyszcze nastolatek, ulubieniec reżyserów i nowy Willy Wonka.
Timothée przyszedł na świat 27 grudnia 1995 roku na Manhattanie w Nowym Jorku. Jego matka, broadwayowska tancerka Nicole Flender, jest urodzoną w Stanach Zjednoczonych Żydówką, pół Austriaczką, pół Rosjanką. Ojciec gwiazdora Marc Chalamet to pochodzący z Francji dziennikarz, który redagował francuskojęzyczne publikacje dla UNICEF-u oraz był nowojorskim korespondentem „Le Parisien”. „Lubię myśleć, że potrzebę występowania przed ludźmi i bycia widzianym odziedziczyłem po mamie, a umiejętność słuchania – po tacie” – powiedział Chalamet przed kilkoma laty w rozmowie z magazynem „GQ”. Aktorstwo zafascynowało go już w dzieciństwie, kiedy to zaczął występować w reklamach i krótkometrażówkach. Wprawy nabierał grając niewielkie role w popularnych serialach telewizyjnych, takich jak „Prawo i porządek”, „Bananowy doktor” czy „Homeland”.
Miłość do swojej przyszłej profesji Timothée poczuł w wieku 12 lat, gdy zobaczył Heatha Ledgera w „Mrocznym Rycerzu”. „Zachwycił mnie swoją nieprzewidywalnością i swobodą. Nie miałem pojęcia, co dzieje się w jego głowie i uważałem to za najfajniejszą rzecz na świecie. Jego Joker zdecydowanie mnie zainspirował” – zdradził w jednym z wywiadów Chalamet. I dodał, że jego największym wzorem do naśladowania jest Joaquin Phoenix. Aktor uczęszczał do prestiżowej Fiorello H. LaGuardia High School of Music & Art and Performing Arts w Nowym Jorku, którą ukończyli m.in. Al Pacino i Jennifer Aniston. Jako uczeń szkoły średniej pisał hip-hopowe piosenki pod pseudonimem Lil Timmy Tim. Po premierze filmu „Insterstellar” Timothée postanowił wrócić do nauki. Przez rok studiował antropologię kulturową na Uniwersytecie Columbia, skąd przeniósł się na Uniwersytet Nowojorski. Jak sam mówił, zależało mu na tym, by dojrzeć i zdobyć wykształcenie. „Nie chciałem pozbawić się możliwości rozwoju jako człowiek” – przekonywał.
Ta postawa imponuje współpracującym z młodym aktorem reżyserom, którzy cenią w nim pracowitość i determinację. „Obserwowanie, jak ten bystry, pełnej wigoru chłopak stawia pierwsze kroki w kierunku sławy z pokorą i ogromną samodyscypliną, napawało mnie dumą” – mówił o Chalamecie z podziwem Luca Guadagnino, reżyser „Tamtych dni, tamtych nocy” oraz ubiegłorocznego horroru „Do ostatniej kości”, w którym aktor zagrał jedną z głównych ról. Utalentowanego 27-latka porównuje się dziś do największych gwiazdorów dużego ekranu. Nie bez przyczyny bywa on nazywany nowym Jamesem Deanem. Ale nie tylko. „Jest połączeniem młodego Christiana Bale’a i młodego Daniela Day-Lewisa z odrobiną wczesnego Leonardo DiCaprio. A do tego płynnie mówi po francusku, ma IQ na poziomie członka Mensy i uwielbia hip-hop” – tak scharakteryzowała go Greta Gerwig, twórczyni „Lady Bird” i „Małych kobietek”. W 2021 roku Timothée otrzymał kolejną ważną rolę – wcielił się w głównego bohatera widowiska science fiction „Diuna”. „On ma w sobie niezwykłą charyzmatyczną moc” – zachwycał się nim reżyser filmu Denis Villeneuve.
Chalamet rozkochał w sobie nie tylko hollywoodzkich filmowców, ale i miliony fanów – zwłaszcza płci żeńskiej. Gdy tylko w sieci pojawiły się plotki o romansie aktora i słynnej celebrytki, Kylie Jenner, media oszalały na punkcie nowej najgorętszej pary amerykańskiego show-biznesu. Na czerwonym dywanie prezentuje on zgoła zaskakujące stylizacje, ubierając się w cekiny, koronki i żywe kolory. Za sprawą androgynicznej urody, chłopięcego uroku i śmiałych modowych eksperymentów zdaje się na nowo definiować męskość, rzucając wyzwanie dotychczasowym wzorcom w stylu macho. Gwiazdor angażuje się też społecznie – wspiera walkę o równe prawa kobiet i członków społeczności LGBTQ+, bierze udział w protestach klimatycznych. W reakcji na krytykę, jaka spadła nań za przyjęcie roli w filmie „W deszczowy dzień w Nowym Jorku” w reżyserii oskarżanego o molestowanie córki Woody’ego Allena, całe wynagrodzenie przekazał organizacjom wspierającym ofiary przemocy seksualnej.
Chalamet nie zwalnia tempa. Od 6 grudnia w polskich kinach odbywają się pokazy przedpremierowe muzycznego filmu fantasy „Wonka”, w którym Timothée sportretował tytułowego założyciela baśniowej fabryki czekolady. Jak sam podkreślał w wywiadach, praca nad obrazem była dlań ubogacającym doświadczeniem. „Nigdy nie grałem w czymś tak radosnym i krzepiącym. Czułem się, jakbym otrzymał cudowny prezent” – powiedział aktor. Na potrzeby roli brał lekcje śpiewu u znanego trenera wokalnego Erica Vetro, który współpracował m.in. z Arianą Grande. Produkcja zbiera na razie entuzjastyczne recenzje, w opiniotwórczym serwisie „Rotten Romatoes” uzyskując 85 proc. pozytywnych ocen krytyków. Oficjalna polska premiera kinowa zaplanowana jest na 14 grudnia. Kolejnym zawodowym projektem gwiazdora jest kontynuacja „Diuny” – druga część obrazu ukaże się 1 marca 2024 roku. Choć nie sposób przewidzieć, jak potoczy się aktorska kariera Chalameta, jedno jest pewne – 27-latek szybko nie da nam o sobie zapomnieć. (PAP Life)
ep/