W środę Rosawiacja, rosyjska agencja transportu lotniczego, poinformowała, że w obwodzie twerskim na zachodzie Rosji rozbił się samolot, w którym mógł być Jewgienij Prigożyn, szef najemniczej Grupy Wagnera i Dmitrij Utkin, pseudonim "Wagner". W katastrofie miało zginąć 10 osób. Nie ma oficjalnych informacji na temat tego, kto w rzeczywistości znajdował się na pokładzie samolotu.
Paweł Kukiz pytany był o tę sprawę w czwartek w Programie Pierwszym Polskiego Radia. Jego zdaniem, "kluczowym pytaniem jest, czy był to wypadek, czy akt ze strony Moskwy, czyli zestrzelenie samolotu. Dodał, że mogły również brać w tym udział służby innych państw.
Według Kukiza, "nie ma wątpliwości, co do tego, że jeśli Moskwa maczała w tym palce, będzie to miało negatywny skutek dla Polski ze względu na Białoruś, na migrantów, na wojnę hybrydową". Powiedział, że "jeżeli zrobili to Rosjanie, to nie ma cienia wątpliwości, że wcześniej musieli poukładać sprawy z najemnikami z grupy Wagnera, przebywającymi na Białorusi".
Jego zdaniem, "może być tak, że część wagnerowców wróci do Rosji służyć Putinowi, a część będzie mu służyć na Białorusi, ale przez propagandę będą nazywani grupą anarchistów, bandytów, która nie chciała podporządkować się Putinowi".
"Ta grupa może prowokować różne zdarzenia na granicy polsko-białoruskiej. Może prowadzić ogłoszone przez propagandę samodzielne działania, a w praktyce może być sterowana przez służby rosyjskie" - ocenił.
Kukiz zwrócił uwagę, że "wszędzie tam, gdzie Moskwa macza swoje palce, często jest tak, że rzeczy, które wydają się niemożliwe, okazują się możliwymi. Tak działa wywiad rosyjski czy wcześniej sowiecki - w przewrotny sposób".
Katastrofa miała miejsce dokładnie dwa miesiące po tzw. buncie Prigożyna. W sobotę, 23 czerwca, najemnicy z Grupy Wagnera biorący udział w agresji na Ukrainę obok regularnych wojsk rosyjskich, zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem.(PAP)
Autor: Olga Łozińska
jc/