W tym roku karierę zakończył wielki rywal i kolega Liska z reprezentacji Polski - Paweł Wojciechowski, który w 2011 roku wygrał mistrzostwa świata w koreańskim Daegu. 35-letni tyczkarz został niedawno pożegnany podczas uroczystej gali Złote Kolce w Chorzowie.
"Uczyłem się i czerpałem wzorce z jego techniki. Zwłaszcza że Paweł jest bardzo dobrze ułożony technicznie. Można się wzorować na jego skokach i pokazywać jako przykład" - wyznał Lisek.
W tym sezonie Szwed Armand Duplantis trzykrotnie poprawiał rekord świata. Podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie skoczył 6,26 m. W igrzyskach olimpijskich w Paryżu uzyskał 6,25, a w mityngu Diamentowej Ligi w Xiamen - 6,24.
"Rywalizowanie z nim jest raczej mobilizujące niż frustrujące. Na pewno propaguje naszą konkurencję. Dzięki niemu o skoku o tyczce jest trochę głośniej. Na pewno trudno się z nim konkuruje, bo gdy jest na liście startowej, to wiadomo, że walczy się o drugie miejsce. Chociaż to jest sport i wszystko może się zdarzyć. Wychodzę z założenia, że jak już jadę, to daję z siebie 100 procent i staram się nawiązać walkę, ale nie jest łatwo rywalizować z kimś, kto regularnie bije rekordy świata" - oznajmił reprezentant Polski.
W 2019 roku Lisek zdobył brązowy medal mistrzostw świata w Dausze. Wówczas triumfował Amerykanin Sam Kendricks przed Duplantisem. Natomiast od 2020 roku "Mondo" nie ma sobie równych.
"Pamiętam mityngi, gdy wygrywałem z Armandem. On wtedy był wschodzącą gwiazdą z wielkim potencjałem. Wtedy razem się śmialiśmy. Do dziś bardzo się lubimy, choć w tamtym okresie nasza relacja była zupełnie inna. Już wtedy wiedziałem, że będzie skakał wysoko, ale chyba nikt się nie spodziewał, że tyle osiągnie. W Dausze czuć było jego oddech na naszych plecach i tyczkach, jednak nikt nie przewidywał, że będzie skakał tak wysoko" - wspomniał lekkoatleta.
Duplantis jest bardzo szybkim zawodnikiem. Pokonał nawet norweskiego płotkarza Karstena Warholma w biegu na 100 m, uzyskując czas 10,37. Natomiast Lisek jest mniej dynamiczny.
"Jestem trochę wolniejszy z racji swoich gabarytów i fizyczności. Myślę, że w maksymalnym treningu złamałbym 11 sekund. Niewątpliwie szybkość jest jego głównym atutem, ale to nie wszystko. On potrafi odpowiednio włożyć tyczkę do dołka i przekazać energię szybkiego rozbiegu w tyczkę, która później wynosi go na niebotyczną wysokość" - wyjaśnił.
Lisek uczestniczył już w trzech igrzyskach olimpijskich. W Rio de Janeiro i w Tokio włączył się do walki o medale. Jednak w tym roku w Paryżu nie udało mu się awansować do finału. W dodatku przeżywał w tym czasie rodzinną tragedię.
"Było to dla mnie duże rozczarowanie. Jadąc tam nie przewidywałem takiego scenariusza. W życiu prywatnym i zawodowym na pewno nie był to dla mnie łatwy sezon. Mogę sobie zarzucać, że byłem dobrze przygotowany, a nie wykorzystałem tego. Sztuką jest pokazać formę na docelowej imprezie, a nie na treningu" - zdradził doświadczony zawodnik.
Należący do Liska rekord Polski od 2019 roku wynosi 6,02 m. Z takim rezultatem w tym roku zostałby medalistą halowych MŚ w Glasgow, mistrzostw Europy w Rzymie, a nawet igrzysk w Paryżu. Natomiast jego najlepszy wynik w 2024 roku to 5,82. 32-latek nie ma pewności, czy kiedyś poprawi swój rekord życiowy.
"Droga obrana przez nas w treningu jest słuszna. Musimy uświadomić sobie, ile waży sześć metrów. To jest naprawdę kawał ciężkiej roboty. Nie bez przyczyny mówi się o elitarnym klubie sześciometrowców. Należy do niego niewielu sportowców. To obrazuje, jak wielki jest to wyczyn" - podkreślił.
W 2023 roku w Stambule Lisek ex aequo z Grekiem Emanuilem Karalisem zdobył srebrny medal halowych ME. W marcu przyszłego roku impreza tej rangi odbędzie się w holenderskim Apeldoornie.
"Mam nadzieję, że przygotuję się do nich tak dobrze, jak do ostatniego halowego czempionatu, na którym zostałem wicemistrzem Europy. Życzyłbym sobie takiego obrotu spraw. Na pewno nie będzie lekko. Rywale łapią drugi oddech. Armand czy Sam pokazują, że regularnie mogą skakać wysoko. Ta konkurencja jest bardzo dobrze obsadzona" - ocenił.
Zimą Lisek ma zamiar wystartować w mityngach w Łodzi i w Toruniu. Do sezonu halowego planuje trenować w Polsce.
"Myślę, że grudzień i styczeń spędzę w Spale. Już od paru lat dobrze się nam tam trenuje. Mamy wszystko pod ręką. Jesteśmy na polskiej, ukochanej ziemi i możemy się tam optymalnie przygotować do startów w hali" - powiedział. (PAP)
Autor: Maciej Gach
mg/ krys/kgr/