"Kraje UE raczej nie udzielą szybkiego błogosławieństwa Madrytowi w sprawie przyznania baskijskiemu, katalońskiemu i galisyjskiemu oficjalnego statusu. To duży problem dla hiszpańskiego premiera Pedro Sancheza, który potrzebuje poparcia katalońskich separatystów, aby pozostać na stanowisku po nierozstrzygniętych wyborach parlamentarnych w lipcu" - pisze Politico.
Według czterech unijnych dyplomatów, z którymi rozmawiali dziennikarze Politico kilka krajów członkowskich zwraca szczególna uwagę na dwie kwestie: potencjalne koszty wynikające z konieczności tłumaczenia unijnych dokumentów i konferencji prasowych na dodatkowe języki i precedens, który zostałby ustanowiony.
Dodatkowo, dyplomaci są oburzeni, że hiszpańska prezydencja w Radzie UE nie zachowała niepisanych konwenansów obowiązujących w Brukseli: w porządku obrad zaplanowanego na 19 września spotkania ministrów ds. europejskich umieściła punkt "przyjęcie decyzji" w sprawie języków, zamiast ująć to w miękki sposób - "wymiana poglądów". "Z takim podejściem uderzą głową w mur" - powiedziało Politico jedno ze źródeł.
Przedterminowe wybory parlamentarne w Hiszpanii wygrała 23 lipca centroprawicowa Partia Ludowa (PP), a jej szef Alberto Nunez Feijoo został desygnowany na premiera. Jego rząd prawdopodobnie jednak nie zdobędzie wystarczającego poparcia w Kongresie Deputowanych. PP może liczyć na poparcie 172 posłów, o czterech za mało do bezwzględnej większości.
Taką większość mogliby osiągnąć socjaliści z PSOE w koalicji z radykalnie lewicowym blokiem Sumar oraz baskijskimi i katalońskimi partiami separatystycznymi. Zabiegając o ich poparcie urzędujący premier Sanchez obiecał im wystaranie się o uznanie katalońskiego, baskijskiego i galisyjskiego za oficjalne języki UE. Hiszpania sprawuje obecnie półroczną prezydencję w Radzie UE.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
sma/