PAP spytała politologów o spór między prezydentem a stroną rządową, z MSZ na czele, dotyczący nominacji na ambasadorów. Szef MSZ Radosław Sikorski w marcu tego roku zakończył misję ponad 50 ambasadorów. Na "hurtowe odwoływanie ambasadorów" nie zgadzał się natomiast prezydent Andrzej Duda, a zgodnie z przepisami to on odwołuje i mianuje ambasadorów. Jednym z ambasadorów, Sikorski zakończył misję, był Marek Magierowski, który był ostatnio ambasadorem w USA. Magierowski w czwartek poinformował o zakończeniu pracy w MSZ. Resort potwierdził wówczas PAP, że z końcem października upłynął termin wypowiedzenia jego umowy.
Pod koniec maja rzecznik MSZ Paweł Wroński informował, że misję zakończyli ambasadorowie RP przy NATO Tomasz Szatkowski, we Włoszech Anna Maria Anders, na Łotwie Monika Michaliszyn i w Peru prof. Antonina Magdalena Śniadecka-Kotarska. W odpowiedzi szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek mówił wówczas, że ambasadorowie, którzy zostaną wysłani na placówki przez premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych bez zgody prezydenta, będą tak naprawdę "ambasadorami PO", a odwołani przez MSZ dyplomaci są dalej ambasadorami. 23 maja sejmowa komisja spraw zagranicznych pozytywnie zaopiniowała Jacka Najdera na funkcję stałego przedstawiciela przy NATO, jednak prezydent zapowiedział, że nie podpisze jego nominacji. Najder pełni obecnie funkcję p.o. przedstawiciela przy NATO. Szatkowski natomiast w piątek poinformował na platformie X, że był to jego ostatni dzień pracy w MSZ.
Kandydatem na ambasadora Polski w USA jest senator KO, b. szef MON Bogdan Klich. We wrześniu jego kandydaturę pozytywnie zaopiniowała sejmowa komisja spraw zagranicznych. Kandydaturze Klicha sprzeciwia się prezydent, który już wcześniej zapowiedział, że nie podpisze tej nominacji.
Zdaniem dr hab., prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula Wawrzyńca Konarskiego kryteria, wedle których szef MSZ wprowadza zmiany w polskich placówkach zagranicznych, są niejasne. "Niezależnie, od tego że obecnie rządzący mogą uważać ich (dyplomatów - przyp. PAP) za nominatów poprzedniej partii rządzącej, co nie oznacza że musi to być zawsze prawdą, należy pamiętać, że wszyscy oni uzyskali wcześniej rekomendacje stosownej komisji sejmowej" - zauważył.
W jego opinii odwoływanie dyplomatów na masową skalę zawsze wywiera złe wrażenie w opinii publicznej. "Skoro nie są podawane do opinii publicznej kryteria, wedle których ktoś nadaje się lub nie, to stosowanie takiej odpowiedzialności zbiorowej nie buduje dobrego wizerunku decydentowi - w tym wypadku szefowi MSZ" - ocenił.
Z drugiej strony, Konarski skrytykował także zachowanie Andrzeja Dudy. "Jeżeli mamy być poważnym krajem, to takie sprawy należy uzgadniać w zaciszu gabinetów, a nie robić z tego powszechnie znanej sytuacji, która narusza wizerunek naszego państwa" - ocenił.
Zdaniem politologa prezydent powinien w tej sprawie porozumieć się z rządem, ale "musi wiedzieć, dlaczego to robi i musi powołać się na konstytucję, a nie interpretować ją według swojego własnego mniemania". Podkreślił, że politykę zagraniczną prowadzi rząd, a nie prezydent.
Konarski zaznaczył, że "mamy wiele przykładów państw w Europie, w których głowa państwa jest z innej partii niż szef rządu, a mimo to współpraca się udaje". Jednak w tym przypadku - jak zauważył - mamy do czynienia z sytuacją, w której polski model koabitacji jest modelem konfliktowym.
Prof. dr. hab. Radosław Markowski z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk jest zdania, że w pewnych, wyjątkowych przypadkach prezydent ma prawo zawetować nominację ambasadorską, ale musi wówczas podać konkretne powody swojej decyzji.
Markowski zaznaczył, że nowy rząd ma prawo wymienić ambasadorów na tych, którym ufa. "To jest zrozumiałe, że rząd, który wygrywa wybory, chce mieć swoich przedstawicieli (w placówkach dyplomatycznych - przyp. PAP). Panu Magierowskiemu ewidentnie nie ufali, a od tego, że on odejdzie, polska polityka zagraniczna się nie zawali" - powiedział.
Zdaniem eksperta sytuacja pomiędzy MSZ a prezydentem nie zmieni się, dopóki nie dojdzie do zmiany głowy państwa. Podkreślił jednocześnie, że nie wiadomo jeszcze, kto będzie nowym prezydentem, a w przypadku utrzymującego się konfliktu - w ocenie eksperta - możliwa będzie konieczność "bardziej radykalnego rozwiązania" tej sprawy. "Po prostu rząd mianuje ambasadorów i tyle. Żadnej kontrasygnaty prezydenta nie potrzeba" - dodał.
Szef MSZ Radosław Sikorski w październiku informował, że od czasu powołania nowego rządu bilans nominacji ambasadorskich w wykonaniu prezydenta "wynosi zero". Szef MSZ mówił wówczas, że "na to wygląda, pan prezydent podjął strajk konstytucyjny".
Andrzej Duda, pytany o tę kwestię podczas ubiegłotygodniowej wizyty w Korei Południowej, ocenił z kolei, że premier Donald Tusk wraz z ministrem spraw zagranicznych próbuje "de facto - pozbawić prezydenta prerogatywy nominowania ambasadorów". "Jeżeli chcą prowadzić wojenkę z prezydentem kosztem polskich spraw, łamiąc przy okazji procedury, które obowiązywały przez 35 lat, tym samym podważając zapisy polskiej konstytucji, to mam nadzieję, że zostaną za to przez moich rodaków rozliczeni" - mówił prezydent.
Zgodnie z konstytucją Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem.
Zgodnie z ustawą o służbie zagranicznej ambasadora mianuje i odwołuje prezydent. Minister właściwy do spraw zagranicznych przed skierowaniem wniosku zasięga opinii Konwentu Służby Zagranicznej. W skład Konwentu wchodzą: minister właściwy do spraw zagranicznych lub wskazany przez niego członek kierownictwa urzędu obsługującego ministra właściwego do spraw zagranicznych jako przewodniczący; szef Służby Zagranicznej; przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej; przedstawiciel Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. (PAP)
del/ kkr/ sdd/kgr/