W wywiadzie dla agencji AFP premier Mikati stwierdził, że odbywa się "prawdziwy wyścig z czasem pomiędzy zawieszeniem broni w Gazie”, a możliwą „eskalacją”.
Libański urzędnik, który rozmawiał z amerykańskim dziennikiem "Washington Post" przyznał, że "w obliczu upadku państwa oraz fatalnej sytuacji gospodarczej Liban i jego ludności nie mogą sobie pozwolić na nowy konflikt".
Jednak próby nacisku na działający w Libanie, wspierany przez Iran, Hezbollah (szyickie radykalne ugrupowanie, uważane za organizację terrorystyczną przez liczne kraje i Ligę Państw Arabskich - PAP) mogą okazać się nieskuteczne. Liderzy Hezbollahu przyjmują argumenty władz Libanu, ale nie mogą "zaakceptować upadku Hamasu” - twierdzi "WP".
Od 7 października na granicy izraelsko-libańskiej niemal codziennie dochodzi do wymiany ognia między armią izraelską a propalestyńskimi grupami zbrojnymi. Według szacunków AFP od ataku Hamasu na Izrael 7 października w wymianie ognia na granicy zginęło co najmniej 59 osób w Libanie, w większości bojownicy Hezbollahu, ale także czterech cywilów, w tym dziennikarz. W Izraelu armia poinformowała o czterech ofiarach śmiertelnych - przypomniała agencja. (PAP)
kgr/