"Pierwszy kwadrans nie był udany, nie potrafiliśmy przeciwstawić się agresywnej grze Austriaków, mieliśmy za dużo strat. Ale później mieliśmy to spotkanie pod kontrolą. Wydawało się, że wszystko odpowiednio uspokoiliśmy. Po 60. minucie, gdy wprowadziliśmy zmiany, chcieliśmy narzucić jeszcze większe tempo, ale - niestety - straciliśmy bramkę w taki sam sposób, jak z Holandią" - powiedział Probierz na konferencji prasowej po meczu.
"Później już goniliśmy za wszelką cenę wynik, zmieniliśmy ustawienie. Do końca staraliśmy się zdobyć bramkę, ale zabrakło nam jakości" - dodał.
Podkreślił, że nikogo "nie obarcza winą za porażkę".
"Jesteśmy jednym zespołem, który wygrywał i przegrywał. Nie zejdę z tej drogi, którą obrałem. Dalej będziemy grać tak samo, agresywnie. I wciąż będziemy starać się stosować wysoki pressing, bo to jedyna droga, żeby się rozwijać. Brakuje nam jeszcze pewnych elementów, ale popracujemy nad tym. Wiedzieliśmy, że czekają nas bardzo ciężkie pojedynki i nie cofnęliśmy się przed tym. Z Francją potraktujemy ten mecz tak samo, jako dalszą budowę. I na pewno zagramy podobnie" - zapowiedział.
Selekcjoner nie zgodził się z opinią, że Austriacy grali bardziej intensywnie w końcówce meczu niż jego podopieczni.
"Nie powiedziałbym, że to była większa intensywność z ich strony. Po prostu wychodzili do kontrataków. My graliśmy już wtedy +va banque+, bo chcieliśmy odrabiać straty. Generalnie zdawaliśmy sobie sprawę, że tak to może wyglądać po kontratakach. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Kiedy wchodził z ławki Kamil Grosicki, to już praktycznie graliśmy bez żadnego defensywnego pomocnika" - przypomniał.
Jak podkreślił, nie żałuje wyborów dokonanych na ten mecz. Również w środku pomocy. "Specjalnie wystawiłem Bartka Slisza i Jakuba Piotrowskiego, żeby mieć 'nabieganych' zawodników, bo wiedzieliśmy, jakie będzie tempo meczu. Patrzyliśmy na treningi i ocenialiśmy zawodników. Po meczu jest łatwiej oceniać, ale ja nie zmieniłbym swoich decyzji" - bronił się Probierz.
Przyznał, że Robert Lewandowski był w pełni zdrowy. Zapytano go więc, dlaczego nie wpuścił doświadczonego napastnika od pierwszej minuty?
"Wiedzieliśmy, że będzie bardzo duża intensywność w tym meczu, dlatego postanowiliśmy z lekarzem i z samym Robertem, że wejdzie w trakcie meczu. I chcieliśmy też, żeby był dostępny w następnym spotkaniu" - odparł selekcjoner.
Biało-czerwoni doznali już drugiej porażki w turnieju. W niedzielę przegrali z Holendrami 1:2, zaś Austriacy dzień później ulegli Francuzom 0:1.
Z Berlina - Maciej Białek (PAP)
kno/