Protesty w Tbilisi nie są takie jak protesty na Białorusi. Ekspert: ludzie mają szansę dokonać wyboru

2024-05-30 15:01 aktualizacja: 2024-05-31, 08:03
Protesty w Tbilisi. Fot. PAP/EPA/DAVID MDZINARISHVILI
Protesty w Tbilisi. Fot. PAP/EPA/DAVID MDZINARISHVILI
Obecne masowe protesty w Gruzji przeciw ustawie o "agentach zagranicznych" różnią się od demonstracji, jakie przetoczyły się przez Białoruś w 2020 r. – mówi PAP były wiceszef MSZ Gruzji i analityk Sergi Kapanadze. Białorusini protestowali już po sfałszowaniu wyborów przez Łukaszenkę; Gruzini będą mogli wypowiedzieć się w wyborach w październiku – podkreśla.

„Różnica jest fundamentalna. Na Białorusi masowe protesty wybuchły po tym, jak (Alaksandr) Łukaszenka sfałszował wybory (prezydenckie) w sierpniu 2020 r. Ludzie zareagowali na to, a masowe akcje stały się wyrazem ich protestu. Istniały w zasadzie tylko dwa scenariusze: albo zwyciężą ludzie i Łukaszenka będzie musiał odejść, albo on utrzyma władzę. Nie było z tej sytuacji innego wyjścia” – mówi w rozmowie z PAP Kapanadze, wiceminister spraw zagranicznych Gruzji w latach 2011-12, a obecnie szef think tanku GRASS (Georgia's Reforms Associates).

Na Białorusi, pomimo dużej skali protestu, władzom udało się zdusić pokojowe wystąpienia, a następnie poprzez bezprecedensowe represje zniszczyć resztki społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych mediów. Do dziś w kraju trwają zatrzymania za udział w demonstracjach, a wszystkich, którzy domagali się uczciwych wyborów i demokratycznych przemian, władze w Mińsku zakwalifikowały jako zdrajców, spiskowców, terrorystów i ekstremistów. Z kraju wyjechało co najmniej kilkaset tysięcy ludzi.

W Gruzji wybory do parlamentu mają się odbyć pod koniec października. Kraj ten ma, w odróżnieniu od Białorusi, ustrój parlamentarny, dlatego to właśnie wybory do jednoizbowego Zgromadzenia Narodowego będą miały kluczowe znaczenie.

Rządząca od 12 lat partia Gruzińskie Marzenie liczy na to, że po raz czwarty zdobędzie większość w parlamencie. Sięgając w kwietniu po porzucony rok wcześniej projekt ustawy o tzw. agentach zagranicznych, ugrupowanie władzy chciało prawdopodobnie zapewnić sobie większą kontrolę i możliwość ograniczania organizacji pozarządowych, mediów i opozycji. Jak można było przewidzieć, wywołało to, podobnie jak przed rokiem, masowe protesty. Forsowanie ustawy i agresywna antyzachodnia retoryka władz zmobilizowała młodzież, zazwyczaj politycznie pasywną.

Jak mówi Kapanadze, opozycja gruzińska jest mocno rozdrobniona, a przez to bardzo słaba; na podziałach w opozycji korzystało w krajowym systemie wyborczym Gruzińskie Marzenie. Jednocześnie analityk podkreśla, że opozycja „nigdy nie była tak silna jak teraz”, a według ekspertów ustawa o "agentach" może przyczynić się do osłabienia partii władzy i zmobilizować opozycję oraz poparcie dla niej.

„W Gruzji wszystko dzieje się przed wyborami. Ludzie mają teraz szansę, by dokonać wyboru, wypowiedzieć się” – mówi Kapanadze.

Inni rozmówcy PAP zwracają uwagę, że protest na Białorusi był przede wszystkim „negatywny”, jego celem było obalenie Łukaszenki, który, sprawując władzę od 1994 r., praktycznie zawłaszczył kraj.

Agenda społeczeństwa Gruzji, od dawna instytucjonalnie powiązanej z Zachodem, ma konstruktywny charakter. Gruzini konsekwentnie opowiadają się za przystąpieniem swego kraju do UE i NATO. To z takimi hasłami Gruzińskie Marzenie wygrywało kolejne wybory, a nawet teraz formalnie deklaruje przywiązanie do planów integracji z Zachodem. Jednocześnie jednak władze atakują Zachód, oskarżając go o poddanie się „partii globalnej wojny”, rzekomo knującej antygruzińskie spiski.

Z Tbilisi Justyna Prus (PAP)

kgr/