Epizod z października 2022 r., tuż po serii ukraińskich zwycięstw w regionie charkowskim, został opisany w artykule Davida Ignatiusa podsumowującego politykę Jake'a Sullivana, doradcy prezydenta USA Joe Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego.
Jak pisze Ignatius, otrzymawszy informacje o rozważaniu przez Rosję użycia taktycznej broni jądrowej przeciwko Ukrainie, Sullivan uważał ten moment jako odpowiednik kryzysu kubańskiego z 1962 r. i zaprosił do Białego Domu swojego nieformalnego doradcę i politologa z Uniwersytetu Harvarda, Grahama Allisona, badacza tamtego kryzysu.
Biały Dom ostrzega Putina
Po tych konsultacjach Biały Dom zdecydował, by ostrzec Putina - za pośrednictwem listu od Bidena oraz wiadomości przekazanej przez dyrektora CIA Billa Burnsa - że USA "zniszczyłyby rosyjską armię w Ukrainie", jeśli Moskwa użyłaby broni jądrowej.
Burns został wysłany też do Pekinu, by podzielić się z Chińczykami posiadanymi przez Amerykanów informacjami. Według Ignatiusa, który w tekście opierał się na rozmowach z Sullivanem i innymi oficjelami administracji, Chiny potraktowały sprawę poważnie i również ostrzegły Rosję przed tym ruchem.
Podobnie administracja Bidena miała zachować się w lutym br., kiedy odkryła rosyjskie plany wyniesienia na orbitę Sputnika-S, broni antysatelitarnej posiadającej ładunek atomowy. Użycie takiej broni byłoby w stanie uszkodzić dużą liczbę satelitów i stanowiłoby pogwałcenie traktatu o przestrzeni kosmicznej.
Według Ignatiusa, Sullivan udzielił wówczas doradcy Putina Jurijowi Uszakowowi "surowego ostrzeżenia".
"Wiemy, co zamierzasz zrobić. Uznalibyśmy to za poważne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa narodowego" - miał powiedzieć, zapowiadając, że polityką USA będzie "wyeliminowanie strategicznego efektu tej broni".
Zespół Bidena miał wówczas skontaktować się również z Chinami, których nieosłonięte satelity na niskiej orbicie okołoziemskiej też byłyby podatne na rosyjską broń. W odpowiedzi, Pekin miał przekazać Moskwie swoje niezadowolenie.
Do tej pory Rosja nie zdecydowała się na umieszczenie tej broni, lecz według dziennikarza "Washington Post", sprawa będzie jednym z największych wyzwań stojących przed nową administracją Donalda Trumpa.
"Uniknąć nuklearnej eskalacji"
Jak pisze Ignatius, chęć uniknięcia nuklearnej eskalacji była jedną z głównych zasad przyświecających polityce Białego Domu. To miało być również powodem, dla którego Waszyngton zdecydował się pozostać bierny i nie pomagać Jewgienijowi Prigożynowi podczas jego buntu latem 2023 r.
Rozmówca bliski Sullivanowi powiedział dziennikarzowi, że w 2023 r. w obliczu sugestii rozpoczęcia negocjacji na temat zakończenia wojny, doradca prezydenta podjął decyzję, by "dalej wspierać Ukrainę, aby wzmocnić jej pozycję i zmniejszyć siłę bojową Rosji oraz uniknąć ryzyka eskalacji z Rosją".
"To była rozsądna, bezwzględna strategia Stanów Zjednoczonych — zniszczyć przeciwnika niskim kosztem dla Ameryki, podczas gdy Ukraina płaciła za to rachunek w krwi. Sullivan by tak tego nie opisał, ale taki był praktyczny efekt. (Henry) Kissinger byłby zadowolony" - skomentował Ignatius nawiązując do słynnego, nieżyjącego już sekretarza stanu USA.
"Jeśli jesteś doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, a społeczność wywiadowcza twierdzi, że ryzyko użycia broni jądrowej jest poważne, nie możesz sobie pozwolić na to, by to zignorować. To jest różnica między siedzeniem na tym miejscu a niesiedzeniem na tym miejscu" - tłumaczył Sullivan.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ ap/ mar/