"Jestem kobietą zupełnie zdruzgotaną" - powiedziała Pelicot na procesie, w którym głównym oskarżonym jest jej mąż, a współoskarżonymi o gwałt - około 50 mężczyzn. Według ustaleń śledztwa Dominique Pelicot podawał swojej żonie substancje odurzające (leki psychotropowe) i zachęcał obcych mężczyzn poznanych przez internet, by ją gwałcili, gdy była nieprzytomna pod wpływem leków.
Tłumacząc, dlaczego nalegała na jawny proces, Gisele Pelicot mówiła, że nie chce, by ofiary gwałtu czuły wstyd. "Chciałam, by wszystkie kobiety, które są ofiarami gwałtu powiedziały sobie: pani Pelicot to zrobiła, więc to jest możliwe. Nie chcę, by się wstydziły. Wstydu nie powinnyśmy czuć my, lecz oni" - oświadczyła.
Dodała następnie: "Przede wszystkim wyrażam moje życzenie i determinację, żeby zmienić to społeczeństwo". Zapewniła, że chce, by jej przykład "był użyteczny dla innych".
71-letnia Pelicot została poproszona przez sędziego o wystąpienie podczas procesu, który zbliża się teraz do połowy: rozpoczął się 2 września, a zakończy się 20 grudnia. Sprawa wstrząsnęła Francją i stała się okazją do debaty o problemie przyzwolenia na przemoc seksualną wobec kobiet. Mężczyźni, których sprowadzał Pelicot mówili w sądzie, że nie uważają się za gwałcicieli. Twierdzili, że byli przekonani, iż kobieta udaje, że śpi, a także - że wystarczyła im zgoda jej męża na seks. Nie zadawali sobie pytania, czy zgodę wyraziła sama kobieta.
Gisele Pelicot mówiła też w środę, że próbuje zrozumieć, dlaczego jej mąż, którego uważała za "doskonałego" popełnił takie czyny. "Ta zdrada jest dla mnie niezmierzona" - powiedziała.
Przed środową rozprawą kobieta została przed sądem powitana oklaskami. Proces jest uważnie śledzony przez media, także prasę zagraniczną. Oceniany jest we Francji jako symboliczny, jeśli chodzi o kwestie gwałtu i przestępczego stosowania substancji chemicznych. Prawo francuskie nie zawiera kryterium braku zgody w definicji przestępstwa, którym jest gwałt i coraz częściej apelowano o zmianę tych przepisów.
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)
awl/ ap/ ał/