Wojciech Kalwat: mam nadzieję, że udało się obudzić pamięć o Powstaniu Styczniowym

2024-01-22 07:16 aktualizacja: 2024-01-22, 12:30
Wojciech Kalwat. Fot. PAP/Mateusz Marek
Wojciech Kalwat. Fot. PAP/Mateusz Marek
Mam nadzieję, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy udało się obudzić pamięć o Powstaniu Styczniowym. Szczególnie ważne było przebicie się z informacją, że powstanie było ostatnim wspólnym zrywem narodów dawnej Rzeczypospolitej – mówi PAP Wojciech Kalwat, dyrektor Biura „Niepodległa”.

Polska Agencja Prasowa: Niemal dokładnie 160 lat temu powstańcy styczniowi zwyciężyli pod Iłżą. Był to jeden z największych sukcesów militarnych powstania. W tych samych dniach polska prasa w Wielkopolsce informowała o rosyjskich grabieżach, wywózkach i aresztowaniach w Królestwie Polskim, ale także wiernopoddańczych adresach wysyłanych do Petersburga przez władze wielu miast Kongresówki. Jaka była kondycja wojsk powstańczych i Tajemnego Państwa Polskiego po roku od wybuchu zrywu? Czy wciąż były nadzieje na zwycięstwo?

Wojciech Kalwat: Pomimo wielu porażek w roku 1863, w zwycięstwo wierzyło jeszcze wielu. Wierzył w to na pewno Romuald Traugutt, który dzierżył ster powstania. Powstańczy przywódca zwierał szyki, konsolidował siły. Realizował plan polegający na przekształceniu chaotycznej powstańczej ruchawki w regularną wojnę. Traugutt, który sprawował swoją władzę w ścisłej konspiracji, czynił wszystko by wzmocnić Tajemne Państwo Polskie, a rozproszone siły zostały przekształcone w regularne i centralnie zarządzane oddziały wojskowe. Właśnie prowadzeniu walki poświęcił wszystkie siły i uczynił głównym celem powstania. Luźne i często niewspółdziałające ze sobą partyzanckie oddziały miały zostać przekształcone w regularne korpusy wojskowe. Miały one mieć regularną organizację wojskową, dowództwo, podział na pułki i bataliony. Niestety powstał tylko jeden silny korpus, na którego czele stał gen. Józef Hauke-Bosak. Jego działania obejmowały obszar województwa sandomierskiego i krakowskiego. Wchodzące w jego skład oddziały odniosły wiele sukcesów, takich jak wspomniane już zwycięstwo oddziału Karola Kality de Brenzenheim „Rębajły” pod Iłżą.

Mówiąc o sile tego oddziału warto wspomnieć o obchodach pierwszej rocznicy insurekcji. W Bodzentynie, gdzie rok wcześniej doszło do ataku na rosyjski garnizon pierwszej powstańczej nocy, odbyła się defilada korpusu Hauke-Bosaka. Ulicami miasteczka przedefilowało kilka tysięcy powstańczych żołnierzy, będących widomym znakiem walki z carskim zaborcą. Niestety korpus Hauke-Bosaka uległ rozkładowi po fatalnej w skutkach bitwie pod Opatowem 21 lutego 1864 roku. I w ten sposób przestał istnieć najlepiej zorganizowany i całkiem nieźle uzbrojony oddział powstańczy. Wraz z tą klęską gasły szanse na sukces.

Traugutt i pozostali przywódcy zrywu, z coraz mniejszą nadzieją spoglądali na obiecane wsparcie z Francji. Łudzili się danymi wcześniej obietnicami, by trwać do wiosny. Wiosna interwencji jednak nie przyniosła. A wobec zmiany nastawienia Austrii do powstania, sytuacja stała się beznadziejna. Dogasała wiec beznadziejna i nierówna walka. Władze podziemne działały, trwały do samego końca.

PAP: W pierwszych tygodniach i miesiącach po wybuchu powstania w Petersburgu zapanowała panika spowodowana plotkami o rychłej interwencji mocarstw zachodnich po stronie Polaków. Jakie nastroje panowały rok później, gdy Rosjanie przygotowywali się do ogłoszenia dekretu uwłaszczeniowego?

W. Kalwat: Sytuacja była diametralnie odmienna niż na początku 1863 roku. Siła wybuchu Powstania Styczniowego w styczniu 1863 roku była dla Rosjan wielkim zaskoczeniem. Jednak w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy zyskiwali ogromną przewagę. Liczebność oddziałów rosyjskich w Królestwie Polskim, a zwłaszcza na Litwie i Białorusi rosła w tempie nieproporcjonalnym do sił powstańczych, co doprowadziło do stopniowego upadku zrywu na ziemiach zabranych. Dysproporcja w liczebności i uzbrojeniu walczących sił była tam przytłaczająca i dodatkowo wzmocniona brutalnymi represjami. Stopniowo obszar walk ograniczał się do Królestwa Polskiego, którego mieszkańcy również byli coraz bardziej wyczerpani wojną, ofiarami, kontrybucjami i innego rodzaju represjami.

Najpotężniejszym ciosem w powstanie był ukaz carski dotyczący uwłaszczenia chłopów. Ten dokument w zasadzie przypieczętował losy zrywu. Na początku powstania jego władze darowywały chłopom ziemię, zachęcając ich w ten sposób do walki o niepodległość. Początkowo chłopi przyjmowali działania powstańców z pewnym niedowierzaniem, obojętnością i wrogością ale w kolejnych miesiącach przekonywali się do idei walki o niepodległość. Warto pamiętać, że najdłużej walczące oddziały powstańcze na Litwie i Żmudzi, czy Królestwie były złożone głównie z chłopów. Ukaz carski z kwietnia 1864 r. chłopi przyjęli jako spełnienie tego o co walczyli, a raczej czego oczekiwali.

PAP: Obecny rok został ogłoszony przez Sejm i Senat Rokiem Romualda Traugutta. W II Rzeczypospolitej, gdy żyli jeszcze powstańcy styczniowi, Traugutt był jednym z najważniejszych bohaterów ówczesnej pamięci historycznej. Dziś wydaje się być nieco zapomniany. W jaki sposób można przywrócić pamięć o dyktatorze powstania?

W. Kalwat: Traugutt był człowiekiem niezwykle skromnym i skrytym. Jego osobowość była naznaczona wcześniejszymi przeżyciami osobistymi i głęboką wiarą w Boga. Był także przywódcą działającym w ścisłej konspiracji. Pewną trudność sprawiało więc opowiadanie o nim jako o charyzmatycznym liderze wielkiego romantycznego zrywu. Wielu jego uczestnikom przecież konspiracyjny obywatel Czarniecki był nieznany. W przeciwieństwie do jawnych dyktatorów. Wystarczy chociażby porównać krążące wśród ludzi podobizny Mariana Langiewicza i Romualda Traugutta. Dysproporcja na korzyść Langiewicza jest ogromna.

Z czasem wiedza i świadomość o Trauguttcie jako ofiarnym przywódcy, który trwał na posterunku do samego końca, przebiła się i utrwaliła w świadomości Polaków. Jego mit skazańca, który został stracony na stokach Warszawskiej Cytadeli miał niezwykłą, wręcz symboliczną moc. Warszawska Cytadela była przecież symbolem męczeństwa i ogromnej liczby innych patriotów więzionych tam od lat trzydziestych XIX wieku, aż po wycofanie się Rosjan z Warszawy w 1915 roku. Tam był więziony m.in. Józef Piłsudski, który był wielkim admiratorem Powstania Styczniowego, a to ułatwiało budowanie kultu Romualda Traugutta i w ogóle roku 1863.

Rok Traugutta sprzyja organizowaniu poświęconych mu wydarzeń, ale również upamiętnień całego zrywu i wszystkich, którzy w nim walczyli. Najważniejsza część obchodów miała miejsce już w zeszłym roku. Z zorganizowanego przez Biuro „Niepodległa” programu grantowego skorzystało 130 organizacji i odbyło się ok. 900 różnego typu imprez. W tym roku na projekt grantowy przeznaczono 2,5 miliona złotych, które przypadły 59 wnioskodawcom – 40 samorządom oraz 19 organizacjom pozarządowym. Ich zadaniem będzie zorganizowanie wystaw, koncertów, rekonstrukcji historycznych. Wiele innych upamiętnień będzie miało charakter całkowicie oddolny. Prócz tego odbyło się szereg wystaw, wydarzeń muzycznych i kulturalnych, czy imprez masowych, marszów, rajdów, itp.

Tegoroczne obchody 160 rocznicy wybuchu powstania zainaugurował 20 stycznia w gmachu Muzeum Historii Polski koncert „Moniuszko, Paderewski, Palester” w wykonaniu Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa. Częścią obchodów rocznicowych jest również mający niedawno premierę film „Powstaniec 1863” poświęcony księdzu Stanisławowi Brzósce.

Warto przy tym dodać, że z okazji rocznicy powstało kilka programów historycznych i filmów dokumentalnych, m.in. „Złota obrączka” opowiadająca o Zygmuncie Sierakowskim, „Dziewczyna smok” o losach Henryki Pustowójtówny i „Legenda Kastusia Kalinowskiego”. Premiery tych dwóch ostatnich wkrótce. Powstał także film animowany „Powstali 1863”, który - koncentrując się na wybranych epizodach powstania - stara się opowiedzieć całościowo o tym zrywie. Film ten, ma być prezentowany w telewizji, ale stanowi integralną część mobilnej i multimedialnej wystawy „Powstali 1863” zrealizowanej przez Muzeum Historii Polski. Tylko w zeszłym roku wystawa została pokazana w 15 miejscach, zyskując uznanie odbiorców. Mam nadzieję, że w tym roku dotrze do co najmniej 10 miejscowości, w tym 3-4 na Litwie. Warto również przypomnieć o inicjatywach Narodowego Banku Polskiego. W tym roku wyemitowane zostaną dwa numizmaty poświęcone Romualdowi Trauguttowi. Ważnym wydarzeniem upamiętniającym Traugutta będzie koncert w rocznicę jego śmierci. Będzie to podsumowanie obchodów 160 rocznicy zrywu.

Mam nadzieję, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy udało się obudzić pamięć o Powstaniu Styczniowym. Szczególnie ważne było przebicie się z informacją, że powstanie było ostatnim wspólnym zrywem narodów dawnej Rzeczypospolitej. Swoje znaczenie miało również obchodzenie tej rocznicy w cieniu wojny na Ukrainie. Udało się także wydobyć rolę kobiet w powstaniu, uświadomić że była to „wojna kobieca”. Mam nadzieję, że przysłuży się temu wydany wkrótce przez Muzeum Historii Polski pełne wydanie pracy Marii Bruchnalskiej „Ciche bohaterki: udział kobiet w Powstaniu Styczniowem”. Przypomnijmy, że autorka miała szczególne zasługi, ponieważ założyła we Lwowie Muzeum Zasłużonych Polek.

PAP: Czy na te plany upamiętnienia Powstania Styczniowego może wpłynąć decyzja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o połączeniu Biura „Niepodległa” z Instytutem Adama Mickiewicza?

W. Kalwat: Myślę, że dla obchodów Powstania Styczniowego ta decyzja nie będzie niosła żadnych skutków. To dwie zupełnie różne sprawy. Zadaniem Biura „Niepodległa”, prócz działań statutowych, jest wspieranie różnych inicjatyw związanych z rocznicą Powstania 1863-1864.

Rozmawiał: Michał Szukała (PAP)

jc/