Polska Agencja Prasowa: Do wyborów prezesa w trakcie Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo-Wyborczego zgłosiło się pięcioro kandydatów: obecny wiceprezes Grzegorz Bachański, były szef Polskiej Ligi Koszykówki Jacek Jakubowski, były koszykarz reprezentacji 3x3, biznesmen Filip Kenig, wieloletni reprezentant kraju, dziś prezes PLK Łukasz Koszarek oraz była reprezentantka, złota medalistka mistrzostw Europy i olimpijka Elżbieta Nowak. Jak pan, autorytet nieuwikłany w bieżącą "koszykarską politykę", ocenia te kandydatury?
Andrzej Kuchar: Nie jestem delegatem, więc w głosowaniu fizycznie nikogo nie poprę. Wszystkie te osoby znam. Osobiście uważam, że każda z nich jest bardzo dobrym kandydatem. Natomiast gdybym miał wybierać, stawiałbym na Elżbietę Nowak. Dałbym jej szansę dlatego, że nie tylko jest właściwą osobą na to stanowisko, ale również z racji tego, że nigdy prezesem Polskiego Związku Koszykówki nie była kobieta.
PAP: Czy to dobrze według pana, że ze stanowiska prezesa zrezygnował Radosław Piesiewicz, który nie chce pełnić już żadnej funkcji w związku, przynajmniej nominalnej, i zostawia delegatom decyzję, co do wyboru nowego szefa?
A.K.: Nie znam pana Piesiewicza i trudno mi powiedzieć tak do końca, jakim był prezesem. Ale na pewno to dobre posunięcie, bo bardzo ciężko jest łączyć funkcję prezesa związku z funkcją szefa PKOl.
PAP: Jak pan skomentuje przepychanki, które już się pojawiły, np. akcję Marcina Gortata, który wypowiadał się w mediach, że absolutnie nie można stawiać na Grzegorza Bachańskiego czy Łukasza Koszarka, bo są to ludzie prezesa Piesiewicza, tylko poparł Jacka Jakubowskiego.
A.K. Być może Marcinowi zależało na tym, żeby nastąpiła całkowita zmiana, a wiadomo, że Łukasz i pan Bachański funkcjonują obecnie w koszykarskich władzach. Natomiast nie znam przyczyn tych wypowiedzi. Nie wiem też, czy Marcin Gortat jest delegatem i ma prawo głosu. Czy też jest to opinia człowieka z zewnątrz, ale jednak bardzo mocno w koszykówce osadzonego.
PAP: Jak pan w ogóle ocenia sytuację w polskiej koszykówce – ligowej i w wydaniu reprezentacyjnym. Czy zmierzała, zmierza w dobrym kierunku? Czy wiele trzeba w niej zmienić?
A.K.: Na zasadzie tzw. oglądu zewnętrznego mogę powiedzieć, że nie ulega żadnej wątpliwości, że mamy w tej chwili do czynienia z taką sytuację, że reprezentacje, zarówno męska, jak i żeńska, będą wymagać pewnej przebudowy, bo są w nich zawodniczki i zawodnicy w określonym wieku. A jak przebudowa, to trzeba mieć na nią pomysł. Prezentuję taki pogląd, zresztą nieodosobniony, bo to doświadczony szkoleniowiec Ludwik Miętta jest jego głównym orędownikiem, że o jakości dyscypliny w kraju i jej popularności decyduje poziom reprezentacji. W związku z tym uważam, że powinno się zrobić wszystko, żeby reprezentacja była jak najmocniejsza.
PAP: Adwersarze obecnych władz PZKosz wytaczają argument, że słabo wypadają w swoich mistrzostwach polskie reprezentacje juniorskie w różnych kategoriach, co jest efektem niewłaściwego szkolenia.
A.K.: Moim zdaniem reprezentacje juniorskie mają znikomy wpływ na poziom seniorskich. Największy mają indywidualności, a tych nie jesteśmy w stanie rozwinąć w ramach szkolenia krajowego, bo wszystkie największe indywidualności, nawet w tak mocnym szkoleniu młodzieży jak np. w Słowenii, najlepiej się rozwijały na zewnątrz. Chociażby przykład Luki Doncica, który w wieku 15 lat wylądował w Realu Madryt i tam się rozwinął. Oczywiście, w masie zawsze łatwiej jest kogoś znaleźć, ale wydaje mi się, że powinniśmy wyszukiwać talenty i one mogą być też szlifowane poza polskim systemem szkolenia. Zatem, moim zdaniem, przełożenie z juniorów na reprezentację seniorską oczywiście jest, ale nie bezpośrednie.
- Proszę zwrócić uwagę, że w tych najlepszych reprezentacjach rzadko który zawodnik jest wytworem od początku do poważnego wieku seniora danej federacji koszykarskiej. To są wszystko chłopcy czy reprezentanci, którzy w wieku młodzieżowym wyjeżdżali do mocniejszych lig. Może poza kadrowiczami tych krajów, w których ligi są najsilniejsze, myślę o Hiszpanii, Francji czy Włoszech.
PAP: Co zmieniłby pan, jakie modyfikacje zaproponował w funkcjonowaniu PZKosz, systemie rozgrywek, finansowaniu?
A.K.: Związek musi działać jak porządna korporacja. Takie musi być zarządzanie, takie mają obowiązywać procedury. To wszystko musi być poukładane od początku do końca. Od zarządzania, poprzez rozgrywki, schodząc do coraz niższych szczebli. Wydaje mi się, że jest szereg dobrych inicjatyw, np. Szkoły Mistrzostwa Sportowego czy inne. Na pewno to są niezłe pomysły.
PAP: W przeszłości sam prowadził pan męską reprezentację Polski, zdobywał wicemistrzowskie tytuły z koszykarzami Górnika Wałbrzych i koszykarkami Ślęzy Wrocław, podejmował ważne decyzje w zarządach klubów sportowych, także żużlowym i piłkarskim.
A.K.: Dziś wypowiadam się już bardziej z pozycji kibica. Natomiast dziwi mnie, jeżeli chodzi o sport i wychowanie fizyczne, tragiczny pomysł na likwidowanie, nazwijmy to brzydko, "bezrobocia" wśród uczniów, czyli unikania przez nich zajęć wychowania fizycznego w szkole. Tu jest moim zdaniem największe pole do popisu, a sensownych rozwiązań nie ma. Ostatni pomysł, żeby wyławiać talenty poprzez testy powszechne, to jakaś inicjatywa z księżyca, całkiem nieprzemyślana. A w sumie potrzeba kilku prostych ruchów i można zdecydowanie poprawić frekwencję na lekcjach WF. Gdy byłem członkiem zarządu PKOl, w 2006 roku zgłosiłem na piśmie swój pomysł poprawienia tej sytuacji. Ale, wie pan, dla PKOl ważniejsze są garnitury i kolor krawata niż tego typu rzeczy...
PAP: Chodzi pan na mecze koszykówki?
A.K: Tak. Gdy byłem jeszcze w Lechii Gdańsk, chodziłem w Trójmieście na Trefla Sopot. Zapraszał mnie jego właściciel Kazimierz Wierzbicki, mój wieloletni kolega. Natomiast teraz, gdy mieszkam we Wrocławiu, chodzę na Śląsk. Ostatnio dzwonili do mnie z Górnika Wałbrzych, żebym poprowadził oldbojów klubu w meczu charytatywnym na rzecz chorego byłego wybitnego ich zawodnika, reprezentanta kraju Mieczysława Młynarskiego.
Rozmawiał: Marek Cegliński
Andrzej Kuchar, lat 74 – absolwent AWF we Wrocławiu, w której obronił pracę doktorską. Były trener reprezentacji Polski koszykarzy (1983-88) oraz m.in. Górnika Wałbrzych (1980/81, wicemistrzostwo kraju mężczyzn) i Ślęzy Wrocław (1983/84, wicemistrzostwo kobiet). Po zakończeniu pracy szkoleniowej był m.in. wiceprezesem Rady Nadzorczej koszykarskiego Śląska Wrocław, prezesem żużlowego WTS Wrocław, współwłaścicielem piłkarskiej Lechii Gdańsk. Jego dziadek był najmłodszym bratem ojca Wacława Kuchara, zawodnika Pogoni Lwów, jednego z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych polskich sportowców okresu międzywojennego.(PAP)
cegl/ pp/ pap/