21-letni Artem zbiegł z Krymu. Do ucieczki przygotowywał się latami

2024-03-07 10:00 aktualizacja: 2024-03-07, 12:33
Okupowany Krym. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Jakub Kamiński
Okupowany Krym. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Jakub Kamiński
W dzieciństwie uciekał przed rosyjską propagandą w polskość, a do porzucenia okupowanego Krymu szykował się latami. Zbiegł, bo nie doczekał się wyzwolenia przez ukraińską armię. Tułając się przez Rosję, podczas przesłuchań filtracyjnych udawał idiotę. W końcu dotarł do Ukrainy.

21-letni Artem jest jednym z nielicznych Ukraińców, którym udało się uciec z okupowanego od dziesięciu lat Krymu. Od rozpoczęcia w lutym 2022 r. rosyjskiej inwazji na pełną skalę jego mieszkańcy, wciąż będący obywatelami Ukrainy, są niechętnie wypuszczani poza to terytorium. Moskwa zmusza ich do przyjęcia rosyjskiego obywatelstwa.

„Dziesięć lat czekałem na wyzwolenie i nie doczekałem się. Uciekłem, bo tam już nie dało się egzystować. Nigdy nie byłem w Ukrainie, nie mam tu rodziny, nie mam nikogo, ale i tak tutaj jest lepiej niż tam” – wyznaje PAP w centrum recepcyjnym dla uchodźców z Rosji w Sumach na północnym wschodzie Ukrainy.

Przyjechał tu po kilkudniowej podróży z Krymu. Z Symferopola, gdzie mieszkał, przez most nad Cieśniną Kerczeńską dojechał do Rostowa nad Donem. Stamtąd ruszył na północ, w stronę Biełgorodu przy granicy z Ukrainą. Na jej terytorium przeszedł jedynym korytarzem humanitarnym, który prowadzi z Rosji.

Opowiadając o rosyjskich rządach na półwyspie, mówi o „komunistycznym entuzjazmie”, który tam panuje. „Cały czas chwalą się, że coś budują. Mówią, że zbudowali lotnisko, ale nikt z niego nie lata, bo są sankcje. To opustoszałe lotnisko w Symferopolu jest hitem, symbolem wszystkiego, co robią Rosjanie” - twierdzi.

Chłopak nie mógł wytrzymać wszechobecnej na Krymie propagandy i wywyższania przez władze narodu rosyjskiego. „Zaciekła propaganda, że Ukraińcy to Rosjanie, że właściwie wszyscy są Rosjanami, a wszyscy inni powinni być zgładzeni, po prostu starci z powierzchni ziemi” – wspomina.

„Jedyną rzeczą, która chroniła mnie przed tym szaleństwem, była polskość. Część mojej rodziny ma polskie korzenie, została deportowana na Krym z Grodna na Białorusi. Jeszcze jako dziecko powiedziałem sobie, że będę polskim nacjonalistą. Opierałem się w ten sposób przed rusyfikacją. Znam nawet polski hymn, jak chcesz, to mogę zaśpiewać” – proponuje.

W rozmowie wspomina też rosyjską szkołę, którą ukończył zaledwie kilka lat wcześniej. „W szkole także opierałem się im jak mogłem. To był dom wariatów. Na geografii kazano nam pisać o sprzęcie wojskowym, choć było to jeszcze przed 2022 r., przed inwazją na pełną skalę. Pisaliśmy prace domowe o tym, jak dobrze jest w Korei Północnej” – wylicza.

„Na ceremonię zakończenia szkoły dzieci ubierane były w mundury wojskowe, maszerowały i wszyscy byli bardzo szczęśliwi” – dodaje.

Popijając herbatę w centrum recepcyjnym w Sumach, Artem trzyma kubek w obu dłoniach. Jak inni, którzy przybyli tego dnia z Rosji, jeszcze ma rozbiegany wzrok. Po takiej podróży trudno się szybko uspokoić. Zwłaszcza gdy powracają wspomnienia z ostatniego etapu ucieczki i tzw. filtracji w wykonaniu rosyjskich żołnierzy.

„W Biełgorodzie spędziłem kilka dni. Sprawdziłem, czy w telefonie nie mam żadnych podejrzanych informacji. Dziesięć lat przygotowywałem się do tego, ale i tak znaleźli coś, do czego można się przyczepić. Grałem głupka i mnie wypuścili” - mówi.

Przed uwolnieniem Rosjanie próbowali jednak zachęcać Artema, by zmienił zdanie i pozostał „w ojczyźnie”. „Dobrze, że mam orzeczenie o niezdolności do służby wojskowej ze względów zdrowotnych, bo na pewno by to wykorzystali, żeby mnie tam zatrzymać. Pytali, czy jestem idiotą, że chcę do Ukrainy” – wzdycha.

Młody mężczyzna nie żałuje decyzji o wyjeździe i nie martwi się o rodzinę, którą zostawił na Krymie.

„Nie obchodzi mnie to. Moi rodzice, po tym, jak Krym zajęła Rosja, całkowicie się zmienili. Marzą teraz o powrocie do 1937 roku, do represji epoki Stalina. Mówią, że Polacy są źli, bo tyle dla nich zrobiliśmy, a oni są niewdzięczni i dlatego trzeba ich zniszczyć uderzeniem nuklearnym. Moi bliscy stali się rosyjskimi patriotami. Propaganda działa tam świetnie” - powtarza.

Pytany, czy ludzie na Krymie chcą powrotu ukraińskich władz, odpowiada, że ci, którzy na nie czekali, już wyjechali. „Ja jestem chyba jednym z ostatnich. Mało kto wierzy, że Ukraina wróci. Wielu czekało, że powróci po 24 lutego 2022 r., ale ona nigdy nie wróciła” - mówi Artem.

Z Sum Jarosław Junko (PAP)

ep/