80 lat temu zmarł Adolf Nowaczyński, pisarz, satyryk i publicysta związany z endecją

2024-07-03 08:23 aktualizacja: 2024-07-03, 12:56
Adolf Nowaczyński. Fot. PAP/The Picture Art Collection / Alamy Stock Photo
Adolf Nowaczyński. Fot. PAP/The Picture Art Collection / Alamy Stock Photo
3 lipca 1944 roku zmarł w Warszawie Adolf Nowaczyński, pisarz, satyryk i publicysta, autor felietonów i dramatów, związany z Narodową Demokracją. Jego - przemilczane przez wiele lat w PRL-u nazwisko przywołał Stefan Kisielewski mówiąc o "dyktaturze ciemniaków".

Za tę wypowiedź Kisiel został 11 marca 1968 r. dotkliwie pobity przez "nieznanych sprawców". Nowaczyńskiego, zajadłego krytyka sanacji i Piłsudskiego podobne doświadczenie spotkało 30 lat wcześniej trzykrotnie - w efekcie ostatniego pobicia stracił oko.

"Trudno sobie wyobrazić satyrę epoki fin de siecleu bez nazwiska Nowaczyńskiego" – ocenił prof. Tomasz Weiss, historyk literatury w książce pt. "Legenda i prawda Zielonego Balonika" (1987). Z krakowskim kabaretem artystów "Zielony Balonik" Nowaczyński współpracował w latach 1905-12.

"W ocenie wielu badaczy i historyków literatury Nowaczyński był jednym z najwybitniejszych satyryków, jakich w ogóle wydała literatura polska" - napisał polonista i historyk Andrzej Bogunia-Paczyński w rzetelnie udokumentowanym artykule pt. "ADOLF NOWACZYŃSKI – SATYRYK Z PODGÓRZA" ("Małopolska", 2019).

"Pisarz ten u progu swej literackiej kariery był celny i zwięzły. Jego facecje, skotopaski, meandry mają cechy epigramatów. Później porwały Nowaczyńskiego stylistyczne łamańce, igraszki językowe, popadł w logoreę, uległ nieznośnej, czyniącej wprost nieczytelnymi jego międzywojenne paszkwile, inwektywy, napaści. Ale nim doszczętnie skalamburzał, był tęgim pisarzem i miał sporo do powiedzenia swoim współczesnym. Pora więc oddać mu sprawiedliwość - niezależnie od uzasadnionego potępienia jego reakcyjnych poglądów i wyskoków" - pisał w 1977 roku w tygodniku "Perspektywy" Jan Alfred Szczepański "Jaszcz" - krytyk, który za swoją teatralną publicystykę doczekał się dosadnego epitafium: "tu leży Jaszcz, przechodniu naszcz!" (autorstwo przypisywane jest Andrzejowi Szczepkowskiemu).

"Sławna postać, niebywała, o olbrzymim temperamencie, paszkwilant, pisał znakomite napaści na różnych ludzi" - napisał o Nowaczyńskim Kisiel w swoim "Abecadle" (1990). "Pisał o Piłsudskim, że jest to "komendiant", "brygandier" Piłsudski. Bardzo antyniemiecki, był bojowym endekiem, antysemitą" - przypomniał.

Nowaczyński był również autorem bon motu przypisywanego później samemu Komendantowi w nieco zmienionej formule. "Piłsudski wysiadł z partyjnego tramwaju na przystanku "Niepodległość"" - powiedział w 1919 roku.

"Nie tyle zatem ta wypowiedź dotyczyła socjalizmu, co raczej partyjniactwa. Nowaczyński w ten sposób skomentował posunięcia Naczelnika Państwa, który, jego zdaniem, nad interesy partyjne przekłada sprawy ogólnopaństwowe" - napisał historyk prof. Andrzej Walicki w artykule pt. ""Wysiadłem z czerwonego tramwaju…", czyli czego NIE powiedział Józef Piłsudski"(kurierhistoryczny.pl, 2018). "Nowaczyński był niewątpliwie wnikliwym obserwatorem posunięć Piłsudskiego. Widział, że ten coraz bardziej dystansuje się od towarzyszy z PPS, starając się działać na rzecz zgody narodowej i porozumienia ponad podziałami" - ocenił prof. Walicki.

"Nowaczyński analizuje Historię, lecz wkrada się do niej kuchennymi schodami. Historię tworzą u niego nie mity, lecz zwykli - podobni do nas szarzy ludzie" - napisał Tadeusz Bradecki w programie do reżyserowanej przez siebie w krakowskim Starym Teatrze (1987) sztuki Nowaczyńskiego pt. "Wiosna Narodów w Cichym Zakątku". "Jeszcze inaczej: świętą narodową mitologię usiłuje Nowaczyński na powrót sprowadzić do życiowego konkretu. I tak Gustaw-Konrad wcieli się u niego w jakiegoś aktorzynę, marzącego o karierze, Matka Polka w egzaltowaną nieco oberżystkę. Czy po to tylko, by ze świętości drwić? Nie sądzę. Raczej po to, by przypomnieć nam, skłonnym do wzlotów na Mont Blanc, że Historia to my zwyczajni i mali, a tamto to tylko Literatura" - wyjaśnił. "Postaci polskiego spektaklu cierpią na chroniczną niezdolność rozróżniania prawdy od fikcji, historii od literatury" - dodał Bradecki.

Adolf Nowaczyński, syn Antoniego i Ludwiki, urodził się w Podgórzu 9 stycznia 1876 roku. "Ochrzczony został w kościele parafialnym św. Józefa 19 marca, a jego rodzicami chrzestnymi byli: Feliks Górski, naczelnik ekspozytury policji w Podgórzu i Karolina Koller oraz (miał podwójnych rodziców chrzestnych) dr Ludwika Midowicz, notariusz w Podgórzu i Aleksandra Hoeffer. Na chrzcie otrzymał trzy imiona: Adolphus, Antonius, Artur" - napisał Andrzej Bogunia-Paczyński. "Nowaczyńskiego nazywano najczęściej enfant terrible Młodej Polski. Sporo kłopotu sprawiał już zresztą wcześniej zarówno swoim rodzicom, jak i nauczycielom" - przypomniał.

Sławę na cały Kraków zyskał już w wieku 22 lat. "Wczorajszej nocy do kawiarni żyda Rosenstocka przy rogu ul. Lubicz i Kolejowej przyszedł Adolf Nowaczyński, słuchacz filozofii, syn radcy tutejszego sądu, z pewnym profesorem gimnazjalnym na partię bilardu i w stanie trzeźwym podczas gry wykrzyknął: "Vive l’anarchie!". Obecny w kawiarni ajent policyjny Bobek aresztował Nowaczyńskiego. Później wypuszczono go, by mógł za swój występek odpowiadać z wolnej stopy. Według innej wersji Nowaczyński miał zawołać: "Jutro o godzinie szóstej wieczorem zamordowany zostanie cesarz Wilhelm!" Zdaje się, że był to albo wybryk pauperski albo objaw zboczenia umysłowego" - napisano w "Głosie Narodu" 17 września 1898 roku. I trudno chyba oprzeć się wrażeniu, że tę notkę mógł przeczytać - i zapamiętać! - piętnastoletni wówczas Jaroslav Hasek, również wszak obywatel Monarchii Austro-Węgierskiej.

"Musimy pamiętać, że działo się to w tydzień po zamordowaniu przez włoskiego anarchistę Najjaśniejszej Pani, cesarzowej Elżbiety, żony cesarza Franciszka Józefa. Kraków pogrążany był w żałobie" - napisano w artykule pt. "Jak Adolf Nowaczyński został anarchistą?" na stronie Kraków.pl (2021). "Sprawa była więc bardzo poważna. Doszło do obrazy majestatu i należało liczyć się z przykrymi konsekwencjami tego faktu" - podkreślono.

"Pan Antoni Nowaczyński, radca sądu krajowego, prosi nas o zaznaczenie, że z synem swoim Adolfem Nowaczyńskim od dwóch lat nic nie ma wspólnego, ponieważ go z powodu jego złych postępków z domu rodzicielskiego wydalić był zmuszony" - poinformował "Głos Narodu" 20 września 1898 roku.

"Nowaczyński nigdy nie darował ojcu tych słów – zemścił się po powrocie z Monachium dramatem jednoaktowym "Prawo mimicry", w którym przedstawił swojego ojca w barwach najgorszych" - napisał Andrzej Bogunia-Paczyński.

Do Monachium Adolf Nowaczyński udał się na studia, korzystając z wolnej stopy i nie czekając na rozprawę sądową. "Sąd nie dopatrzył się w postępku podsądnego znamion zbrodni obrazy majestatu. Uznał, że Adolf Nowaczyński podczas incydentu w lokalu Rosenstocka przekroczył ustawę o pijaństwie i zaocznie skazał oskarżonego, którego "Głos Narodu" nazywał "dekadentycznym młodzieńcem" na dwa tygodnie aresztu oraz zapłacenie kosztów postępowania sądowego" - czytamy na stronie Kraków.pl.

Później satyryk nie oszczędził też królewskiego miasta - nazywając je "Pokrakowem". Swoje złośliwości publikował w kolejnych tomach - m.in. "Małpie zwierciadło" (1902), "Facecje sowizdrzalskie" (1903), "Skotopaski sowizdrzalskie" (1904), "Figliki sowizdrzalskie" (1909) i "Nowe Ateny. Satyra na Wielki Kraków" (1913).

"We wszystkim co pisał widać mistrzostwo językowe. Jako publicysta wprost szalał, tworzył kunsztowne kalambury, budował całe szeregi drwin, inwektyw, wyzwisk. Całe wiązanki epitetów, które robiły z niego bardzo niebezpiecznego publicystę i prowokowały do oznak nienawiści czy odtrącenia – mówił prof. Andrzej Makowiecki, historyk literatury polskiej w audycji z cyklu "Biografie niezwykłe" (Polskie Radio, 2004).

Najważniejsze komedie i dramaty napisane przez Nowaczyńskiego to: "Car Samozwaniec" (1908), "Wielki Fryderyk" (1910), Cyganeria warszawska" (1912) "Wiosna narodów w cichym zakątku" (1929) i "Komedia amerykańska" (1931). Drogę na scenę utorował Nowaczyńskiemu Ludwik Solski, który jego "dramaty historyczne osobiście adaptował" - podaje Encyklopedia Teatru Polskiego. W informacji podkreślono, że "nieprzypadkowo też swoje najsławniejsze role" zagrał Solski właśnie m.in. w utworach Nowaczyńskiego - tytułowe w "Carze Samozwańcu" (1908 i 1919) i "Wielkim Fryderyku" (1909, 1919, 1927, 1930, 1935 i 1936).

"Zobaczyłem Adolfa Nowaczyńskiego po raz pierwszy w Krakowie, i gdy przyjechał z odczytem, wysławiającym młody faszyzm włoski. Część słuchaczy witała takie poglądy z zadowoleniem, studenci niechętnie przyjmowali niewczesnego wielbiciela Mussoliniego. Nowaczyński już się był wówczas przesunął na pozycje zażartego endeka, nacjonalisty, zachwyconego rózgami liktorskimi i olejem rycynowym" - wspominał "Jaszcz".

"Współtworzył młodopolską bohemę, brał udział w zaproszeniu Stanisława Przybyszewskiego do Krakowa. Popierał Stanisława Brzozowskiego w debacie przeciwko Henrykowi Sienkiewiczowi, który kreował polskie mity. Walczył w Legionach Piłsudskiego" - przypomniał w skrócie losy Nowaczyńskiego Jacek Cieślak w artykule pt. "Potwór dla naszych przodków" ("Rzeczpospolita", 2018). "Przed wojną stał się entuzjastą włoskiego faszyzmu. Gorzką lekcję niemieckiego odebrał w okupowanej Warszawie, umierając na miesiąc przed powstaniem warszawskim. Jako endek po wojnie długo nie był wystawiany" - dodał.

Na powojenne polskie sceny Adolf Nowaczyński powrócił za sprawą Stanisława Hebanowskiego, który wyreżyserował "Cyganerię Warszawską" - premiera miała miejsce 1 lutego 1975 roku w gdańskim Teatrze Wybrzeże.

"Wielkiego Fryderyka" po wojnie wystawił jako pierwszy Kazimierz Dejmek w łódzkim Teatrze Nowym - premiera odbyła się 13 lutego 1977 roku. W tym samym roku 13 sierpnia w stołecznym Ateneum miał miejsce pierwszy spektakl w reżyserii Józefa Grudy - głośny ze względu na kreację Jana Świderskiego w roli tytułowej i powtórzony w Teatrze Telewizji 26 października 1981 roku.

"Poza specjalnie zainteresowanymi, dzisiejszej młodzieży nazwisko Nowaczyński Adolf mówi niewiele albo zgoła nic. Głośny przed wojną literat i dziennikarz, niezwykle pracowity i płodny, operujący wieloma gatunkami literackimi, dziś zapomniany jest również przez starsze pokolenie. Dopiero 32 lata po wojnie teatr zdecydował się wystawić najgłośniejszy ongiś dramat tego autora pt. "Wielki Fryderyk"" - pisał eufemistycznie o premierze w Ateneum recenzent "Sztandaru Młodych Jan Piasecki.

Zdecydowanie dosadniej ocenił nieobecność Nowaczyńskiego - i nie tylko jego - w peerelowskiej przestrzeni kulturalnej 9 lat wcześniej Stefan Kisielewski 29 lutego 1968 roku podczas zebrania w Związku Literatów Polskich. "Byłoby oczywiście rzeczą śmieszną, gdybyśmy dzisiaj mówili tylko o sprawie "Dziadów". Ja bym tak drastycznie mógł powiedzieć, że jeśli ktoś przez 22 lata dostaje po gębie i nagle w 23 roku się obraził — to jest coś dziwnego" powiedział. "Spośród poetów Skamandra PRL przejął tylko Iwaszkiewicza, Tuwima i Słonimskiego, ale zniknęli emigranci Kazimierz Wierzyński i Jan Lechoń. Usunięto z polskiej literatury Miłosza i Gombrowicza, nie istnieje krakowska szkoła historyczna z Szymonem Askenazym i Józefem Szujskim, a czarną dziurę zapadł się Marian Kukiel, nie ma Stanisława Kota ani Adolfa Nowaczyńskiego. Zamiast prawdziwej historii dzieci uczą się w szkole zupełnych bzdur. Dyrygowanie cenzurą jest aktem wandalizmu" - zrelacjonował Kisiela Mariusz Urbanek ("Kisielewscy" 2006). "To dowód skandalicznej dyktatury ciemniaków, wyposażonych w monopolistyczną władzę" - podsumował Kisiel.

Ostatniej adaptacji "Wielkiego Fryderyka" - z Janem Peszkiem w roli tytułowej - dokonał Jan Klata w poznańskim Teatrze Polskim - premiera odbyła się 5 maja 2018 roku.

"Było to nad Bałtykiem" z 1916 roku trafiło do Teatru Polskiego Radia w reżyserii Andrzeja Zakrzewskiego (2001) by dziesięć lat później stać się - pod tytułem "Wilkommmen w Zoppotach" stać się spektaklem w Teatrze Wybrzeże wyreżyserowanym przez Adama Orzechowskiego.

"Komedia amerykańska" odnalazła się po wojnie jedynie w Teatrze Telewizji wyreżyserowana przez Juliusza Machulskiego - premiera odbyła się 28 września 199 roku.

"Powrót sztuk Nowaczyńskiego do repertuaru naszych teatrów wydaje się być trwały" - przewidywał "Jaszcz" w 1977 roku. "I trzeba powiedzieć: te sztuki - niemożliwie rozgadane, pisane na fali popularności "powieści scenicznych", teatru epickiego - zawierają jednak (większość z nich) tyle materii dramaturgicznej i treści politycznej, że da się z nich wycinać widowiska barwne i mogące także dzisiejszego widza w niejednym zafrapować, pobudzić do myślenia, owocnego nawet gdy sprzeciwia się tezom autora" - ocenił. "Bo każda sztuka Nowaczyńskiego wymaga starannej obróbki i nielitościwych skreśleń tego wszystkiego co dziś zwietrzałe, naiwne i odpychające. Robota to mozolna. Podołał jej przed wojną Schiller, a po wojnie - w znacznej mierze - Hebanowski. Józef Gruda w teatrze Ateneum osiągnął też sukces swoim "Wielkim Fryderykiem", choć bez kreacji Jana Świderskiego w roli tytułowej byłby to sukces połowiczny" - dodał.

Adolf Nowaczyński zmarł 3 lipca 1944 roku w Warszawie w wieku 68 lat. "Umarł tuż przed powstaniem, jego trumnę nieśli przyjaciele m.in. stary Solski, który wtedy miał Bóg wie ile lat" - napisał Kisiel w "Abecadle".

Paweł Tomczyk (PAP)

pp/