Pytany przez wiceszefa sejmowej komisji Bartosza Romowicza (Polska 2050-TD) Soboń zaznaczył, że z dotychczasowych prac komisji można wyciągnąć dwa wnioski dotyczące jego roli w sprawie organizacji wyborów korespondencyjnych.
"Tam, gdzie kwestie dotyczyły kwestii formalnych, czyli kwestii finansowania, umowy, decyzji, czegokolwiek, rzeczywiście świadkowie zgodnie zeznają, że ja byłem kimś w rodzaju listonosza, czyli mając dobre relacje zarówno z panem ministrem (b. wicepremierem, szefem MAP Jackiem Sasinem - PAP), jak i z prezesami Poczty Polskiej (...) przekazywałem informacje. I o tym świadkowie zeznają. To jest po pierwsze" - powiedział Soboń.
"Po drugie, tam gdzie świadkowie chcieli załatwiać sprawy formalne, czyli na przykład kwestie umowy, to prezesi Poczty Polskiej doskonale wiedzieli, że adresatem spraw formalnych nie jestem ja, tylko te kwestie załatwia się z ministrem aktywów państwowych" - dodał.
Dopytywany, czy to oznacza, że przekazywał polecenia Sasina prezesom Poczty Polskiej Soboń zaprzeczył. "Nie, i zgodnie świadkowie to podkreślają. Nie ma w zeznaniach świadków tego typu sugestii" - stwierdził b. wiceszef MAP. Zaprzeczył też, by brał udział "w nieformalnym procesie wyboru nowego prezesa Poczty Polskiej", którym został Tomasz Zdzikot. Podał też, że nie zajmował się szacowaniem kosztów organizacji wyborów.
Były wiceminister aktywów państwowych powtórzył też, że w sprawie organizacji wyborów korespondencyjnych "nie był decydentem politycznym".
"Nie uczestniczyłem w żadnych decyzjach politycznych w tym zakresie, ani co do kampanii wyborczej, w wyborach prezydenckich, ani co do kwestii legislacyjnych, ani żadnych innych kwestii. Nie to było moją rolą" - mówił Soboń. Jak zaznaczył, w sprawach, o które pyta go sejmowa komisja, czyli w kwestii wyborów korespondencyjnych, nie miał powierzonych żadnych zadań.
Były wiceszef MAP wyraził też przekonanie, że byłoby czymś dramatycznym dla Polski i jej obywateli, gdyby w sytuacji epidemii nie udało się w konstytucyjnym terminie wybrać prezydenta Rzeczypospolitej. "Jeśli ten proces legislacyjny zostałby przerwany i nie można byłoby zadbać nie tylko o zdrowie Polaków w okresie epidemii, ale także na przykład o utrzymanie zatrudnienia i płynności w przedsiębiorstwach, nie można byłoby zadbać o to, aby polska gospodarka odbiła tak jak to się stało zaraz po okresie epidemii" - tłumaczył Soboń.
Były wiceminister zwrócił też uwagę, że przyjmowane w marcu i kwietniu 2020 r. przepisy dotyczące wyborów korespondencyjnych nie były optymalne. Wyjaśnił, że weryfikacja wszystkich skutków przepisów, które są przyjmowane przez parlament, wymaga czasem wiedzy eksperckiej. "Głosując za tą ustawą nie miałem wyobraźni co do wszystkich jej skutków, takich praktycznych skutków w realizacji tej ustawy" - dodał. (PAP)
mar/