"Rozpocząłem już podróż powrotną po moim pobycie na obczyźnie" - ogłosił w środę Puigdemont w mediach społecznościowych, informując, że chce dotrzeć na zaplanowaną na czwartek debatę w parlamencie Katalonii w Barcelonie. Będzie ona dotyczyć powołania katalońskiego rządu, kierowanego przez szefa regionalnych struktur socjalistów (PSC) Salvadora Illę.
"Muszę tam być i chcę tam być" - oznajmił Puigdemont, który w kwietniu br. przeniósł się z Belgii do francuskiej miejscowości Elna. 12 maja wywalczył mandat w wyborach do parlamentu Katalonii.
Według cytowanych przez media przedstawicieli hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości, po wjeździe Puigdemonta na terytorium Hiszpanii istnieje duże prawdopodobieństwo zatrzymania go przez policję. Separatystyczny polityk również ma świadomość ryzyka aresztowania, o czym kilkakrotnie wspominał w mediach społecznościowych.
Wprawdzie w maju br. Kongres Deputowanych, niższa izba parlamentu Hiszpanii, zatwierdził ustawę o amnestii dla katalońskich separatystów, ale - jak deklarują sędziowie prowadzący sprawy przeciwko Puigdemontowi - ta amnestia nie obejmie byłego premiera.
Jedno z dochodzeń, prowadzone pod kryptonimem "Voloh", bada związki katalońskich separatystów z Kremlem. Z ustaleń śledztwa wynika, że to właśnie Rosja sfinansowała ucieczkę i pobyt Puigdemonta w Belgii. Wyjechał on z Katalonii pod koniec października 2017 roku, krótko po referendum niepodległościowym i nieudanej próbie ogłoszenia niepodległości tego regionu.
Zatrzymanie Puigdemonta może doprowadzić do kryzysu politycznego w Hiszpanii, gdyż kierowana przez niego partia Razem dla Katalonii (Junts) jest kluczowa dla utrzymywania się u władzy trzeciego rządu Pedro Sancheza. To właśnie dzięki głosom siedmiu posłów separatystycznej Junts gabinet ten otrzymał 16 listopada 2023 roku wotum zaufania od Kongresu Deputowanych i przejął władzę w Hiszpanii.
Marcin Zatyka (PAP)
sma/