Reprezentacja Polski w to stulecie wkraczała z Jerzym Engelem w roli selekcjonera. Początki były znakomite - przez eliminacje mistrzostw świata 2002 do Korei Południowej i Japonii biało-czerwoni przeszli jak burza. Do Azji kadra udawała się z wielkimi nadziejami, czego nie ukrywał sam selekcjoner.
Porażki 0:2 z Koreą Południową i 0:4 z Portugalią sprawiły jednak, że już po dwóch spotkaniach jego podopieczni stracili szansę wyjścia z grupy. Na pocieszenie, w meczu o "honor" i w mocno zmienionym składzie, pokonali USA 3:1, a po powrocie do kraju ówczesny selekcjoner przestał pełnić tę funkcję.
"Rozwiązaliśmy kontrakt z trenerem Engelem ze skutkiem od 1 lipca. Szkoleniowiec to zaakceptował, a zawodnicy potwierdzili. Założenia nie zostały zrealizowane, a za to odpowiedzialny jest selekcjoner" - poinformował 21 czerwca 2002 roku Michał Listkiewicz, będący wtedy prezesem PZPN.
Engela zastąpił ówczesny wiceprezes Zbigniew Boniek, ale wytrwał na stanowisku trenera kadry niespełna pół roku. Sam zrezygnował - w dość tajemniczych okolicznościach - na początku grudnia 2002 roku.
Wkrótce potem funkcję selekcjonera powierzono Pawłowi Janasowi. Na Euro 2004 w Portugalii drużynie narodowej nie udało się awansować, ale zakwalifikowała się do mistrzostw świata 2006 w Niemczech. Mundial okazał się jednak wielkim rozczarowaniem. Biało-czerwoni przegrali dwa pierwsze mecze (0:2 z Ekwadorem, 0:1 z Niemcami) i jako pierwsi stracili szansę awansu do 1/8 finału. Na koniec pokonali Kostarykę 2:1 i wrócili do domów.
Listkiewicz zachował się bardzo dyplomatycznie wobec Janasa, ale dziennikarze i kibice nie byli tak wyrozumiali. Kadrę i ówczesnego selekcjonera spotkała bardzo duża krytyka.
"Bardzo wysoko oceniamy pracę trenera Janasa" - powiedział prezes Listkiewicz na konferencji prasowej 11 lipca 2006 roku, po posiedzeniu zarządu PZPN, informując o zakończeniu współpracy z dotychczasowym selekcjonerem i podpisaniu kontraktu z Leo Beenhakkerem.
"Otwieramy dziś nowy rozdział w historii polskiego futbolu. Udało nam się namówić do współpracy szanowanego w świecie piłkarskim i utytułowanego trenera. Wierzę, że Beenhakker wprowadzi nową jakość do polskiego futbolu" - dodał Listkiewicz
Holender w świetnym stylu, mimo trudnej grupy (m.in. z Portugalią, Serbią i Belgią), awansował na mistrzostwa Europy 2008 w Austrii i Szwajcarii. Turniej znów okazał się jednak rozczarowaniem dla polskich kibiców. Biało-czerwoni przegrali z Niemcami 0:2, zremisowali z Austrią 1:1 i na koniec ulegli grającej w mocno rezerwowym składzie Chorwacji 0:1.
Po Euro doświadczony szkoleniowiec pozostał na stanowisku, jako pierwszy w kadrze Polski po wielkim turnieju w XXI wieku.
Jesienią 2008 roku doszło jednak do zmiany na stanowisku prezesa PZPN - następcą Listkiewicza został Grzegorz Lato. W miarę upływu czasu relacje nowych władz federacji z selekcjonerem były coraz bardziej napięte. Ostatecznie, pod koniec nieudanych eliminacji MŚ 2010, Holender przestał pełnić swoją funkcję.
Prezes Lato tuż po porażce 0:3 ze Słowenią w Mariborze poinformował, że był to ostatni mecz Holendra w roli trenera kadry. Swoją decyzję ówczesny szef federacji przekazał najpierw mediom, o co Holender miał do niego duże pretensje. Dlatego nie stawił się na zaproszenie w siedzibie PZPN w połowie września 2009 roku.
"Trener wykonał kawał dobrej roboty w polskim futbolu. Wywalczył historyczny awans do ME, w związku z tym dostał szansę. Teraz jednak widać, że coś się wypaliło między nim i drużyną, a także PZPN" - przyznał już na spokojnie Lato na Okęciu po powrocie ze Słowenii.
W pozostałych dwóch spotkaniach eliminacyjnych kadrę prowadził Stefan Majewski.
Później nastała era Franciszka Smudy. Na Euro 2012 Polacy nie musieli się kwalifikować, ponieważ jako współgospodarze turnieju mieli zapewniony udział. Występ znów okazał się nieudany - dwa punkty w grupie po remisach 1:1 z Grecją i Rosją w Warszawie oraz porażce 0:1 z Czechami we Wrocławiu.
"Rozmawiałem z trenerem Smudą. Jego kontrakt kończy się 31 sierpnia. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że wypłacam mu wszystkie pensje i należności obowiązujące do wygaśnięcia umowy. I już teraz rozpoczynamy procedury zmierzające do wyboru nowego selekcjonera" - przyznał 19 czerwca 2012 roku prezes Lato.
Niespełna miesiąc później następcą Smudy został Waldemar Fornalik.
Znany z solidnej pracy w klubach szkoleniowiec nie zdołał awansować na mistrzostwa świata 2014 i kolejny prezes PZPN, Zbigniew Boniek, powierzył obowiązki selekcjonera Adamowi Nawałce.
Potwierdziła się wówczas niepisana zasada, że to niedobrze dla wszystkich stron, gdy prezes PZPN dostaje selekcjonera "w spadku" po swoim poprzedniku. Fornalika mianował Lato, a zwolnił Boniek.
Mimo pierwszych niepowodzeń w meczach towarzyskich Nawałka zbudował silną reprezentację, która awansowała na Euro 2016 we Francji. Tam dotarła do ćwierćfinału, przegrywając w rzutach karnych z późniejszym triumfatorem - Portugalią.
Nic więc dziwnego, że Nawałka pozostał na stanowisku. Później doprowadził kadrę do awansu na mistrzostwa świata 2018 w Rosji, ale ten turniej okazał się piłkarską klapą.
Po porażkach 1:2 z Senegalem i 0:3 z Kolumbią Polacy stracili szansę awansu. Na koniec fazy grupowej pokonali Japonię 1:0, ale mecz przeszedł do historii głównie z powodu ostatnich minut, gdy Japończycy - których taka porażka premiowała do fazy pucharowej - podawali piłkę między sobą.
Po powrocie do Polski Boniek i Nawałka spotkali się, aby omówić dalsze plany. Ostatecznie uznano, że ich drogi się rozejdą, o czym ówczesny selekcjoner poinformował na konferencji prasowej 3 lipca 2018 roku.
"Każdy dzień pracy z reprezentacją był piękną przygodą i wielkim przeżyciem. Jednak pewien etap się zakończył, pewna formuła się wyczerpała i z pełną odpowiedzialnością podjąłem decyzję o pożegnaniu z reprezentacją" - powiedział Nawałka.
A Boniek dodał wówczas w rozmowie z dziennikarzami: "Jeśli mam być szczery, uważam, że Adam podjął dobrą decyzję (...). Jako jedyny selekcjoner zakończył tę pracę mocniejszy w chwili rozstania niż w chwili przyjścia".
Nowym selekcjonerem został Jerzy Brzęczek. Awansował bez kłopotów z teoretycznie niezbyt mocnej grupy na Euro 2020, ale turniej z powodu pandemii został opóźniony o rok.
Jesienią 2020 roku Brzęczek utrzymał kadrę w najwyższej dywizji Ligi Narodów, lecz wyjazdowe porażki z Holandią 0:1 i Włochami 0:2, na dodatek w kiepskim stylu, sprawiły, że na kadrę i selekcjonera spadła fala krytyki.
Mimo tego niespodzianką była decyzja Bońka o zmianie selekcjonera, a zwłaszcza czas jej podjęcia - styczeń 2021, czyli pięć miesięcy przed opóźnionymi ME.
"Za kadencji Brzęczka, poza problemem sportowym, było kilka innych problemów i w tej sytuacji obowiązkiem prezesa PZPN było nie bać się podjąć decyzji" - przyznał później Boniek.
Miejsce Brzęczka zajął w styczniu 2021 roku Paulo Sousa. Podczas pierwszych wideokonferencji prasowych było sporo chęci, uśmiechów i wzniosłych słów.
"Jestem zaszczycony i dumny, że zostaję trenerem polskiej drużyny narodowej. Polska to kraj futbolu i jestem pewien, że wasz entuzjazm dostarczy nam siły, wsparcia, wiary i razem będziemy mogli powalczyć w mistrzostwach Europy" - mówił Portugalczyk w materiale wideo, zanim jeszcze przyleciał do Polski.
Na Euro biało-czerwoni odpadli już po fazie grupowej. W trzech spotkaniach wywalczyli jeden punkt. Na inaugurację ulegli niespodziewanie Słowacji 1:2, następnie zremisowali z Hiszpanią 1:1 i przegrali ze Szwecją 2:3.
Mimo braku awansu do 1/8 finału Boniek nie zwolnił Portugalczyka. Sousa miał wciąż ważny kontrakt z PZPN, poza tym ówczesny szef federacji kończył swoją pracę, bo nie mógł ubiegać się o trzecią kadencję z rzędu. 18 sierpnia 2021 prezesem związku został Cezary Kulesza.
Koniec kontraktu Sousy z PZPN zależał od wyników Polaków w walce o awans do mistrzostw świata 2022. Zespół zajął drugie miejsce w grupie eliminacyjnej i wystąpił w barażach, więc umowa szkoleniowca automatycznie przedłużała się do tego czasu.
Portugalczyk jednak jej nie wypełnił, bowiem pod koniec grudnia 2021 poinformował Kuleszę, że chce rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt z powodu oferty z Flamengo Rio de Janeiro. Jak przyznał wówczas prezes PZPN, to "skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera".
Sousa postawił na swoim, rozstał się z kadrą i poleciał pracować do Brazylii. Tam nie zagrzał zbyt długo miejsca, a obecnie - z całkiem niezłym skutkiem - trenuje włoską Salernitanę.
Jego miejsce w reprezentacji Polski zajął specjalista od "pożarów" Czesław Michniewicz. Szybko zabrał się do pracy i zrealizował wszystkie postawione przed nim cele. Najpierw - w marcu 2022 - awansował na mundial. Półfinału barażowego nie musiał grać po wykluczeniu Rosji, a w finale tej "ścieżki" wygrał w Chorzowie ze Szwecją 2:0.
Utrzymał również kadrę w najwyższej dywizji Ligi Narodów, co ma dla niej ogromne znaczenie pod kątem ewentualnej walki w marcowych barażach o awans na Euro 2024.
Na mundialu w Katarze Polska wyszła z grupy, a w 1/8 finału przegrała z Francją 1:3. Sporo wątpliwości wzbudził jednak defensywny styl biało-czerwonych w fazie grupowej, w której zremisowali z Meksykiem 0:0, wygrali z Arabią Saudyjską 2:0 i przegrali z Argentyną 0:2.
Jeszcze bardziej na niekorzyść Michniewicza działała tzw. afera premiowa i - jak szeroko informowały media - nieporozumienia w drużynie przy podziale ewentualnej premii.
Michniewicz zaprzeczał informacjom dziennikarzy, ale doniesienia o kiepskiej atmosferze w kadrze i wokół niej mocno popsuły wizerunek reprezentacji, który i tak nie był najlepszy w poprzednich latach.
Kulesza postanowił więc wybrać trenera z nazwiskiem i wielkimi sukcesami, aby uciszyć wzburzoną opinię publiczną. Nie wszyscy wolni na rynku szkoleniowcy garnęli się do pracy w PZPN. Ostatecznie wybór padł na Fernando Santosa, który z reprezentacją Portugalii wygrał mistrzostwa Europy (2016) i Ligę Narodów (2019), a wcześniej prowadził Greków.
"To był trudny wybór, ale wybraliśmy najlepszego możliwego selekcjonera" - podkreślił Kulesza 24 stycznia 2023 roku, przedstawiając oficjalnie Santosa na konferencji.
Koniec tak pięknie zapowiadającej się historii nastąpił wyjątkowo szybko. Trzy porażki w pięciu meczach teoretycznie łatwej grupy eliminacji Euro 2024, w tym wyjazdowe 2:3 z Mołdawią i 0:2 z Albanią, a także m.in. brak postępów w grze reprezentacji sprawiły, że w środę władze PZPN rozstały się z prawie 69-letnim Portugalczykiem.
Nazwisko jego następcy może być ogłoszone w okolicach 20 września. To będzie piąty selekcjoner biało-czerwonych w ciągu niespełna trzech lat.
Jak wielu jego poprzedników, dostanie kadrę pokaleczoną, rozbitą. I podobnie jak inni w przeszłości, tylko dobrymi wynikami będzie mógł oczyścić atmosferę wokół niej.
Autor: Maciej Białek (PAP)
kw/