"Gdy UE i wiele państw zawiesiły połączenia lotnicze do Rosji, Helsinki w sposób naturalny stały się kluczowym punktem na szlaku na Wschód. W praktyce granicę można przekroczyć jedynie drogą lądową" – zauważył w rozmowie z PAP komandor Kimmo Ahvonen z fińskiej straży granicznej. Jak dodał, niemal wprost ze stołecznego lotniska wiedzie dobrej jakości autostrada do przejścia granicznego w Vaalimaa (położonego niespełna 200 km od Helsinek i około 220 km od Petersburga).
Fiński rząd, powołując się na "zagrożenie bezpieczeństwa narodowego", po raz pierwszy zamknął granicę pod koniec listopada br., gdy do fińskich punktów kontroli w ciągu kilku tygodni dotarło kilkuset azylantów z krajów trzecich, głównie pochodzących z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Po dwóch tygodniach, tj. w połowie grudnia, granicę otwarto. Udostępniono wysunięte najbardziej na południe przejście w Vaalimaa oraz drugie - w Niirala w Karelii (na trasie wiodącej w stronę rosyjskiego Pietrozawodska).
Poprzez podniesienie szlabanów granicznych, w tym na kluczowym przejściu na południu, Finlandia chciała podarować "gwiazdkowy prezent" – komentowano w "Ilta-Sanomat". Jak wyjaśniono, dzięki temu obywatele Finlandii i Rosji oraz dyplomaci, w tym zachodni, mogliby w okresie świąt Bożego Narodzenia i na przełomie roku podróżować normalnie, a nie nadrabiać nawet ponad tysiąc kilometrów, jeżdżąc np. przez północną Norwegię. Jak podkreślano w prasie, zachodni dyplomaci naciskali na fiński rząd, by otworzył granicę.
Szefowa MSW Finlandii Mari Rantanen mówiła o "lekko uchylonych drzwiach", ale okazało się, że w ciągu kilkunastu godzin do kraju przybyła "rekordowa" liczba azylantów – łącznie 14-15 grudnia przyjechało ponad 300 osób (wcześniej przybywało średnio po kilkanaście – kilkadziesiąt dziennie).
Według fińskiego rządu działania służb rosyjskich wymusiły ponowne zamknięcie granicy, tym razem do 14 stycznia.
"To wina wasza i NATO" – wykrzykiwano podczas grudniowej demonstracji w Helsinkach na rzecz otwarcia granicy wschodniej. "To przez Putina i Kreml, a nie przez Finlandię" – odpowiadali inni manifestanci.
Jak ocenił "Ilta-Sanomat", "gdyby Rosja Putina myślała bardziej o dobru tych, którzy mają np. podwójne obywatelstwo, a nie o 'własnej zemście' na Finlandii (tj. za przystąpienie do NATO, pomoc Ukrainie i zbliżenie w relacjach z USA - PAP), to powróciłaby do normalnych praktyk granicznych".
Nawet niedopuszczalne działania drugiego państwa nie mogą unieważnić międzynarodowych zobowiązań Finlandii, w tym zakazu deportacji i nieludzkiego traktowania, a także ochrony prawa do życia - podkreślała komisarz praw człowieka Rady Europy Dunja Mijatović w liście do minister spraw wewnętrznych Rantanen. Przedstawicielka organizacji międzynarodowej wyraziła w ten sposób zaniepokojenie zamknięciem granicy z Rosją.
Według szefowej MSW "żadne porozumienie międzynarodowe nie może być umową samobójczą". "Jeśli dalej będzie przyzwolenie na to, że ktokolwiek z jakiegokolwiek miejsca na świecie zdecyduje, że chce przyjechać do Finlandii, oznacza to również, że gdy na naszą granicę dotrze Władimir Putin i poprosi o azyl, to zostanie u nas do końca życia" – mówiła zirytowana Rantanen w programie telewizji Yle, przypominając, że "prawo Finlandii do samostanowienia ma pierwszeństwo przed umowami międzynarodowymi upoważniającymi do azylu".
Obowiązujące obecnie ustawy o straży granicznej i cudzoziemcach wymagają, aby wprowadzane tymczasowo obostrzenia na granicy były odpowiednio uzasadnione, a następnie monitorowane w zależności od rozwoju sytuacji.
"Te przepisy nie przystają do obecnej sytuacji na świecie" – argumentowała w parlamencie wicepremier Riikka Purra, liderka skrajnie prawicowej partii Finowie. Premier Petteri Orpo zapowiedział podjęcie w tej kwestii stosownych kroków legislacyjnych.
Z Helsinek Przemysław Molik (PAP)
kno/