„Chciałem się podzielić tym dopiero, gdy poczułem się na tyle bezpiecznie, żeby ponownie przejść przez ten mroczny czas. Musiałem poczekać, aż będę trzeźwy, z dala od aktywnej choroby alkoholowej i uzależnień. I co najważniejsze, chciałem być pewien, że to pomoże ludziom” – wyjaśnił w wywiadzie dla „People” gwiazdor.
Matthew Perry zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i opiodów
Jego opowieść zaczyna się od momentu, który jest jednocześnie końcem i początkiem. Od dnia, w którym trafił do szpitala po pęknięciu okrężnicy spowodowanej nadmiernym spożywaniem opioidów. Przez dwa tygodnie był w śpiączce, kolejnych kilka miesięcy zajął mu powrót do zdrowia. To było cztery lata temu.
„Lekarze powiedzieli mojej rodzinie, że mam 2 proc. szans na przeżycie” – wspomina, dodając, że w szpitalu został podłączony do ECMO, maszyny wykorzystywanej do pozaustrojowego natleniania krwi. „Tej nocy do ECMO podłączono pięć osób. Tylko ja przeżyłem. Musi być jakiś powód” – wyjawił.
Wspominając początki uzależnienia gwiazdor przyznał, że gdy został obsadzony w serialu, który przyniósł mu największą sławę, potrafił nad tym zapanować. Z biegiem lat jego nałogi zaczęły rosnąc w siłę, choć zdarzały się momenty trzeźwości. W krytycznym momencie aktor dziennie przyjmował nawet 55 tabletek Vicodinu. Schudł tak drastycznie, że nie dało się ukryć, że jest w złej formie.
Perry mógł liczyć na wsparcie "Przyjaciół"
„Koledzy z planu byli wyrozumiali, cierpliwi. Jak pingwiny – gdy jeden osobnik ze stada niedomaga, jest chory lub ranny, reszta go wspiera. Obsada zrobiła dla mnie to samo” – wyznał.
Perry nie chce zdradzać, jak długo jest trzeźwy. Zapewnia jednak, że liczy każdy dzień. O tym, aby dalej trwać w tym stanie, przypominają mu blizny na brzuchu po 14 przebytych operacjach. „To mi ułatwia zachować trzeźwość. Wszystko, co muszę zrobić, to spojrzeć w dół. Mój terapeuta powiedział: 'następnym razem, gdy pomyślisz o tym, żeby zażyć oksykodon, wyobraź sobie noszenie worka okolostomijnego przez resztę swojego życia" - wyjaśnia.
„W książce piszę, że gdybym umarł, ludzie byliby zszokowani, ale nie zaskoczeni. Mam więc nadzieję, że za pośrednictwem tej książki zrozumieją, że ta choroba atakuje wszystkich. Nie ma znaczenia to, czy odnosisz sukcesy, czy nie. Choroby to nie obchodzi” – dodał, podkreślając, że jego historia niesie nadzieję. "W końcu ciągle tu jestem”. (PAP Life)
mmi/