"Inaczej niż podczas poprzednich wizyt prezydentów USA w strefach wojny, jak w Iraku czy Afganistanie, na miejscu - na Ukrainie - USA nie są obecne militarnie", stąd wizyta Bidena była jeszcze większym wyzwaniem" - powiedziała dyrektor ds. komunikacji Białego Domu Kate Bedingfield.
"Wizyta prezydenta USA w tego rodzaju aktywnej strefie wojny jest historyczna i bezprecedensowa" - podkreśliła. Jak dodała, była to też podróż "skomplikowana logistycznie i trudna".
"Była to historyczna wizyta, która współcześnie nie ma precedensu; prezydent Stanów Zjednoczonych odwiedził stolicę kraju będącego w stanie wojny, gdzie armia amerykańska nie kontroluje infrastruktury krytycznej" - podkreślił doradca Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Towarzyszył on prezydentowi w podróży do Kijowa.
Briefing przedstawicieli Białego Domu odbył się drogą telefoniczną. Wcześniej Sullivan powiedział mediom, że władze Rosji zostały powiadomione o wizycie prezydenta Bidena w Kijowie na kilka godzin przed jego wyjazdem do ukraińskiej stolicy.
Zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jon Finer podkreślił na briefingu, że również liczebność personelu ambasady USA w Kijowie jest niewielka w porównaniu z Irakiem czy Afganistanem. "Wyjątkowo nieliczna była także ekipa towarzysząca prezydentowi. Składała się w zasadzie z garstki najbliższych współpracowników, małego zespołu medycznego, fotografa i jednostki bezpieczeństwa" - powiedział Finer.
Podkreślił, że wizyta była "skrupulatnie planowana od miesięcy" przez administrację i służby bezpieczeństwa, przy czym w każdym z resortów w plany te wtajemniczona była niewielka grupa ludzi. Ściśle współpracowano przy tym z "najwyższymi szczeblami" władz ukraińskich - dodał Finer. (PAP)
mar/