Sport i macierzyństwo. Nasza sprinterka opowiedziała nam o drugim rozdziale kariery

2023-03-02 15:34 aktualizacja: 2023-03-02, 15:53
Marika Popowicz-Drapała. Fot. PAP/Adam Warżawa
Marika Popowicz-Drapała. Fot. PAP/Adam Warżawa
"Mój czteroletni synek jest moim małym medalem olimpijskim" - powiedziała PAP Marika Popowicz-Drapała. Sprinterka godzi najważniejszą w życiu rolę matki z zawodowym sportem. Podczas HME w Stambule może napisać kolejny rozdział pięknej historii — tym razem w sztafecie 4x400 m.

Marika Popowicz-Drapała to specyficzna debiutantka w składzie sztafety 4x400 m. Sprinterka — dotychczas biegająca 100 i 200 m - może napisać piękną historię w Stambule na nieco ponad miesiąc przed 35. urodzinami.

Zawodniczka od lat związana z Bydgoszczą ma za sobą udany powrót do sportu po ciąży i urodzeniu dziecka. Dwa brązowe medale mistrzostw Europy na stadionie zdobyła w 2010 i 2021 roku, a trzeci — srebrny - dołożyła rok temu w Monachium.

"Czy spodziewałam się, że po urodzeniu dziecka uda mi się napisać fajny drugi rozdział kariery? Na pewno mocno w to wierzyłam. Wierzyłam bowiem w dziewczyny, w te 'młode czarownice', jak je żartobliwie nazywałam. Ufałam, że razem możemy stworzyć coś fajnego. Sport napisał w Monachium taką historię, jaką napisał. Spotkały się tam młodość i doświadczenie. Zapisałyśmy się wówczas w historii. Poczułam takie zwieńczenie i uzmysłowiłam sobie, że warto było poświęcić się temu i podjąć ten wysiłek" - powiedziała PAP Popowicz-Drapała.

Na co dzień musi godzić dwie role, które dla wielu wydają się nie do pogodzenia. Jest mamą czterolatka, ale i zawodowym sportowcem na najwyższym poziomie.

"Bycie mamą i sportowcem na pełen etat, to są — tak sądzę — rzeczy do końca nie do pogodzenia. Jestem już na takim etapie, że to zrozumiałam. Bardzo bym chciała być najlepszym sportowcem, ale mam synka, który czeka na mnie w domu. Śmieję się, że on jest moim małym medalem olimpijskim" - powiedziała wyraźnie wzruszona.

Popowicz-Drapała zrozumiała, że dla dziecka jest i zawsze będzie najlepszą mamą.

"Widzę teraz, jak on przeżywa moje starty, na przykład, gdy nie wygrywam, a przywożę brązowy medal. Przed mistrzostwami Polski powiedział mi jednak — sam z siebie — piękną rzecz, że i tak jest ze mnie bardzo dumny i mnie kocha, a ja nie muszę wygrywać. To cudowne słyszeć to od czterolatka. Ja staję na starcie i wiem, że już nic nie muszę" - przyznała szczerze.

Podkreśliła, że jest "sportowcem spełnionym". Teraz staje w blokach nie z musu, ale dlatego, że nadal po prostu bardzo chce.

W Stambule ma wesprzeć osłabioną brakiem m.in. Natalii Kaczmarek i Justyny Święty-Ersetic sztafetę 4x400 m.

"Staram się pokazywać dziewczynom, kobietom, że można pogodzić bycie mamą i sportowcem. To nie jest jednak tak do końca, że zawsze mi się udaje. Jest to jednak do zrobienia. Ja wyszłam z takiego założenia, że szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko. To może taki frazes, ale naprawdę tak jest. Jak miałabym go motywować, pokazywać świat, jeżeli bym spoczęła na laurach. Chcę robić to, co kocham, realizować się w tym i spełniać. Mam nadzieję, że kiedyś — motywując też jego do działania i przeżywania życia na własnych warunkach — on będzie wiedział, iż jego mama robiła to, co kochała, spełniała się. On — tak sądzę — będzie chciał tego samego" - mówiła z pasją w głosie Popowicz-Drapała.

Wyjaśniła, że jej powrót do sportu na najwyższym poziomie nie byłby możliwy bez ogromnego wsparcia rodziny. Jej pobyt na zawodach czy obozach wymaga bowiem ogromnej logistyki.

"Teraz gdy jestem w Stambule, za mną jest cały sztab. Oprócz taty Ignasia poruszona jest babcia. Ignacy ma zorganizowany cały czas. Nie ukrywam jednak, że od momentu, gdy zostałam mamą, biją się we mnie dwa wilki. Jeden, który chce się realizować, spełniać i robić wszystko na 100 procent jako sportowiec, i drugi, czyli wilczyca, która chciałaby być ze swoim dzieckiem. Żartuję sobie, że mam wieczne wyrzuty sumienia. Gdy jestem na obozie, to mam wyrzuty, że nie jestem w tym momencie z dzieckiem. Gdy jemu poświęcam 110 procent, to mam wrażenie, że zaniedbuję nieco swoją pracę. Sztuką jest znalezienie balansu. Nie trzeba być wszędzie najlepszym, bo się nie da" - podkreśliła.

Przyznała, że już to doskonale rozumie i po prostu chce być dobra w obu sferach. Doświadczona sprinterka powiedziała PAP o sile i mocy zespołu 4x400 m.

"Teraz jest taka retoryka, że wszyscy mówią o medalach, po które jadą. Ja nigdy taka nie byłam. Może się wydawać, że sztafeta jest osłabiona, ale my jako zmienniczki będziemy chciały się pokazać z jak najlepszej strony. Bardzo wierzymy w stworzenie fajnego kolektywu, zbudowanie czegoś fajnego. Powiedziałam już Ani Kiełbasińskiej, że ja na pewno zostawię serce na bieżni, a w jakim stopniu to coś da? Zobaczymy" - podsumowała debiutantka w składzie seniorskiej sztafety 4x400 m. (PAP)

Ze Stambułu Tomasz Więcławski

gn/