W środę zakończył się dwudniowy szczyt NATO, który odbył się w Wilnie. Państwa Sojuszu w przyjętym we wtorek komunikacie potwierdziły decyzję ze szczytu w Bukareszcie w 2008 r., że Ukraina zostanie członkiem NATO. Uznały też, że droga Ukrainy do NATO nie wymaga już Planu Działań na rzecz Członkostwa (Membership Action Plan - MAP).
Jan Piekło, zapytany przez PAP.PL o ocenę szczytu wskazał, że "brakowało tam słowa, że Ukraina jest traktowana, jako kandydat do członkostwa w NATO".
"Zostało to gdzieś wymazane albo uniknięto tego sformułowania ze względu na niebezpieczeństwo, że to może doprowadzić do konsekwencji, które narażą Sojusz na bezpośrednią konfrontację z Rosją" - powiedział Piekło. Zauważył jednak, że Ukraina powinna być usatysfakcjonowana rezultatami szczytu, ponieważ zyskała gwarancje dalszego wsparcia ze strony NATO. „Ukraina dostała sporo i myślę, że w Kijowie powinna być pewna satysfakcja z tego szczytu" - ocenił.
Zdaniem byłego dyplomaty wiele zyskały także państwa bałtyckie i Polska. „Wybrzmiało, że były kraje, które przewidywały, co się może stać (ze strony Rosji - przyp. PAP) i że te kraje są bardzo ważnym frontem wschodnim NATO, który został jeszcze bardziej wzmocniony przez członkostwo Finlandii i rychłe członkostwo Szwecji" - zaznaczył.
"Wileński szczyt wywołał reakcję w Rosji. Były prezydent Miedwiediew już zagroził atakiem nuklearnym. Jedyne, co w tej chwili Moskwie pozostało, to jest szantaż nuklearny. Putin traci kontrolę nad krajem i nie wiadomo, co się dalej stanie. Nie jest wykluczone, że bardzo niedługo po tym szczycie NATO dojdzie do jakiegoś nadzwyczajnego szczytu, który będzie musiał reagować na tę sytuację, która się być może wydarzy niedługo w samej Rosji" - przewidywał Piekło.
Autorka: Anna Nartowska
an/ jos/