W niedzielę wieczorem lubuska straż pożarna poinformowała, że działania gaśnicze w Przylepie, gdzie paliła się hala, w której składowane były substancje chemiczne zakończyły się. Mimo to miejsce przez całą noc dozorowali strażacy. W trwającej od soboty akcji gaśniczej brało udział ok. 200 strażaków - w szczycie akcji blisko 80 zastępów, a średnio ok. 60 zastępów rotacyjnie.
"Nigdy ani przez moment nie było zagrożenia dla życia i zdrowia mieszkańców w kontekście ewakuacji. Nie było w tym zakresie żadnych zaniedbań" - zapewnił minister w poniedziałek w wieczornym wywiadzie dla TVP.
"W tak trudnych i dramatycznych sytuacjach należy zachować zimną krew, należy działać odpowiedzialnie" - dodał. Zapewnił, że Państwowa Straż Pożarna cały czas kontrolowała sytuację, było też wsparcie wojska i odpowiedni sprzęt do badania jakości powietrza.
"Nie było nigdy żadnego zagrożenia. Nikt nie ryzykował życiem naszych mieszkańców. Nikt by tego nie zrobił" - zapewnił szef MSWiA.
Zapowiedział, że teraz czas na badanie, dlaczego do tej sytuacji doszło, mimo, że w 2019 r. policja zatrzymała kilkanaście osób w związku z tym nielegalnym wysypiskiem i dlaczego nie wyciągnięto konsekwencji wobec samorządowców, którzy dawali zgodę na to, żeby takie niebezpieczne odpady były gromadzone tak blisko dużego miasta.
Pytany o debatę polityczną związaną z pożarem ocenił, że przeciwnicy rządu nie mówią prawdy oskarżając obecny rząd, że pozwala na bezkarny import śmieci do Polski. "Po prostu nie mówią prawdy" - stwierdził.
Przypomniał, że od kilku lat obowiązuje zakaz sprowadzania śmieci komunalnych, a to za czasów poprzedników politycznych odpady były sprowadzane i m.in. funkcjonowały grupy przestępcze tym się zajmujące. "Kolejne grupy, które chciałyby wzbogacać się na tego typu działaniach są rozbijane przez polską policję, przez polskie służby" - zapewnił.(PAP)
autor: Aleksander Główczewski